Marta Skoczeń – Zegar

Za każdym razem kiedy siadali do posiłku, dzwonił pieprzony telefon. I zawsze trzeba go było odebrać, bo może matka (dla niego babka), może Elżunia, może Agnieszka, może agent ubezpieczeniowy, bo skoro jesteśmy w domu, to odbieramy, jakbyśmy byli, kurwa, pogotowiem ratunkowym albo wydziałem zabójstw (pardon, wydziałem do walki z terrorem kryminalnym i zabójstw). A później zrzędzenie, że żarcie wystygło, i że też ktoś sobie wybrał moment na dzwonienie. Ale służba nie drużba, więc przekazywali sobie słuchawkę jak sztafeciści pałeczkę, tak, że nawet biedny Adrian, czy tego chciał, czy nie, musiał porozmawiać z babcią, z wujkiem Jurkiem (ogórkiem), z ciocią Andzią, z panem Zbyszkiem; chyba że ktoś dzwonił właśnie do Adriana – wtedy chwytał słuchawkę, odchodził od stołu i szedł do siebie, choć w rozmowie przeszkadzały mu nawoływania matki „No chodź, bo ci wystygnie” i „odgrzane będzie niedobre”. 

Wszyscy spięci, ich spokój zawsze pożyczony, czas ukradziony. Patrz na zegarek, na zegar kościelny, na wieżę ratusza, nastaw budzik, nie zapomnij nakręcić, czy na pewno dobrze chodzi, może nastaw dwa, nie spóźnij się, czy zdążysz, wyłaź już z łazienki, przez ciebie nie zdążymy na pociąg. I nie zapomnij zadzwonić, żebyśmy wiedzieli, że dojechałeś; miałeś być o dziewiątej, nie marnuj czasu na głupoty; i pamiętaj o wizytach u dentysty, żebyś potem nie był szczerbaty jak matka.

Tak więc czas, proszę państwa, to nie przestrzeń, choć do mówienia o nim używamy metafor przestrzennych (a czy da się odwrotnie? Mówić o przestrzeni za pomocą metafor czasowych? A czym one miałyby być? Chyba Faulkner próbował, i chyba się wyłożył), czas to nie peron, nie prosta szyna, po której chodzimy tam i z powrotem (choć to nierozsądne, i gdyby tylko matka wiedziała…; no, wiadomo, lać po dupie i patrzeć, czy równo puchnie), to nawet nie lina rozpięta nad torowiskiem pomiędzy peronem 1 a 2. Bo czas to jest, proszę państwa – no kto mi powie? Beton, szkło i grafitowe niebo odpowiedzą pełnym zdaniem albo pisemnie, tam, gdzie wykropkowane, w dwóch akapitach.



Adam Zdrodowski – poeta, prozaik, tłumacz; od niedawna hałasuje pod szyldem Moon Machinery. Wydał tomy poezji Przygody, etc. (2005), Jesień Zuzanny (2007), 47 lotów balonem (2013) oraz Moon machine (2019). Przekładał Dave'a Grohla (The Storyteller. Opowieści o życiu i muzyce, 2022), Marka Forda, Gertrude Stein, Arvinda Mehrotrę, Williama S. Burroughsa, Vahni Capildeo, Marcusa Slease'a i Grzegorza Wróblewskiego. Publikował m.in. w „Wizjach", „Literaturze na Świecie”, „Przekroju”, „Odrze”, „Jacket Magazine”, „Diagram” i „Past Simple”.

Marta Skoczeń (ur. 1994) - absolwentka Wydziału Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie i studentka 5. roku École Nationale Supérieure des Beaux-Arts w Paryżu w pracowni fotografii i filmu eksperymentalnego. Posługuje się rysunkiem, grafiką, fotografią i filmem. Jej twórczość prezentowana była w ramach wielu zagranicznych wystaw i festiwali filmowych. Opowiada o pamięci, postrzeganiu czasu, relacji pomiędzy ciałem a przestrzenią.

Zuza Kruk (ur. 1997) – ilustratorka z Warszawy, studiuje na Wydziale Grafiki warszawskiej ASP, jest w komitywie ze wzorami i woli ilustracje na żarty niż na serio.