Kiedy byłem kamieniem, milczałem jak kamień
odrzucony przez budujących
mury getta, jak podniesiony z ziemi
kamień z plejstocenu, który tamtą Żydówkę
trafił prosto w głowę (od czego
się zaczęło). Od czego się zaczęło? Kiedy
byłem zwierzęciem w przedsionku ubojni,
łaknącą dżdżu i gnoju cebulką żonkila,
byłem ślepy jak dziecko patrzące pod słońce,
głuchy jak pień po ścięciu
drzewa życia. Kiedy
byłem śniegiem, sypałem się przez wszystkie ery,
ścieliłem na zagonach, pod którymi dotąd
próchnieją kości dziewcząt
w jedwabnych sukienkach.
A teraz mam język ciepły jak stodoła w ogniu,
mam usta pełne burz
jak lipiec ’41
i wreszcie mógłbym mówić,
lecz nie znam już
słów.