Książka Marcina Podlaskiego Trzysta cytryn do trzeciej potęgi tygrysa to bardzo ciekawy poetycki eksperyment, który polega na odtworzeniu, a później literackim wykorzystaniu języka osób cierpiących na psychozę. W wywiadzie dotyczącym zestawu wierszy z Trzystu cytryn… – opublikowanym w almanachu Połów: poetyckie debiuty 2018autor sam wspomina, że w ramach tego projektu interesuje go głównie schizoafazja. Warto jednak zauważyć, że nie tylko jej odtworzenia pojawiły się w  książce. We wspominanym wywiadzie Podlaski stwierdził: 

poznawszy dogłębnie, nie w teorii, ale przede wszystkim w praktyce, myśl i mowę schizofreniczną, zauważyłem u siebie po pewnym czasie, że jeśli włączę w moim mózgu przycisk on, potrafię myśleć i mówić w podobny sposób. Siadając do pisania tekstu przeznaczonego do cytryn, odpalam ten włącznik i staję się zupełnie inaczej percypującym świat człowiekiem. Staję się świadomym schizofrenikiem, odbieram rzeczywistość tak, jak osoba chora i wypowiadam się schizofatycznie jako podmiot dotknięty psychozą.

Schizoafazja to objaw występujący w niektórych chorobach neurologicznych oraz psychiatrycznych, (również w interesujących Podlaskiego zaburzeniach z kręgu psychoz) uwidaczniający się w mowie osoby nim dotkniętej. Jest ona wtedy nielogiczna/niespójna – składa się z przypadkowo dobranych słów, które mogą przypominać struktury znaczeniowe, choć nimi nie są: jako zupełnie przypadkowe nie znaczą. Jednym z objawów psychozy, którego występowanie można – tak jak schizoafazję – potwierdzić po wsłuchaniu się w tok i strukturę wypowiedzi pacjenta psychiatrycznego, może być też system fałszywych sądów i przekonań – urojeń, na przykład oddziaływania, wpływu, owładnięcia. Urojenia te, w przeciwieństwie do wypowiedzi nielogicznych/niespójnych, są logiczne i spójne, znaczą, i w oparciu o ich znaczenie można sądzić o ich prawdziwości lub fałszywości (zazwyczaj ich prawdziwość uznaje tylko pacjent; jednym z elementów leczenia jest stopniowa konfrontacja pacjenta z fałszywością jego urojeń). Kolejnymi objawami, do których nierzadko w toku wypowiedzi odnoszą się pacjenci cierpiący na schizofrenię, są omamy/halucynacje (np. wzrokowe, słuchowe – tu choćby tak zwane głosy oraz halucynacje dotykowe). Zdarza się, że pacjent, którego uwagę zajmują na przykład głosy, kieruje swoje słowa do nich, jak gdyby istniały one również poza jego umysłem. Wtedy wypowiedź może mieć dwojaki charakter: albo logiczny i spójny, czyli odnosić się do czegoś nieistniejącego poza umysłem chorego tak, jakby tam istniało, ale dzięki strukturze wypowiedzi pacjenta wytwarzać znaczenie; albo nielogiczny/niespójny, a więc odnosić się do tego samego, ale w strukturze wypowiedzi chorego nic nie znaczyć.

W Trzystu cytrynach… możemy napotkać poetyckie przetworzenia większości elementów psychozy, nie tylko schizoafazji (której przykładem jest tytuł tomu – o jego źródłach Podlaski mówi więcej w przywoływanym wywiadzie). W poszczególnych wierszach da się wyróżnić wypowiedzi o charakterze urojeń owładnięcia (wątek szatana), wpływu (na cały świat i boskości), prześladowczych (na przykład ze strony amerykańskich sił zbrojnych), ale także będące produktami omamów słuchowych, doświadczanych przez podmiot (głosy wyróżnione są czcionkami o różnych stylach); pojawiają się też bardzo częste w psychozach wątki religijne czy polityczno-militarne. Dodatkowe prześledzenie dynamiki (tu wiele wykrzyknień zapisanych kapitalikami) i tempa formułowania wypowiedzi przez mówiącego w wierszach (głównie przyspieszenia, nagłe zerwania toku, przeskakiwanie z wątku do wątku, ze skojarzenia w skojarzenie) potwierdza również, że w tomie mamy do czynienia z przykładami naśladowania mowy psychotycznej w bardzo szerokim, nie tylko schizoafatycznym znaczeniu.

Na poetycki warsztat Podlaskiego składa się z pewnością wysoka kontrola nad językiem i  jego brzmieniem. W przypadku Trzystu cytryn… szczegółowa forma, którą  przybiera, jest efektem głębokiego zbadania przez autora zjawiska psychozy oraz jego językowych charakterystyk. To niewątpliwie bardzo udany i ciekawy eksperyment polegający na  przeniesieniu do wiersza konkretnego rodzaju chorobowej wypowiedzi.

Na poetycki warsztat Podlaskiego składa się z pewnością wysoka kontrola nad językiem i jego brzmieniem

Podlaski wspomina jednak, że to nie wszystko. Podczas spotkania z Dawidem Kujawą zachęcał do interpretowania pozornie niezrozumiałych słów osób dotkniętych m.in. nierównościami klasowymi (np. w zakresie dostępu do nauki), które – budując niepoprawne pod jakimś względem albo po prostu bełkotliwe zdania – nie respektują utartej normy językowej, a przez to narażają się na społeczną niechęć i  niemożność porozumienia z innymi. Jako przykład osób „spoza nawiasu” (stąd, jak wspominał autor, bierze się motyw „otwarcia nawiasów” w wierszu kolportaż 9: nomen), których wypowiedzi należałoby interpretować w celu  destygmatyzacji, podawał schizoafatyków naśladowanych w książce. Tutaj wypada jednak wspomnieć, że niezrozumienie schizoafatycznych wypowiedzi i niepodejmowanie ich interpretacji wydaje się w pełni uzasadnione, ponieważ jako niespójne/nielogiczne nie podlegają w ogóle normie językowej (struktura logiczna wypowiedzi nie jest jej przedmiotem), a ich zrozumienie nie jest możliwe, ponieważ te wypowiedzi nie znaczą, ich nieinterpretowanie nie jest więc opresyjne.  W ramach kontrprzykładu podam dwa zdania, które można, nawet jeśli jedno z nich byłoby wypowiedziane przez osobę w psychozie, uznać za znaczące: (na przykład urojeniowe)„Bernie Sanders siedzi u mnie w domu” (norma językowa i struktura logiczna zachowane), albo inne, już niekoniecznie chorobowe, jak „Wziełem zakupy ze sklepu” (norma językowa niezachowana, struktura logiczna wypowiedzi zachowana). Domyślam się, że w kwestii wspomnianych już „nawiasów” Podlaskiemu chodziło o otwieranie wierszy dla wypowiedzi szczególnie drugiego typu. Konieczne jest  rozróżnianie wypowiedzi trudniejszych do zrozumienia – niezachowujących którejś z norm językowych, ale komunikujących coś poprzez spójną strukturę logiczną (czyli znaczących) – od wypowiedzi nie tyle trudnych, co niemożliwych do zrozumienia ze względu na brak struktury logicznej.  

Czytaj także:
Piotr Sadzik recenzuje
Anatomię melancholii
Roberta Burtona

Jeżeli chcielibyśmy jednak podjąć się zrozumienia schizoafatycznych zdań nieznaczących (i wszystkich innych tego rodzaju), zawsze dojdziemy do paradoksu w rodzaju „mówię espresso myślę doppio wychodzi aqua”. Podczas produkowania wielu interpretacji danej wypowiedzi musimy uznać, że nie ma ona jednego znaczenia (ani nawet dwóch), w związku z tym niczego konkretnego w interesującym nas momencie nie komunikuje, staje się więc pozbawiona znaczenia: tu koło się zamyka. Treści psychotyczne nieznaczące, na przykład  schizoafatyczne, mogą, ale nie muszą wiązać się z tym, co interpretującemu przyjdzie do głowy – nawet jeżeli założymy, że część wypowiedzi z jakiegoś powodu znaczy, to na jakiej podstawie mielibyśmy  określić, która to część i dlaczego akurat ta? Podlaskiemu chodziło tutaj prawdopodobnie o interpretację nieznaczących słów w celu wyciągnięcia z nich komunikatu, który byłby możliwy do odebrania.. To wszystko zapewne w celu wzmocnienia możliwości porozumiewania się osób mówiących niezrozumiale. Przykład, którego użył w Trzystu cytrynach… – chociaż  bardzo spektakularny językowo i misterny – nie spełnia jednak funkcji, na której autorowi najwyraźniej zależało.

Oczywiście nie chodzi mi o jakiekolwiek pozbawianie szacunku osób doświadczających schizoafazji, czy szerzej – psychozy. Wręcz przeciwnie, objaw ten nie jest po prostu trudnością komunikacyjną, jak chciałby autor – po stosownej farmakoterapii osoby wracają do zrozumiałej, zgodnej bądź niezgodnej z normą językową, mowy. Wtedy dopiero wraca przywoływany już problem wyrażenia powstałego wskutek nierówności klasowych, „Wziełem zakupy ze sklepu”, które – tu zdecydowanie zgadzam się z autorem Trzystu cytryn…  –  nie powinno budzić niczyjego oburzenia.

Książka Podlaskiego buduje od podszewki poetycki chorobowy język psychozy. W tym sensie jest eksperymentem, który powiódł się świetnie. Autor postuluje jednak destygmatyzację języków opierających się normie językowej –  korzysta w tym celu z bardzo niefortunnego przykładu, który zwyczajnie się nie broni. Podlaski wzywa do szukania znaczeń w komunikatach, które z założenia są niezrozumiałe, sądzę jednak, że interesuje go bardziej „otwarcie nawiasów” i dopuszczenie do równej komunikacji osób, których mowa jest możliwa do zrozumienia, ale z różnych względów opiera się normie językowej. Ten wątek nie jest w tomie tak widoczny jak językowe odwzorowanie psychotycznych wypowiedzi. Niemniej, zaciekawiona, czekam na więcej.


Marcin Podlaski
Trzysta cytryn do trzeciej potęgi tygrysa

korporacja ha!art, 2020


Weronika Janeczko (ur. 1994) – doktorantka CogNeS UJ, badaczka, psycholożka, redaktorka naczelna kwartalnika literackiego „KONTENT”. Publikowała w „Wakacie”, „biBLiotece”,„Gazecie Wyborczej” i „Małym Formacie”. Mieszka w Krakowie.


1 thought on “Mówię „espresso” myślę „doppio” wychodzi „aqua” (Marcin Podlaski, „Trzysta cytryn do trzeciej potęgi tygrysa”)”

  1. Pingback: FAZA BIEŻĄCA - W nawiasie i poza nawiasem. „Trzysta cytryn do trzeciej potęgi tygrysa” Marcina Podlaskiego | Stonerpolski

Comments are closed.