Krysia

Miała kasztanowe włosy i zielone oczy. Moja przyrodnia, starsza siostra. Dużo starsza, urodziła się 7 września 1939 roku, w piwnicy podczas bombardowania, w dniu kiedy nasz ojciec Zbigniew, zgodnie z apelem pułkownika Umiastowskiego wyszedł z Warszawy na wschód. Wrócił po roku, ale jego małżeństwo już się rozpadało.

Wychowywała ją matka, Wanda. Z wykształcenia historyczka, po wojnie pracowała w Polskim Radiu, często jeździła na inspekcje lokalnych rozgłośni. Krystyną opiekowała się wtedy nasza babcia Zenobia, a czasami brat Wandy, Andrzej Więckowski, który w 1956 roku wyszedł z więzienia, gdzie siedział za wojenną (WRN) i powojenną konspirację. Wyszedł przetrącony. Miał szaleńcze jazdy alkoholowe. Opowiadała mi koleżanka Krysi, Janka Kumaniecka, że w ich obecności dostał kiedyś ataku i próbował usmażyć na patelni kota.

W okresie dojrzewania zaczęły się kłopoty psychiczne Krysi ale z dokumentacji
medycznej nie wynika, kiedy właściwie zdiagnozowano u niej schizofrenię i kiedy zaczęto ją leczyć. Koledzy z ASP długo nie orientowali się w sytuacji. W ich towarzystwie nigdy nie przejawiała agresji, wydaje się, że gdy dopadała ją choroba, wycofywała się w bezpieczne miejsce.

Po maturze próbowała zdawać na filozofię i na psychologię, ale się nie dostała. Psychiatrzy w ogóle odradzali jej studia. Ale za pierwszym podejściem trafiła na ASP, choć Aleksander Rafałowski mówił mojej mamie: „nic nie umie ale wykazuje wiele pasji, potem się okaże”. „Nic nie umie”, „nie potrafi” – tak mówiono, kiedy oblewała egzaminy na studia, bliscy wątpili w jej talent malarski. Mówiono tak też do niej, bo w jednym z wierszy pisze przecież: „jedno umiem, choć nic nie potrafię”.

Piotr Mitzner
(fragment posłowia)

Wiersze

***

Dzień jest pokratkowany
w biało-czarne kraty
nuda jest tutaj biała
a wiatr jest tu czarny
nocą furman wywozi na pogrzeb
kamienie

ŻEBRAK

Żebrał o okruszki złota
dlatego że były błyszczące
a później się zawstydził i przestał
a potem otrzymał słońce

***

Dziś miasto zamknięto w futerał
wszystkie domy powkładały maski
i powietrze zostało zgęszczone
bo dziś jest katar

BOHATEROWIE

Antonino, spojrzyj się w lusterko,
jaką teraz będziesz bohaterką?

Chodzę do szkół niemądrych
i uczę się numerów,
ale przychodzę ciągle
do swoich bohaterów.

Antonina rozstała się z lokiem
i się stała szarym panem bogiem:
„szarzy ludzie,
czy to jest wasz apel?
jedno umiem,
choć nic nie potrafię”.

Jaką rzecz ty wybierzesz, Emalio,
że cię nazwę tak prosto Ireną,
którą na jasną, którą na czarną,
jaką na małą i na niezmienną.

Anastazy zamówił taksówkę.
Antonina wyszła z korytarza.
Mieszkania szuka, lustra
i losy ustawia
urywając kartki z kalendarza.

Myśli więdną, a dni ciurkiem płyną,
bokiem idzie przez posadzkę wielką.
Jednak się opanuj Antonino.
Kiedy indziej
będziesz bohaterką.

Proza

KRZYWA DROGA

Pewien chłopiec, kiedy się obudził po ciężkiej chorobie, wykonał skrzypeczki z małego drzewka, które rosło w doniczce na oknie i zaczął grać. Wtedy różne przedmioty poruszyły się w pokoju, a talerze zaczęły się do niego przybliżać. Od tego czasu kochał talerze, i rośliny, i przedmioty martwe, które znalazły w nim swojego opiekuna i kiedy grał, schodziły się do niego i chodziły za nim po świecie. Życie w takich warunkach stało się niemożliwe, dlatego ludzie wyrzucili chłopca z tej miejscowości i rzucali za nim kamieniami, jak odchodził, ale kamienie nie chciały ich słuchać i spadały im na głowy, w rezultacie wszyscy się pobili, ale chłopiec i tak odszedł. Jedna brzózka, która rosła na samym końcu lasu, odłączyła się i poszła za nim.

Odeszli do bardzo dużego, nowoczesnego, śmiesznego miasta. A że to już była noc, a miasta u nas bardzo często nieoświetlone, więc chłopiec nie mógł widzieć swojego instrumentu i pomyliły mu się strony, i jeździł smyczkiem nie po strunach, tylko po pudle.

Brzózka stanęła na środku ulicy, a on tego nie widział, bo było ciemno.

Po pewnym czasie wszedł w jakąś uliczkę, obustronnie udrzewioną.

W jednym oknie była głowa. Dziecko zdziwiło się trochę, bo wiedziało, że wszyscy śpią już o tej porze.

Głowa powiedziała: „Jak to dobrze, że tak patrzę, żeby nic nie przegapić. Popatrz, jak trzymasz te skrzypce. Przełóż je, radzę ci, na właściwą stronę”.

Dziecko nie zrozumiało nic z tego, bo było głuchonieme i widziało tylko poruszające się usta. Bo właśnie zaczęło się rozjaśniać. Głowa wreszcie zdenerwowała się i kazała ręce otworzyć okno i szybko przekręcić skrzypce na właściwą stronę.

– Wyświadczyłam ci przysługę. Rozumiesz? – krzyczała głowa, a dziecko było
zdziwione, że ona się go nie boi.

Wtedy głowa pokazała na migi, żeby za jakieś dwadzieścia cztery godziny, jak obejrzy sobie miasto, przyszło do niej pod okno, a dziecko bardzo chętnie się zgodziło, bo nie wierzyło, że się znajdzie ktoś, kto chce je jeszcze raz zobaczyć i odeszło grając jakiegoś wesołego marsza, a drzewka wychodziły ze swoich stanowisk i szły za nim parami.

– O, miałam rację – rzekła głowa – jutro będę mieć całe miasto pod oknem.

Kiedy się rozjaśniło, ludzie jak wariaci lecieli do swoich zakładów pracy, upychali się do tramwajów itd. i wtedy właśnie dziecko przyszło do takiej ruchliwej ulicy, prowadząc las. A ponieważ ciągle grało, zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Elektrony i w ogóle cały prąd elektryczny, na którym oparte były tramwaje, zaczął wydobywać się z drutów i dążyć w kierunku muzyki. Wszystkie przewodniki się naelektryzowały i ludzie, porażeni prądem, byli wyrzucani w powietrze i dosłownie fruwali na kilka metrów. Wtedy tą sprawą zajęła się milicja i dziecko zaaresztowano.

Później ustalono, że zostanie ono rozstrzelane jako szkodliwy czynnik społeczny i napisali tak: „Automat, zmierzający do wywrócenia istniejącego od lat porządku rzeczy, który dąży do przewrotu na niekorzyść człowieka, zostanie zlikwidowany”. I pod tym podpisy.

I dziecko ustawiono na tle ogromnego muru i tłumy przybyły na egzekucję jak w
średniowieczu. A wtedy, żeby wszystko zdołało strzelać, dano mu zaczarowane skrzypce.

Dziecko zagrało dwa razy i tony te przeznaczyło dla głowy. Ale ona niestety właśnie poszła spać, żeby raz się wyspać i spała. I nic nie pomogła.

Wtedy dziecko zrozumiało, że umrze i zaczęło grać o śmierci. A że miasto jest bardzo czułym instrumentem, wszystko zaczęło mu wtórować, a szczególnie te instrumenty orkiestrowe zaczęły grać same, a i te instrumenty, na których właśnie odbywały próby różne orkiestry jazzowe (mające zwyczaj zagłuszać strach przed życiośmiercią) i zatrząsł ludźmi straszny strach i płacz, który przerodził się w śpiew. I przedmioty zaczęły iść, i ta brzózka, i domy olbrzymie strzasnęły się ze sobą jak klocki. A dziecko to wszystko słyszało, bo było bardzo, bardzo głośno. I wtedy otworzyło się niebo bardzo głęboko, tak, że widać było p. Boga i wypłynęli aniołowie i wzięli go góry chłopca za skrzypcami i z tą brzózką. Ale nie wiadomo, czy dlatego, że ocenili jego nieziemskie zasługi, czy dlatego, żeby doprowadzić świat do porządku.



Krystyna Mitzner
Po mojej stronie

Do druku podał Piotr Mitzner
doM wYdawniczy tCHu, 2020, s. 151


Krystyna Mitzner (1939–1962) – poetka, malarka. Studiowała na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Chorowała na schizofrenię. Ostatnie lata życia spędziła w szpitalach psychiatrycznych.

Piotr Mitzner (ur. 1955) – poeta, eseista, literaturoznawca. Redaktor miesięcznika „Nowaja Polsza” w latach 2000–2018. Profesor na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Jego pierwszy arkusz poetycki Dusza z ciała wyleciała ukazał się w drugim obiegu w 1980 roku. Od roku 2000 opublikował tomy wierszy, m.in.: Dom pod świadomościąpolak MałyUlica tablic. W 2019 roku wydał tom Siostra, w 2020 – Przygody chłopca, w 2021 ukazał się wybór jego wierszy Przejścia. Tłumaczony na rosyjski, francuski, czeski, albański, litewski, hiszpański, bułgarski i hebrajski. Laureat Nagrody Literackiej Fundacji Kultury, Nagrody Poetyckiej Orfeusz i Nagrody „Zeszytów Literackich” im. Józefa Czapskiego.