Rok 2020 nie przejdzie do historii jako szczególnie łaskawy dla artystów. Są jednak nieliczne wyjątki. Na rodzimym horyzoncie pandemicznych smutków i beznadziei zajaśniała gwiazda jednego autora, który cierpliwie czekał na swoje pięć minut. Po dwunastu latach, które upłynęły od jego poetyckiego debiutu z 2008 roku (Różyczka), w końcu się doczekał. Z obecności widmowej przeszedł w ciało i mowę. Już nie tylko w swoich twórczych poszukiwaniach zaczął być „na językach”. Autor, którego zbiór opowiadań Halny najpierw trafił na listę dziesięciu najlepszych książek 2020 roku pisma „Książki. Magazyn do czytania”, a następnie zdobył nominację do Paszportu Polityki, zaistniał dla szerszej publiczności. Co przesądziło o sukcesie Igora Jarka? Jest przynajmniej klika elementów, które się na niego złożyły.

*

Jeżeli literatura bierze się z podsłuchiwania, to Jarek opanował tę sztukę do perfekcji. W rozmowie z Justyną Jaworską tak charakteryzował swoje pisanie: „W sumie z życia wzięte jest całkiem sporo, zwłaszcza jeśli chodzi o język, bo tego nie byłbym w stanie wymyślić, to musiałem po prostu usłyszeć”1. Jego pisarstwo rzeczywiście wyróżnia świetny słuch językowy, dlatego nie dziwi, że po wydaniu dwóch książek poetyckich i trzech komiksów (w duecie z żoną-graficzką, Judytą Sosną), próbował swoich sił również w formach dramatycznych. Halny – nowohucki wielogłos rozpisany na monologi o fatalnym losie i deterministycznym wpływie biologii i środowiska na człowieka – okazał się kwintesencją tych poszukiwań. Na książkę złożyły się trzy monodramy, publikowane wcześniej na łamach „Dialogu”, „Twórczości” i „Małego Formatu”, które, zebrane w jednym tomie, stworzyły spójną całość.

Jeżeli literatura bierze się z podsłuchiwania, to Jarek opanował tę sztukę do perfekcji

U Jarka na pierwszy plan wysuwa się mowa ulicy: banalnie codzienna i prymitywna, skrajnie wulgarna, zarazem jednak finezyjna, a niekiedy – przewrotnie poetycka. Dlaczego przewrotnie? Bo wyłuskująca jakąś nieoczekiwaną dawkę egzystencjalnego i czułego liryzmu z nawijki, przekleństw czy zwyczajnej paplaniny. Tak choćby, jak w wersach otwierających wiersz rynek:

Jest nas troje ale gada tylko koleżanka pani ewy On ją bije
Kurwa! Nas też Pamiętam jak się spierdalało w piżamie na
około bloku Ale teraz? Przecież ona ledwo chodzi Coś jej się
tam blokuje w biodrze Dłonie ma jak szpony Kurwa! Jest nas

troje Ale tylko ja i pani Ewa jesteśmy tutaj dla pieniędzy:
sprzedajemy kwiatki w całodobowym namiocie na rynku i chociaż
to naprawdę ciepły listopad Pracujemy w takich godzinach że z
zimna nawet tramwajom odechciewa się śmierdzieć A bezdomni
spod kiosku zaczynają płakać Jest nas troje ale gada tylko koleżanka pani 

ewy On ją kiedyż zabije Kiedyś zabije i nagle cichnie Żeby za chwilę
powiedzieć ze śmiechem Ewka mamy zajebiste proporcje Jeden facet Dwie 

laski Mogłaby być niezła zabawa co Ewka? Jest nas troje i wszyscy

się śmiejemy

Fraza Jarka pulsuje szybkim tętnem, w zapisach lirycznych nie przytrzymuje jej ani interpunkcja, ani klauzula. W prozie Halnego jest podobnie – nie ma miejsca na długie, wielokrotnie złożone zdania, ponieważ ich powolność nijak miałaby się do dynamiki miejskiego życia chłopców i dziewczyn, którzy tylko wegetują od piątku do piątku. Autor wali zdaniami, tudzież ich równoważnikami, jak z karabinu i jest to doskonały przykład symbiozy formy i treści, która w literaturze powinna stanowić regułę. 

O ile fabularnie zdarza się Jarkowi chadzać na skróty i korzystać z wypróbowanych narracyjnie rozwiązań zaczerpniętych z literatury gatunkowej (m.in. motyw „czarnej studni”, która skrywa górnicze sekrety w Glück auf! i Czarnej studni; konwencjonalna historia dilera Krystka w Halnym, który angażuje się w interes, a później współpracuje z tajniakami z miłości do młodszego brata; monolog chłopaka z bidula, który robi karierę w półświatku z opowiadania Królowa itp.), o tyle język jego postaci ani na chwilę nie traci na świeżości. Nie tyle reprezentuje on rzeczywistość, co raczej staje się nią – w jego strumieniu jak w znanym Wittgensteinowskim bon mocie zaznaczają się wyraźne granice rządzące światem bohaterów. 

Dostajemy więc literaturę na wysokich obrotach – językowo rozpędzoną i wulgarną, skupioną na akcji pełnej „ludzi i wydarzeń” stanowiących sedno dramatu (dokładnie tak, jak opisał swoje zainteresowania autor w krótkim wstępie do Spodoustych). To proza nie dająca się sparafrazować, która siłę czerpie z żywiołu mowy potocznej i czyni to z zachwycającą lekkością.

*

Jest również Jarek autorem o konsekwentnej wyobraźni, która lubi „zaczepiać się” w minionym, konfrontując przeszłość z brutalną posttransformacyjną rzeczywistością kapitalistyczną. Z tego powodu Ewa Bal zaliczyła jego dramat Glück auf! (historia o Śląsku kopalń odchodzącym w przeszłość) do nurtu nostalgicznego, pisząc, że „chodzi w niej zasadniczo o ujmowanie świata przedstawionego dramatu oraz postaci w nim działających we współczesną ramę czasową po to, by wytworzyć w widzach wrażenie dysonansu między wyidealizowaną i przedstawianą na scenie przeszłością a trudną do zaakceptowania teraźniejszością”. Główny bohater tej sztuki, stary punkowiec o górniczym pochodzeniu, Walter Goj – który nie chce zgodzić się na sprzedaż swojej działki warszawskiemu koncernowi Energia – na pytanie przedstawiciela nowego, młodego pokolenia: „Niby jacy jesteśmy?” odpowiada: „Przegrani, ale zarazem tak pewni swojego zwycięstwa, że długo wam zejdzie, nim się zorientujecie, że wszystko, co macie, to jedna wielka porażka”.

Tę upartą wiarę w zwycięstwo, jakąś heroiczną nadzieję, która przypomina bardziej groteskową pogoń za spełnieniem neoliberalnego snu o potędze, gdzie każdy chciałby być kowalem swojego losu, przejawiają też bohaterowie Halnego: Bursztynek z Nowohuckiej kolędy śpiewający mafiosom kolędy do kotleta, kierowca Królowej próbujący wymazać przeszłość w bidulu czy diler z Halnego, przed którym – jak to zwykle w takich opowieściach bywa – jeszcze tylko jedna akcja, zanim będzie mógł pozwolić sobie na święty spokój. Każdy z nich zostanie wyjątkowo boleśnie odarty ze złudzeń, tak jakby autor – niczym złośliwy demiurg – pastwił się nad swoimi bohaterami, nie pozwalając im zapomnieć, że życie to nie kolorowy film.

Czytaj także:
Juliusz Pielichowski
o wierszach zebranych
Arkadiusza Kremzy

Z jednej strony jest więc u Jarka nostalgia tak wyraźnie obecna w polskiej prozie ostatnich lat. Zakorzenia ona postaci w przeszłości, każąc im patrzeć na teraźniejszość przez pryzmat tego, co było i jak było. W ten sposób patrzą na „nowe teraz” górnicy z komiksu Czarna studnia, którzy przedstawiają siebie i swoje światy poprzez opowieści z przeszłości. Wracają do dziecięcych traum, odziedziczonych rodzinnych legend, a nawet lokalnych wierzeń podawanych z ust do ust przez pokolenia. To ich kod rozumienia rzeczywistości. Nic dziwnego, że średnio odnajdują się w „warszawskim” neoliberalnym wariancie odzyskanej wolności. Podobnie Torreador – jeden z narratorów Nowohuckiej kolędy – po wyjściu z więzienia trafia wprost na poligon polskich lat dziewięćdziesiątych i szybko wypada z gry, zapijając się w mieszkaniu po matce.

Jednak z drugiej strony nostalgia często płynnie przechodzi u autora Halnego w sentymentalizm. To zresztą ciekawe, że cały ten zastęp gangsterów, odpychających i prymitywnych osiłków czy meneli nie zostaje bynajmniej poddany prostej dehumanizacji. A trzeba przyznać, że poetykę półświatka reprezentowaną przez ludzi z tzw. marginesu, ale i prostych robotników, eksploruje autor z nieskrywaną fascynacją. 

Jeżeli chodzi o wątek mafijny, to chyba najbardziej bezpośrednio wprowadził go Jarek w sztuce Kwiat paproci oraz w komiksie z 2018 roku Spodouści. Ten ostatni jest serią wspominek polskich gangsterów, którzy w rytuale przypominającym dziady przybywają na „ostatnie smutne chlanie” w knajpie Urocza, by opowiedzieć o swoich burzliwych karierach i jeszcze bardziej burzliwych upadkach. Zwycięża więc przewrotna empatia, ciekawość, otwartość na Innego – choćby i największego zbrodniarza. Weźmy dwa przykłady, w których rozpędzony bluzg zostaje niespodziewanie przykryty jakimś balansującym na granicy tandety ładunkiem czułości: diler z Halnego nie dość, że próbuje odłożyć pieniądze dla brata, to potrafi jeszcze w jednej z bardziej tragikomicznych scen płakać z dziadkiem swojego dostawcy dragów, narzekając przy tym na samotność; innym razem w opowiadaniu Nowohucka kolęda ojciec-alkoholik i syn-aspirujący bandyta pierwszy raz w życiu przełamują dzielące ich bariery, śpiewając wspólnie kolędy na gangsterskim przyjęciu. A jednak, pomimo tych „momentów słabości”, rzeczywistość w literaturze Igora Jarka wpisana jest w ultraironiczną ramę, pozbawioną czułostkowości. Tu wszystko musi się skończyć źle, a każdy akt sentymentalizmu potęguje tylko śmieszność i wzmaga poczucie egzystencjalnego absurdu.

Rzeczywistość w literaturze Igora Jarka wpisana jest w ultraironiczną ramę

*

Jeszcze inną ważną cechą twórczości autora Halnego jest organiczny związek jego wyobraźni z przestrzenią, która staje się fantazmatem – nie tylko miejscem geograficznym, lecz także częścią integralnie towarzyszącego mu dyskursu. Pisarz „opakowuje” miejsca tak, jakby zapisywał w pamięci swój teren, co szczególnie widoczne jest w jego debiutanckim, znakomitym komiksie Słowackiego (2016), który przedstawia mieszkanie w centrum Katowic – synekdochę Górnego Śląska. Gdy Jarek, jeszcze jako górnik, zamieszkiwał ten region, jego teksty karmiły się fascynującą górniczą mitologią z jej specyficznym „męskim etosem” oraz zastępem niesamowitych postaci takich jak utopce, wiwreny, skarbki, szarleje i inne diobły. Przeprowadzka do Nowej Huty zaowocowała z kolei Halnym – książką, która wkracza w nowohucką mitologię miejską, przemawiając głosami swoich dzieci przeklętych przez złośliwy los. Jarek nie przełamuje w żaden sposób złej sławy robotniczej dzielnicy miasta Krakowa. Wręcz przeciwnie – w nieco komiksowej manierze robi z niej polskie Sin City, miasto grzechu o kolorze „brudnej, gównianoszarej wody” przypominającej narratorowi Halnego tę samą wodę, w której na lekcjach plastyki „tąkał pędzle”. W takiej scenerii opowieści o okrucieństwie życia nabierają iście epickiego rozmachu.

Skłonność do zakotwiczania myśli w konkretnej przestrzeni doskonale uwidaczniają także wiersze z Białaczki, które przybliżają życia mieszkańców pewnej „dzielnicy”. Zamieszkują ją przekraczający kolejne progi inicjacji chłopcy, ale i lokalne autorytety: ksiądz, dzielnicowy, listonosz. Jarek sięga po mityzację, uniezwyklając prezentowaną rzeczywistość i wpisując ją w archetypiczny wymiar istnienia świata, gdzie nieustannie konfrontują się ze sobą światło oraz ciemność, zagarniając do swego manichejskiego spektaklu młodocianych bohaterów. 

Czytaj także:
Jan Potkański recenzuje
Różaglon Filipa Matwiejczuka

Wczesne wiersze zarysowują ciekawy kontekst dla Jarkowych fabuł, ponieważ można czytać je jak preludium do opowieści o zmaganiach bohaterów z losem. W „wierszach dzielnicowych” Jarka, poświęconych chłopięcemu wkraczaniu w dorosłość, scena wydarzeń – swojska dzielnica – przypomina obszar przetrąconego moralitetu, gdzie toczy się walka o każdy jeden życiorys. Tu właśnie „wpada światło żeby zamienić się w ciemność” (dobre wychowanie), a czytane jednym ciągiem opowieści zebrane w Halnym wydają się naturalnym ciągiem dalszym tej historii. Dobrym spoiwem między tymi światami mógłby być wiersz bez tytułu, w którym poeta po raz pierwszy wykorzystuje metaforę wiatru: „Sen mnie chyba uczynił tym słabym wiatrem / który na razie nawet nie wie że jest Że istnieje”, a kawałek dalej: „Jestem wiatrem / i mam tylko wolno wyprowadzać chmury z ich schronienia / udając że nie czuję jak bardzo się boją”. Ten wiatr przybiera w twórczości Jarka na sile, rozpędzając się aż do halnego, który w tytułowym opowiadaniu z ostatnio wydanej książki zamienia się w metaforę fatalnej destrukcyjnej siły wyrzucającej bohaterów z ich egzystencji.

Sugerowałem już wcześniej, że często trafiają się tu źli chłopcy o dobrych, miękkich sercach. Można odnieść wrażenie, że życie wymyka im się spod kontroli – że są tylko postaciami, które ktoś przesuwa na planszy. Paulina Małochleb wpisała tę rzeczywistość w antyczny wymiar tragedii greckiej i trudno nie docenić tej interpretacji. W bezdusznie brutalnym, silnie zdeterminowanym świecie prozy Igora Jarka nieważne, kto bije ani kto jest bity, ponieważ wszyscy tkwią w tym samym, zmienia się co najwyżej chwilowe rozstawienie. Ten, który aktualnie jest na szczycie, za chwilę może stracić koronę, nie naruszy to jednak w żaden sposób panujących zasad: szaro-mglisty horyzont pozostanie bez zmian, a w życiu, jak to w życiu – i tak zawsze dostanie się to, czego nie chce się dostać.


1 Muzeum ostatniego górnika, rozmowa z Igorem Jarkiem, „Dialog” 2017, nr 12 (733), s. 129.



Marek Olszewski (ur. 1986) – polonista z doktoratem, nauczyciel, recenzent, autor bloga „Czytelnia osobista”, współpracuje z pismem „Nowe Książki”, publikował też m.in. w „Odrze”, „Dwutygodniku”, „ArtPapierze”, „Opcjach”, „Akcencie”, „Elewatorze”, „Polonistyce”, „Wyspie”.

Olga Grygiel – studentka warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Szczególnie lubi tworzyć ilustracje w technikach mieszanych, łączyć metody cyfrowe z tradycyjnymi. W wolnych chwilach, kiedy nie rysuje, zajmuje się malarstwem olejnym i czytaniem horoskopów.