Eddy, zniewieściały chuderlawiec, wciąż musi przeskakiwać w kolejne
wcielenia, żeby żyć.

Eddy

Chłopiec opiera teraz czoło o zimną powierzchnię płytek w szkolnej szatni.
Kilka sekund przyjemnego chłodu, jest dziesięć minut do ósmej i wokół gwar głosów, a on ma gorączkę. W gardle czuje spływającą ropną wydzielinę, kwaśność. Wszystko podrażnione, opuchnięte. Trzy dwa jeden, wstrząsa nim kaszel. Dreszcze i szum w uszach, pusty przebieg dwóch minut przed godziną ósmą, godziną wampirzego tryumfu instytucji. A teraz przeciągły dźwięk dzwonka przeszywa mu skronie – to już nie ta sama migrena z nerwobólów, to inny rodzaj bólu głowy.

Duszno i śmierdzi. Klasy od „A” do „J”, w każdej po trzydzieści ciał
młodszych i jedno starsze, nadzorujące. Ciała młodsze: wściekłość gruczołów, cera każe ci się wstydzić, zadziwiająca potliwość, która zawsze kojarzyła się przecież z tymi starszymi ciałami. Poci się ciało, potem nasiąka podkoszulek, a smród przebija się przez sweter i nałożony na niego mundurek – kamizelkę z pomarańczowym logiem szkoły.

Korytarz: śmierdzący tunel obmalowany łososiową farbą, gęstniejący od
niewyspanych ciał. Zjawiają się tu co 45 minut, a szeregi zakurzonych kaloryferów pompują dziwne ciepło w ocieractwo młodszych i nadciśnienie starszych. Teraz wtłaczają się do klas i śmieją się, pierwszy raz dzisiejszego niewyspania.

Ale nie, nie pójdzie dzisiaj na lekcje. Zostanie w łososiowym tunelu. 8:01 –
dziwnie naciąga usta, żeby móc chuchnąć sobie w nos i sprawdzić jaki ma oddech. Ropa, kwaśność, zabija ją gumą do żucia, jej miętowym uderzeniem po opuchniętej jamie ustnej i pozatykanych nozdrzach. Guma do żucia: pozwala ciamkać czas w łososiowym tunelu. 8:10 – idzie do kibla. Z nudy, wyłącznie z nudy. Często wychodzi tak z lekcji, żeby tylko się przejść. Usiąść w samotności na kiblu, kiedy w kiblach nikogo nie ma, wszyscy na lekcjach. Białe ściany walą go po oczach. Parzy ręce przy myciu, takie krany.

Eddy

Eddy wierzy, że gaz pieprzowy pomaga na wiele odmian choroby
nowotworowej, haha, żartuje. Eddy, który lubi oglądać duszące się robaki, po prostu teraz żartuje. A teraz, kiedy ciała wychodzą z klas, 8:45, po prostu rozpyla gazowane www.militaria.pl.

Robale biegają po łososiowym tunelu, nikt ich nigdy nie podejrzewał o taką
witalność. Eddy wychodzi i staje przed szkołą. Służby krzątają się przy ewakuacji. Pani dyrektor, ta kurwa udrożniająca na poziomie instytucjonalnym klasową segregację, jest wściekła.

Eddy o pustej twarzy mówi w pustą twarz kamery przemysłowej: moje ręce są
teraz na smyczy myszki, która jest na smyczy chłopca sinego z frustracji i chorego z nudy, garbusie, kolego, onanisto popleczniku.

Eddy

Ruchy mojej prawej ręki na komputerowej myszce zmieniają perspektywę
bohatera, palce lewej dłoni na klawiaturze sprawiają, że chodzi do przodu i do tyłu, że zmienia broń na granat, że kuca i się czołga. Nie umiem go uśmiechnąć, ale nawet nie chcę, bo kwaśną ma twarz.

Kiedy gaz pieprzowy staje się granatem? Nie wiem, to się dzieje w jakimś
nieuchwytnym momencie. Pewnej nocy budzisz się spocony, idziesz napić się soku do kuchni , a przed telewizorem para wieprzy uprawia stosunek płciowy. Reszta to twoje fiksacje.

Takiej nudy już nie ma? No nie pierdol, w pokoju pecet pompuje zakurzone
powietrze dwadzieścia cztery godziny na dobę. I tylko przy jego dźwięku mogę
zasnąć. Zresztą to pecet-trup i rusza nim pozacinany internet. Szum, odświeżacz powietrza, długie godziny i ja nie wiem, co ze sobą zrobić w San Andreas. Do pokoju wchodzą czasem matka albo ojciec. Matka to pasywna agresja, wiecznie niezadowolona i niewyspana. Kocha cierpieć katusze. Dzisiaj chodzi z owiniętą wokół głowy apaszką nasączoną amolem, to jej dzień migreny. Ojciec jest popierdywaczem, ma żółte paznokcie i zaciekle walczy o autorytet. Żre tabletki przeciwbólowe, ona, moja matka, zresztą też. Żrą tabletki przeciwbólowe jak wieprze, piją wodę mineralną albo piwo i oglądają telewizję, cokolwiek w telewizji.

Wchodzi matka. Kładź się spać, na ósmą szkoła. Przedsenne czynności.
Popatrz, mamo, myję zęby przed snem. Tato, tak jak ty nalewam szklankę wody, żeby w nocy móc ugasić pragnienie.

Teraz długi ciemny szum we własnym pokoju.

Idę po wodę. Przy blacie kuchennym ojciec popija tabletkę przeciwbólową.
Myślę sobie tak: wyglądają jak ciasteczka, smakują jak ciasteczka, a to pyszne płatki śniadaniowe. A potem wracam do pokoju i po drodze jak świrusek ocieram się o framugę drzwi.

Eddy3D



Mateusz Górniak/Grzegorz Tortellini – organizm z pączkującymi organami. Można się podpinać, wrastać, uwieszać. Funkcjonuje jak świetlica w szkole podstawowej, gdzie pokorbione dzieciaki przynoszą w tajemnicy przed faszyzującą wychowawczynią kupione przez rodziców zabawki, a potem, na obleśnym dywanie, robią nimi crash. Widzimy taki obraz: ludziki miliona płci biegają opętańczo z punktu do punktu, między czułością a dzikością. Wrzeszczą, łapią pęd, chuchają na obdarte kolana ciamajdów. Interesuje nas wszystko, czym możemy się stawać w obrębie tego harmiderku.

Adam Miklaszewski (ur. 1997) – student grafiki na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Pasjonat grafiki użytkowej oraz elektroniki.