Café Marrakesz

Szansa, że świat powstał w punkcie, które zajmuje
teraz oko gawędziarza na Dżemaa-el-Fna
jest mała, ale lepiej powściągnąć opinię,
nie wypluwać niedoszłych słów. Dawniej byłem tam
w stanie targować się po świt o każdy wyraz
jak o dirham i barwiłem go niczym skórę
garbarze, jaskrawo – jak wiosną oaza.
Z każdym dniem zaczynałem świat na nowo: trudem
nie było dla mnie nabranie słońca na palec
i wpędzenie go w obłędny ruch w drugą stronę
do czasu pierwszych ksarów, gdy bajarz na placu
wyobrażał sobie odzew na swoją strofę
za tysiąc lat, którą ja jestem i trawię ją
z włóknem kłamstwa – bo więcej było tolerancji
w bitce z chacharem z Tetuanu, który kiedyś dźgnął
mnie kijem, a ja zbeształem go od psich nacji,
niż dziś w moim sądnym spojrzeniu spod Cafe France.
To we mnie jest dziś więcej czerni i terroryzm,
które, kiedy nikt nie patrzy, wysadzam palcem
na guziku z napisem ŁADUNEK: -IZM.

Dziewczyna po instant locie w cenie burgera
uwiecznia swoją samotność na tle plakatu
I LOVE MAROC, nim opuściła embraera.
Nie wie, że to miasto ucichło i wyblakło.
Naganiacze gdzieś zniknęli, kupcy na sukach
przywarli do ścian. Ja nie wiem, że medyna
we mnie ucichła, tkanka czasu wrasta w uda
i tak trudno przedrzeć się przez tłuszczaki kpiny.
Na szczęście czerwone dachy wskazują drogę
do czystych dolin ośnieżonego Atlasu.
Zapisałem nietrafnie dwadzieścia trzy słowa
na opis złocistego nieba w Marrakeszu,
wbitego na pikę meczetu Kutubijja.
Gawędziarz z Dżemaa-el-Fna ocalił mnie puentą:
Tu liczba możliwych słów jest nieskończenie długa,
ale na blask nieba zmierzchem jest tylko jedno.

Wycieczka

W czerwcu 1944 roku trzech Niemców
w pogodny wolny od pracy dzień
wybrało się z Krakowa na wycieczkę
rowerową za miasto, do Ojcowa.
Zastrzelili ich w okolicach Giebułtowa, tam
skąd pochodziła żona Matejki.

Pireneje

Tajemnica: ta noc, gdy zobaczyłem
jak rant Pirenejów rozcina kosmos,
zebrało mi się na wymioty. Uwieszenie.
Cud. Obroty. Utoczeni. Obrani
w chmury i sporysz. Punkcik istnienia
w nieistnieniu, które widzi to inaczej.
Urodził nas kamień.
Dobra matka powie do dziecka
choć jedno słowo: oko
łopocze czasem.



Andrzej Muszyński (ur. 1984) – autor reportaży Południe oraz Cyklon, a także książek prozatorskich Miedza, Podkrzywdzie, Fajrant. Opublikował też opowieść Bez, która porusza tematykę bezpłodności. Autor autobiograficznego Domu ojców, w której opowiada o uprawie ziemi i prehistorii. Wyróżniony nominacjami do nagród literackich m.in. trzykrotnie do Nagrody Literackiej Gdynia. Mieszka w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej pod Powroźnikową Skałą.

Jan Porczyński (ur. 1997) – student Wydziału Grafiki ASP w Warszawie. Sam do końca nie wie, co go inspiruje. Lubi bardzo szczegółowo planować swoje prace, lubi też, kiedy te plany się nie sprawdzają. Chciałby, żeby codziennie mu się coś śniło.