Lepiej strzelać do przedmiotów. Celuję w filiżankę na najwyższej półce, w regał z książkami, w misia. Ma oczy i się uśmiecha. Każde dziecko nadaje mu imię i wozi w wózku. Jest wypchaną szmatą! Kula przebije go na wylot – wyleci puch, żadnej krwi. Filiżanki nie boli. Martwa porcelana. Żadnych duchów, ulatujących wspomnień. Regał z książkami – drewno, papier.
W nocy przez okno, powtarzając starą bajkę o wiązanych prześcieradłach. Po pracy, odmawiam powrotu; zamiast do domu – na skraj osiedla, w miasto.
Moje marzenie zniszczenie. Niszczenie – zniszczenie. Naturalny rozkład i zaplanowana masakra. Tragedia wyposażenia wnętrz, zemsta na sprzętach domowych. Jeśli nadchodzi koniec, chcę przyłożyć do niego rękę. Jeśli mam się tu zestarzeć, dajcie mi łom.
Mocuję się z szafą, przegrywam wagą. Napiera na mnie, nie puszcza. Zostaw! Nie rusz. Nie dotykaj. Spierdalajcie pościele i koce, dywany i ścierki, stołeczki, lustra. Spierdalajcie detergenty i inne środki czystości. Wypierdalaj mop! Wypierdalaj odkurzacz!
Czułość do przedmiotów uczy czułości do ludzi. Strach, że zakocham się w przedmiocie, nie w człowieku. Całuję łyżkę. Kołdra pamięta zapach – przedłuża obecność. Narzędzia – skrzydła ręki, mogą drapać, głaskać. Drażnią lub koją. Chętnie je wyrzucę, ale nie mam pomysłu, czego użyć w zamian. Zagłaszczę się na śmierć, z dobroci suchą skórą podpalając pościel.