mówiono będzie burza a jednak kobiety obok mnie
rozbierały się do naga żeby pójść na basen popływać
choć nie było pogody choć niebo w granacie iskry sypały się
tylko z ich oczu i beztroskich żartów a potem wszystko
znikło i ty zostałeś i śniłeś mi się nadal przyjemnie
choć nie pamiętam jak – wybacz
zielone szkiełko dźwięk wyjęty z torby rękaw
zahacza o zamek stop klatka zielone szkiełko minaret
jak latarnia morska dźwięk wyjęty z gardła zahacza
horyzont stop klatka zielone szkiełko krzyk z krtani
jak refren z pustyni wyjęty język o język zahacza
stop klatka na wargach przestrzeń
zostają w tamtym czasie jakby przymocowano im
styropianowy balast spadochrony z metalu zanurzono
w namiotach z ciekłego helu rozsypano spoconych
i lśniących w lekkich garniturach letnich sukienkach
w wielu miejscach naraz młodsi niż ze mną
naprawdę jest wszystko? chwiejni narciarze na zbyt obłym
stoku – bieli i błękitu trochę tu w nadmiarze – suną w dół zygzakami
niepewni kierunku czerń drzew przypadkowych i skuterów śnieżnych
zapach spalin silniejszy niż zapach igliwia – naprawdę jest wszystko?
ostatnie życzenia sen płytki napięty pogrzeb w walentynki lub śmierć
w imieniny tłum spojrzenia gęste i msze rutynowe śmiech nieprzyzwoity
zimno tłuste doskwiera wyjazd w góry ferie staranny pochód nart
w topiącym się śniegu mżawka na wyciągu lekkie kołysania
zgrzyt kolejki wjeżdżamy smog jak mgła róż zmrożonej skóry
kurz którego nie ma o tej porze roku – naprawdę jest wszystko?