Postanowiłam w końcu rzucić niepicie.

Próbowałam przestać nie pić już wiele razy, ale nałóg zawsze okazywał się silniejszy. Poczułam, że to najwyższy czas, żeby wreszcie wziąć się za siebie. Żeby zadać sobie pytanie, jak mogłoby wyglądać moje życie. Czy naprawdę muszę wszystko pamiętać, skoro mogłabym zapomnieć? Czy każdego ranka, który nieuchronnie następował po wczesnym wieczorze (szłam spać przed jedenastą), muszę czuć się wypoczęta? Zobligowana do podjęcia jakichś sensownych działań? Czy może wolałabym leżeć w łóżku i myśleć tylko o tym, czy walnąć klina albo czy spróbować coś zjeść? A przede wszystkim: czy naprawdę nie mogłabym mieć wielu znajomych zamiast jednej jedynej Niny, która była moją sąsiadką – i tylko dlatego zapraszała mnie na urodziny? Chciałam mieć przyjaciół, którzy mnie lubią. Ale do tego musiałam stać się jakkolwiek interesującą osobą, musiałam też okazywać radość i rozpacz i przestać prowadzić urojone rozmowy z duchami. Miałam dosyć. Byłam całkowicie sama i bezbronna w obliczu starości i usterek sprzętu AGD.

Na urodzinach u Niny pojawiłam się z butelką niezłego, a przynajmniej drogiego wina. W prezencie kupiłam radio na baterie, bo zaczęła się wojna i chciałam być na czasie.

– Na wypadek, gdyby wyłączyli prąd – powiedziałam, całując Ninę w oba policzki. – Wszystkiego dobrego.

Przy okrągłym stole siedziały dwie przyjaciółki Niny, mężczyzna w kamizelce w romby i dwie pluszowe lamy. Nina powiedziała, że lamy są jej bardzo bliskie i nie zamierza się nikomu tłumaczyć z ich obecności. Pomyślałam, że tylko ktoś tak dziwny jak Nina może się przyjaźnić z kimś takim jak ja, i zajęłam miejsce obok pluszaków.

Nina przygotowała sporo pysznego jedzenia, które można zabrać ze sobą w razie niespodziewanej ewakuacji. Było kilka zupek chińskich, kisiele, konserwy, dżem, soki i mleko w kartonach, kilogram cukru, galaretki w proszku, dwie paczki niskosolonych krakersów, sześć batonów, kilogram ryżu, paczka makaronu, mleko w proszku, kawa rozpuszczalna, kostka twarogu, paczka suszonych owoców i kilka tabliczek czekolady. Oczywiście był też alkohol: wino, piwo i absynt (czy nie tak wołaliśmy w szkole na angielskim, kiedy ktoś był nieobecny – „absynt”?).

Ponieważ wybuchła wojna, rozmowa toczyła się wokół seksu. Nina miała kochanka, więc wszyscy jej słuchaliśmy. Na stole leżało kilka testów ciążowych i każdy mógł sobie taki test w dowolnym momencie zrobić. Nina pokazała nam zdjęcie kochanka. Oglądaliśmy je po kolei. Zdjęcie było bardzo ładne i kolorowe, a pod nim opis, że ta osoba jest spod znaku barana, ma 180 cm wzrostu, kocha surfing i czerwone wino – a przynajmniej tak twierdziło pismo obrazkowe pod zdjęciem: serce, surfer i kieliszek wina.

– Nie mówiłaś, że on jest… – zaczęłam, ale nie skończyłam, bo nagle z kuchni wyjrzał mój syn.

– Tylko nie mów „czarny”, dobra?

– Co ty tu robisz? – zapytałam.

– Wyświetlam się. Ciągle ktoś ci się wyświetla, odkąd nie pijesz.

– Staram się właśnie rzucić niepicie.

– Po prostu nie mów „czarny”, okej?

– A jak mam powiedzieć?

– „Afroamerykanin”.

– Ale on nie jest Amerykaninem, tylko Portugalczykiem.

– To możesz powiedzieć, że jest Portugalczykiem, ale „pochodzi z”, i tu mówisz skąd.

– Dobrze, idź już. 

– Przelejesz mi jakąś kasę?

– Jezu, serio? Przecież tylko się wyświetlasz. 

– Blikiem – powiedział syn i zniknął.

Reszta towarzystwa nadal omawiała zdjęcie kochanka. 

– Skąd on pochodzi? – rzuciłam.

– Nie wiem, bałam się zapytać, żeby nie wyjść na rasistkę – powiedziała Nina – zresztą nie mówił po angielsku.

– To jak rozmawialiście? – zdziwiła się Olga, jedna z przyjaciółek. 

Nina wzruszyła ramionami i powiedziała, że mało rozmawiali. 

– Ale czy ten człowiek respektował, kiedy mówiłaś „nie”? – spytała Olga.

– Totalnie respektował! – zapewniła Nina. – Chociaż ani razu nie powiedziałam „nie”.

Zazdrościłam Ninie, że ma taką wspaniałą przyjaciółkę. Ktoś zasyczał na mnie z korytarza. Jakaś kobieta w beżowej marynarce. Miała jasne włosy spięte w koński ogon, w jednej ręce trzymała notatnik, palec włożyła między kartki.

– Nie do końca rozumiem, co to znaczy „zazdrościłam Ninie”? To trzeba będzie wyjaśnić – rozłożyła notatnik, pstryknęła długopisem i spojrzała na mnie pytająco.

– No, chodzi o to, że, jeżeli Olga pyta, czy mężczyzna respektował „nie”, to wykazuje się troską. I wrażliwością. Względem mniejszości. Przepraszam, pani jest…?

– Przewodniczącą komisji wszystkich konkursów literackich – odpowiedziała, notując moje słowa.

Zawsze wszystko wysyłam na konkursy literackie. Dosłownie wszystko. Ostatnio na konkurs poetycki pod tytułem „Jeśli jutra nie będzie” wysłałam paragon za zakup radia na baterie i dostałam wyróżnienie w postaci dyplomu. Przewodnicząca komisji to kolejny wytwór mojej trzeźwej wyobraźni, niedobrze.

Jeśli nie zacznę pić, nic się nie zmieni (kobieta zanotowała także tę myśl, chociaż nie wypowiedziałam jej na głos). Pierwszy kieliszek, pomyślałam, pewnie będzie trudny, ale potem jakoś pójdzie. Wyobrażałam sobie, że zacznę być wesoła i komunikatywna, że będę otwarcie mówić o uczuciach, które będą dla mnie jasne i łatwo definiowalne. Po prostu będę coś czuć i okazywać to na zewnątrz. Może będę smutna, a może nawet zrozpaczona, ale to zawsze jakąś rozrywka. Ludzie to lubią. Potem sama siebie polubię – od tego lubienia mnie przez innych. Ale najpierw alkohol. Alkohol wywoła tę lawinę.

Poszłam do łazienki pod pretekstem zrobienia sobie testu. Obawiałam się, że nie wytrzymam i na pytanie Niny, czego się napiję, odpowiem, że herbaty. Byłam tak przejęta, że prawie zapomniałam sprawdzić wynik na zasikanym pasku. W ostatniej chwili podniosłam go z szarych kafelków przy sedesie. Dwie kreski jak w mordę. W świetle tego, że chciałam rzucić nałóg niepicia, ciąża stanowiła nie lada przeszkodę. A może bycie w ciąży mogłoby zastąpić picie? Czy zyskałabym wtedy status kogoś interesującego, dlatego, że jestem w ciąży? Nie wiem, chyba nie.

Wyszłam na chwilę na balkon, żeby zapalić, chociaż nie palę, ale poczułam, że być może już palę. Na balkonie stał Magik z Paktofoniki. Kochałam Paktofonikę, to jedna z niewielu rzeczy, które akurat kochałam na pewno. Może dlatego, że wtedy jeszcze piłam? Magik zaprzeczył przez grzeczność. Serce mi drgnęło na jego widok, ale zaraz się uspokoiło, bo przecież nie był prawdziwy. Powiedziałam mu, że dobrze wygląda, śmierć mu służy i że jest bogiem. Magik powiedział, że ja też jestem bogiem. Wróciłam do środka.

Nina i jej przyjaciółki były już prześwietnie pijane, mężczyzna w rombach też. Wszyscy mówili jednocześnie, przypominali sobie jakieś wspólne imprezy, z których wracali o świcie. A pamiętasz. Każde zdanie się tak zaczynało. Wydawało mi się, że są jakąś rodziną, jakimś plemieniem, do którego nie należę. Spojrzałam na wino. Wtedy Aneta, która do tej pory mało się odzywała, powiedziała, że jej córka… zresztą niech sama powie:

– Dziś rano moja córka wzięła świnkę, małpkę i hipopotama i ułożyła je na kocu pod stołem. Zapytałam, co robi, a ona powiedziała, że to schron. Ma pięć lat. 

No, nie było wiadomo, co powiedzieć. Uwielbiam takie momenty. 

– Spotykałem się kiedyś z chłopakiem, który miał córkę – odezwał się mężczyzna w romby. – To było ekstra.

Nie wiedziałam, czy spotykanie się było ekstra, czy to, że facet miał córkę.

Wtedy Aneta wstała i chwiejnym krokiem poszła zrobić sobie test ciążowy. Przy stole zrobiło się trochę smutno. Bo oni się dobrze znali i jak ktoś z nich się smucił, to wszyscy się smucili, tak to jest.

– Mój pies ma dziś urodziny – powiedziała Olga. – Jutro idę z nim na kurs dla psów.

Czy ona nie jest wspaniała, ta Olga? Czy oni wszyscy nie są wspaniali?

– Ale dlaczego? – zapytała cicho kobieta od konkursów.

Aneta wróciła i wyrzuciła test z jedną kreską do zmieszanych.

– Eee, nie, za stara jestem.

– Nie jesteś stara! – krzyknęliśmy wszyscy. Ja trochę później, bo nie zorientowałam się, że trzeba od razu. Na szczęście mój spóźniony okrzyk jakoś się nie wyróżniał.

– Jestem stara – wybełkotała Aneta. – Widzę to po ludziach. Nie, że po was, ale po takich, wiecie, znanych. 

– Mam to samo! – krzyknęła Nina – Taka Meryl Streep na przykład niby jest z Łowcy jeleni, aż tu nagle widzę, że wcale nie.

Do pokoju zajrzał stary staruszek, wyglądał znajomo, ale nie mogłam skojarzyć jego twarzy.

– Ja już mam dorosłe dzieci – zakaszlał.

Chciałam go zignorować, bo najwyraźniej tylko ja go widziałam, ale nauczono mnie, że starszych się nie ignoruje.

– Kim pan jest?

– Phil Collins – przedstawił się.

– Phil Collins?!

Nina spojrzała na mnie, bo usłyszała, że mówię do siebie. 

– Phil był zawsze stary. Od samego początku.

– Nieprawda – posmutniał Phil.

Aneta zaczęła trochę płakać, więc zalałyśmy jej makaron z chińskiej zupki i wsypałyśmy przyprawę, żeby miał smak krewetek.

– Świnka i pajacyk siedzą od dwóch dni w schronie – łkała.

– Jedna z uczestniczek kursu ma cieczkę – powiedziała Olga. – To bardzo utrudnia współpracę.

Olga wszystkich uratuje na wojnie, będzie siać wiarę jak ziarno.

– Czy ty jesteś nieheteronormatywna? – zapytała pani z jury konkursów literackich.

– Nie, ja się tylko dosyć łatwo zakochuję w kobietach. Nigdy jednak nie przekraczam granic – wyszeptałam.

– Konkursy raczej wygrywają ci, co przekraczają – powiedziała cierpko.

Mężczyzna w kamizelce chciał sobie zrobić test ciążowy, ale okazało się, że łazienka była zajęta. 

– Kto tam jest? – zapytał zdziwiony – Przecież wszystkie siedzimy tu.

Podeszłam do drzwi. Okazało się, że w środku jest Maryla, cały czas nuciła „niech żyje bal”. Poprosiła, żeby podać jej pod drzwiami test ciążowy.

Miałam dosyć. Chciałam, żeby wszyscy zniknęli. 

– Dlaczego? – zapytała kobieta z notatnikiem

Zrozumiałam wtedy, że nazywała się Brygida Marszałek. Nie wiem, skąd to wiedziałam, ale byłam pewna. Czułam, że głowa mi pęka. Że nie dam rady sama, że muszę się udać po pomoc, muszę iść do terapeuty, który rozgrzebie moje życie i znajdzie tam jakiś błąd mojej mamy, z którego wynika to całe niepicie, jakąś stratę, traumę, coś.

– Hej? Co jest? 

To Nina złapała mnie za rękę, ludzie pijani tak cudownie łapią za różne części ciała.

– Nic – wzruszyłam ramionami.

Nie mogłam się przyznać, że pragnę upojenia, najebania, które przyniosłoby mi spokój i jakiś jeden nurt myśli, nie chciałam już tylko patrzeć na życie, chciałam też w nim występować.

 Nina pogłaskała mnie po policzku i wyszeptała, że wszystko będzie dobrze i że, kurde, omyłkowo kupiła testy na infekcje intymne.



Agnieszka Jelonek – pisarka, scenarzystka, dziennikarka. Za książkę Koniec świata umyj okna (Cyranka) została nominowana do Nagrody Literackiej Gdynia 2020. W 2022 roku ukazała się powieść Trzeba być cicho (Cyranka).