Deborah Eisenberg to postać do tej pory nieobecna na polskim rynku książki. Urodziła się w latach czterdziestych w mieście Winnetka (Illinois), w żydowskiej rodzinie; jest profesorką na Uniwersytecie Columbia, gdzie wykłada creative writing. Na fotografiach – starsza pani o nieprzeniknionym wyrazie twarzy i niepokojącym spojrzeniu. Podobne są jej opowiadania: eleganckie, tajemnicze i celne. Nie mam w zwyczaju pisać o wyglądzie autorek, jednak tym razem robię wyjątek. Postawa i spojrzenie Eisenberg elektryzują mnie i nie dają mi spokoju. Sprawiają, że jeszcze intensywniej próbuję zrozumieć, z kim mam do czynienia. Wiele bym dała, by dowiedzieć się czegoś o doświadczeniach, które ukształtowały ten fascynujący umysł, a także precyzyjny język i oryginalną wyobraźnię.

Twoja kaczka jest moją kaczką to zbiór próz, który ukazał się w 2018 roku – każdy z zebranych w nim tekstów prezentuje inne oblicze pisarki. Książkę otwiera opowiadanie tytułowe; narracja prowadzona jest z perspektywy malarki, która znajduje się na życiowym zakręcie. Strata pracy i rozstanie uwalniają ją od wszelkich zobowiązań, dlatego gdy na imprezie poznaje Raya i Christę – parę ekscentrycznych bogaczy – przyjmuje zaproszenie, by pojechać na wakacje do ich luksusowej nadmorskiej rezydencji. Na początku wydaje nam się, że możemy przewidzieć, w jaki sposób rozwinie się historia, para znalazła się bowiem w kryzysie, wciągając przypadkowych obserwatorów do swoich małżeńskich potyczek. Narratorka (i czytelnik) czują się zarazem coraz bardziej zniesmaczeni absurdalnym bogactwem bohaterów; okazuje się zresztą, że źródłem konfliktu między Rayem i Christą jest nie tylko zawikłana relacja miłosna, lecz także problemy finansowe.

Jednak w tle, niczym na dalekim planie, dzieje się coś znacznie poważniejszego, co przesyca atmosferę długo niesprecyzowaną grozą. Prędko zaczynamy rozumieć, że coraz liczniejsze burze i pożary – obserwowane przez bohaterów – są przejawem katastrofy ekologicznej, która pustoszy wyspę i dotknie nawet najbogatszych. O tych wydarzeniach nie wiemy zbyt wiele, bo narratorka obserwuje je zza grubej szyby przywileju. Codziennie patrzy na odległe sylwetki ludzi i statków opuszczających przestrzeń, dla której nie ma już nadziei: wyspa płonie, a błotne lawiny niszczą zabudowania. Tymczasem kolejny z gości Raya i Christy – lalkarz – tworzy sztukę o krwawej walce klas i błędnym kole zniszczeń, które są skutkiem następujących po sobie rewolucji. Wystawia swoją sztukę w rezydencji Raya i Christy podczas jednego z ich ekskluzywnych przyjęć. Widzami spektaklu są bogacze, którzy udają koneserów sztuki, zmuszeni oglądać własną rzeź. Mimo konsternacji popierają pomysł krwawej rozprawy z możnymi wszystkich epok, do których przecież sami należą.

Z pozoru utwór kończy się powrotem do status quo: Ray i Christa godzą się ze sobą, a malarka i lalkarz odnoszą sukcesy po powrocie na kontynent. Wyspa zostaje jednak zniszczona. Nawet jeśli nie ma to bezpośredniego wpływu na czwórkę bohaterów, katastrofa klimatyczna dotyka wyspiarzy, którzy tracą swoje życia, domy i oszczędności. Nieprzypadkowo opowiadanie nosi tytuł Twoja kaczka jest moją kaczką. Podczas jednej z kolacji Ray przytacza koan o mistrzu zen, jego uczniu i kaczce wewnątrz butelki, w którym padają słowa: „Nie moja kaczka, nie moja butelka, nie mój problem”. Jednak diagnoza Eisenberg jest jednoznaczna: „Twoja kaczka jest moją kaczką”; świat to nasza wspólna sprawa, nie ma w nim miejsca na rolę biernego świadka. Choć pisarka pewnych rzeczy nie dopowiada, domyślamy się, że to uprawy eukaliptusów – na których chciał wzbogacić się Ray – wpłynęły szkodliwie na ekosystem wyspy. Narratorka wspomina, że usuwano je, by zapobiec dalszym pożarom. Bogacz może uciec od odpowiedzialności, pozostawiając po sobie spaloną ziemię, jednak konsekwencje jego działań dotykają wielu osób. Rola artystów, którzy korzystają z pomocy zamożnego małżeństwa, jest bardziej dwuznaczna: wprawdzie nie przyczynili się do katastrofy, ale przyglądali się płonącemu światu i chętnie korzystali z oferowanego im luksusu.

Świat to nasza wspólna sprawa, nie ma w nim miejsca na rolę biernego świadka

Z kolei Tadź Mahal to opowieść o mechanizmach pamięci i przejmujący obraz starości. Fabuła rysuje się tak: wnuk znanego reżysera publikuje jego biografię, a lektura książki skłania aktorów, którzy kiedyś występowali w jego filmach, by spotkać się po latach. Jak łatwo sobie wyobrazić, ich wspomnienia okazują się zupełnie różne i trudno ustalić, kto mówi prawdę. Chyba nikt. Pamięć – jak sugeruje Eisenberg – ma skłonność, by postrzeganą rzeczywistość ubarwiać zmyśleniem.

Narrator zauważa, że wszyscy się zmienili, a czas pozostawił na nich ślad. Na spotkaniu brakuje jednak pewnej aktorki – pojawia się natomiast jej córka. Przyszła za matkę, która boleśnie przeżywa utratę dawnego życia i odmawia spotkań z dawnymi znajomymi. Kobieta jednak chce (czy wręcz musi) pozostawać w centrum zainteresowania: kiedyś zajmowali się nią mężczyźni, a teraz rolę opiekunki przejmuje córka. Mimo to skomplikowana relacja łącząca obie kobiety jest przedstawiona w czuły sposób; starość u Eisenberg bywa nielogiczna i dziecinna, ale fascynuje nie mniej niż inne etapy ludzkiego życia. Tytułowy Tadź Mahal okazuje się zaś symbolem rzeczy, których nie zdążyło zrobić się przed śmiercią, i miejsc, których zapomniało się odwiedzić. Odnosi się również do pytania o to, co tak naprawdę w życiu ma znaczenie w obliczu powolnego odchodzenia.

O skomplikowanych zależnościach rodzinnych czytamy też w Było, minęło. To opowieść o zmaganiach narratorki z matką – trudną, chłodną, a nawet złośliwą i niesprawiedliwą – od dzieciństwa po wczesną dorosłość. Godna uwagi jest warstwa językowa tekstu; by przedstawić rzeczywistość z perspektywy dziecka, Eisenberg tworzy świat pełen metafor i surrealnych obrazów. Dom ciotek ze strony ojca jest „spowity cieniem otaczających go ogromnych drzew, sprawia nieco teatralne, prowizoryczne wrażenie, niczym iluzja wytworzona przez potężne, odległe fale mózgowe” (s. 100). Przypomina nieskończony labirynt, pełen przedmiotów, które świadczą o dawnej świetności rodziny: samowaru, zakurzonych obrazów, stołu bilardowego w piwnicy. Te oznaki utraconego bogactwa, ale też pochodzenia rodziców, europejskich Żydów, okazują się dla dziecka nieczytelne. Bilans rodzinnych strat – sporządzony pod koniec utworu przez dorosłą już bohaterkę – jest przytłaczający: los jej ojca pozostanie na zawsze nieznany, a nazwiska wielu krewnych odnajdzie wśród ofiar Holocaustu. Ujawnienie traumy rodzinnej związanej z tragicznymi losami Żydów pozwala zrozumieć trudności emocjonalne, z którymi zmagała się matka. Uciekła z Europy do Ameryki przed prześladowaniami:

Na zamkniętych oczach mojej matki spoczywają plasterki ogórka, które mają zmniejszyć opuchliznę. A kiedy ona mówi, ja koncentruję się na tym, żeby jak najszerzej się rozprzestrzenić, stać się gąbką, wchłonąć tę opuchliznę w siebie, wchłonąć ból promieniujący przez jej stopy, nogi i plecy (s. 98).

Warto zestawić to opowiadanie z Włoskimi szpilkami Magdaleny Tulli. Łączy je bowiem ten sam punkt wyjścia: próba przedstawienia trudnej relacji dziecka z oschłą matką, która doświadczyła tragedii Zagłady; dziecka, dodajmy, nieświadomego traumy rodzica. Struktura Włoskich szpilek przypomina wprawdzie koncentryczne okręgi – opowiadania wracają do jednego punktu, czyli matki, a narratorka, analizując ich wspólne życie, próbuje zaakceptować samą siebie i przebaczyć rodzicielce jej chłód – natomiast fabuła Było, minęło rozwija się liniowo. Ale u obu autorek dorosłość i ucieczka przed matką okazują się tylko chwilowym oddalaniem traumy, która i tak powróci.

Równie frapująca jest Trzecia wieża – osadzona w bliżej nieokreślonej przyszłości historia Therese, młodej dziewczyny, która trafia do szpitala psychiatrycznego. Jej wyjątkowa wyobraźnia i nieszablonowe podejście do języka są w zakładzie rygorystycznie dyscyplinowane. Bohaterka jest traktowana jak zepsuta maszyna, którą za wszelką cenę trzeba naprawić. Uderzająca jest scena, w której lekarz po raz pierwszy uznaje, że Therese robi „postępy”. Dziewczyna poddawana jest badaniu, podczas którego ma ona odpowiadać skojarzeniami na słowa wypowiadane przez lekarza. Gdy psychiatra mówi „drzewo”, pacjentka odpowiada „fortepian”, pobudzony umysł tworzy bowiem całą serię asocjacji: letni ogród, drzewa, dźwięk tego instrumentu. Podczas kolejnej wizyty – zamiast udzielić odpowiedzi – po prostu powtarza „drzewo”, czym wzbudza entuzjazm psychiatry. Jak to możliwe, że prawidłowym skojarzeniem dla drzewa jest drzewo? Okrutna kuracja polega na odarciu języka z bogactwa, na uproszczeniu działania umysłu, skondensowaniu go do minimalnych funkcji; żywa wyobraźnia jest traktowana jak zagrożenie. Eisenberg pisze o niebezpieczeństwach związanych z władzą, którą może dawać język. Szkicuje również przerażającą wizję, w której każdy indywidualny sposób myślenia zostaje sformatowany do wspólnego wzorca.

Czytaj także:
Patrycja Chajęcka
recenzuje opowiadania
Ognjena Spahicia

O zagrożeniach płynących z myślenia schematami traktują też pozostałe dwa opowiadania – Przeliczanie i Scalanie – które ciekawie ze sobą rezonują. Oba mówią o relacjach klasowych, a zarazem o katastrofie klimatycznej, choć każde w inny sposób. Scalanie ukazuje związek dwojga młodych ludzi: rozpieszczonego Keitha, którego ojciec za wszelką cenę próbuje się wzbogacić, niszcząc przy tym środowisko naturalne, oraz idealistycznej aktywistki Celeste, która jedzie pracować jako wolontariuszka na Słowacji zmagającej się z katastrofalnymi skutkami globalnego ocieplenia (z czego można wnioskować, że opowiadanie toczy się w przyszłości). Keith po wyjeździe Celeste opiekuje się sąsiadką, staruszką o imieniu Cordis. Mąż Cordis – typ natchnionego pasjonata – zaginął podczas wyprawy badawczej, której celem miało być zrewolucjonizowanie historii języka; w związku z tym bohaterowie wiele rozmawiają o ludzkiej mowie. Niebezpieczny świat pochłania tych, którzy decydują się wyruszyć gdzieś daleko, Celeste zapewne też już nie wróci z misji humanitarnej. Nic dziwnego, że słaby, podatny na wpływy i cyniczny Keith decyduje się wrócić do ojca. Przyzwyczajony do wygodnego i łatwego życia, w którym wszystko jest na wyciągnięcie ręki, nie jest w stanie sprostać wyzwaniom, jakie stawia przed nim rzeczywistość.

Z kolei Przeliczanie odwraca łatwy podział na złych bogaczy i dobrych ludzi z klas niższych. Adam – główny bohater – wychowuje się na wsi, w prowincjonalnej, klaustrofobicznej społeczności. Ma jednak bogatą wyobraźnię, jest żądny wiedzy i tylko dzięki temu może wykroczyć poza ciasnotę codzienności. Drogą do innego świata okazuje się dla niego odkrycie pewnej tajemnicy. Ma ona związek z jego wujem Philipem, który został odrzucony przez rodzinę jako homoseksualny mężczyzna marzący o karierze naukowej. Tutaj sytuacja jest odwrotna niż w Scalaniu: zamożni intelektualiści są dobrzy i otwarci, a rodzina ze wsi – nietolerancyjna i ograniczona. W obu tych prozach popularne stereotypy kulturowe zostają wystawione na próbę.

W swoich opowiadaniach Eisenberg swobodnie zmienia techniki narracyjne, punkty widzenia i poetyki. Wszystkie prozy z tego zbioru łączy natomiast poczucie schyłkowości, niejasne wrażenie, że niedługo wydarzy się coś złego. Świat zmierza w nieodpowiednim kierunku – Eisenberg skutecznie zasiewa w nas niepokój. Nastrój tej książki dobrze określa zdanie, które zapisała kiedyś w swoim dzienniku Virginia Woolf: „Przyszłość maluje się ciemno, co ostatecznie, jak uważam, jest na tę przyszłość perspektywą najlepszą”.


Deborah Eisenberg
Twoja kaczka jest moją kaczką

przeł. Kaja Gucio i Krzysztof Majer
Wydawnictwo Cyranka, 2021, s. 240.


Aleksandra Byrska (ur. 1990) – absolwentka krytyki literackiej na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, doktorantka WP UJ zajmująca się polską prozą po 2010 roku. Redagowała pismo kulturalne „Fragile”. Autorka dramatu Śnieg opublikowanego w antologii Nasz głos wydanej przez Narodowy Stary Teatr w Krakowie. Studiuje logopedię, pracuje jako nauczycielka języka polskiego.