(fragment nadchodzącej książki)

„Podróżuję z powodu zmarłych” – pisał Colin Thubron w książce Góra w Tybecie. Pielgrzymka na święty szczyt. Nie zapamiętałem z niej żadnego innego zdania, natomiast to pozostało w mojej głowie. Mocne i prawdziwe trzy słowa, które stanowią esencję nie tylko jeżdżenia, ale również pisania. 

Antropologia apofatyczna, czyli poszukiwanie śladów nieobecności innych ludzi, wydaje mi się o wiele ciekawsza niż turystyka. Po pierwsze i pewnie najważniejsze: nie lubię zwiedzać. Po drugie: to, czego nie ma, jest o wiele bardziej interesujące od tego, co jest. Te dwa powody całkowicie mi wystarczają. Puste przestrzenie, ślady znikania, cienie po zmarłych mają w sobie moc przyciągania i znajdują się wszędzie. Mijamy je, idąc rano po bułki, wracając tramwajem do domu, siedząc przed wejściem na dworzec. 

Pozostałości po tych ludziach, miejsca bez i cienie mówią nam przy tym coś ważnego, ale nie potrafimy ich mowy rozszyfrować, dźwięki z tej drugiej strony okazują się niezrozumiałe i nie na ludzkie ucho. Chodząc, nie przywrócimy ludzi do życia i w dużej mierze nie wyciągniemy pamięci o ich z przeszłości, choć istnieje czasami szansa, aby natknąć się na jakiś ślad po nich. 

Istnieją bowiem niepasujące do przestrzeni drzewa, nierówno rosnąca trawa, kamienie pomiędzy ziemią. Czasami niewiele znaczą. Znajdują się tam przypadkowo jako kaprys natury. A bywają też znakami, ich ponure milczenie może oznaczać krzyk i przymus wspomnienia. Tutaj ktoś był, coś się wydarzyło, jesteśmy znakami nieobecności i tajemnicą przeszłości. 

Początek takiej podróży bywa prawie zawsze pociągający i przyjemny. Za pagórkiem znajduje się kolejny pagórek, za zakrętem – kolejny zakręt. Świat wydaje się piękny i taki w rzeczywistości jest, ale ma on także drugą, jakby niewidoczną stronę, którą – przy natężeniu uwagi, chęci i cierpliwości – można ujrzeć. Wskazuje ona na prostą wiedzę, którą często zapominamy i wypieramy: nie ma dobrego zakończenia. Ludzkie życie pnie się równo w górę, aby nagle zapaść się w ciemność. Dzieje się to zgodnie z naturą świata, która wcale nie jest na miarę człowieka i ciągle wymyka nam się z dłoni jak mokra piłka.

Ludzkie życie pnie się równo w górę, aby nagle zapaść się w ciemność

Ślady nicości mówią nam jeszcze inną prawdę: życie ludzkie zapada się w ciemność bardzo często z winy drugiego człowieka. Widać to szczególnie dobitnie na terenach granicznych, które można rozumieć dwojako: jako granicę pomiędzy dwoma krajami i jako granicę ludzkości. I te granice przestrzeni należy właśnie naruszać, dotykać, muskać, rozedrgać aż do momentu, kiedy zaczną być zauważalne i coś nam sygnalizować. Trudno natrafić na te ślady niebycia, bo często są on skrzętnie ukryte przez innych.

Ludzkość w jakiś dziwny sposób lubi powtarzać schematy niszczenia, jakby naśladowała nicość, z której pochodzi, i kosmiczną siłę destrukcji. Gdziekolwiek spojrzeć na nocne niebo, choć tego gołym okiem nie widzi, tam dzieje się stały motyw spalania i wypalania: gwiazdy tracą swoją energię, zapadają się pod swoim ciężarem, wchłaniając wszystko wokół nich samych. Wszechświat ciągle się rozciąga i powiększa, ale przecież wiemy, że tylko do pewnego czasu. W końcu i on wygaśnie: albo taki zostanie, albo nastąpi kolaps, zwinie się na nowo do pewnej mikroskali i znowu wybuchnie. Ludzie również przestaną kiedyś istnieć i – nie mogę się oprzeć temu wrażeniu – jak gdyby chcieli przyśpieszyć swoją drogę do ciemności, wrócić tam, skąd przybyli. A kiedy już uda im się do tego przyczynić, wstydzą się własnych czynów i próbują je ukryć. Adam i Ewa, Kain i Abel, tak w kółko i w kółko.

Czytaj także:
Aleksandra Kumala recenzuje
Poufne Mikołaja Grynberga

Dlatego ja też podróżuję z powodu zmarłych. Szukam po nich śladów i próbuję za pomocą niewielkiego płomyka naświetlić ich istnienie. Nie może być bowiem tak, że byli i już ich nie ma, i że ostatecznie udajemy, że nic się nie stało. 

Żeby opisać te miejsca, trzeba pomieszać języki, spojrzenia i czasy, fakty łączyć ze zmyśleniem, a to, co widzialne, z tym, co niewidzialne. Jest to szczególnie ważne na terenach przygranicznych: tych dawniejszych i dzisiejszych, gdzie żyli ludzie o różnych tradycjach i kulturach przynależący do odrębnych narodowości. Wtedy widać, że nie wszystko jest proste i zrozumiałe, a każdą rzecz należy widzieć podwójnie. 

Właśnie z miejsc przygranicznych płynie dla nas mroczna mądrość

Jeśli przejść się po miastach, miasteczkach i wsiach południowej oraz wschodniej Polski, widać doskonale, że proste opisy okazują się niewystarczające. Ten tygiel środkowoeuropejski okazywał się miejscem śmierci i narodzin, czyli tak zwanym domem, dla wielu ludzi. Nie można zatem patrzeć na tę przestrzeń w sposób jednowymiarowy – my-inni – ale też samo pojęcie „sąsiadów” zmienia tu swoje znaczenie. Istnienie obok siebie tak odmiennych grup etnicznych i narodowych spowodowało bowiem, że staliśmy się ludźmi złożonymi z różnych przeciwieństw i okropieństw historii, ale też z bliskości i dzielenia wspólnej ziemi, tak, że proste wytrychy historyczne stały się niewystarczające i łamią się w rękach po jednej próbie otworzenia zamka. A za nim znajdują się cienie, mądrość i wielość żyć. Tu mieszanina istnień tworzyła wspólnoty, wrogość i sąsiedztwo poprzez krew, codzienność i napięcia duchowe. Właśnie z miejsc przygranicznych płynie dla nas mroczna mądrość, która przeraża, oślepia i nieraz zachwyca. Jest tą częścią ludzkiej egzystencji i zaplątania w historię jednostek, na którą warto zwracać uwagę. 

Te miejsca mówią nam też: cienie nie mają już ciał ani narodowości czy języka, chociaż chcą nam coś powiedzieć i chcą, abyśmy czasami też coś o nich wspomnieli. Znajdują się po drugiej stronie, skąd wysyłają nam sygnały, a w przestrzeni, kiedy jeszcze bezpośrednio docierało do nich ziemskie światło, zostawiły po sobie ślady.



Dawid Szkoła (ur. 1985) – doktor nauk humanistycznych, autor pracy doktorskiej o egzystencjalizmie w twórczości autorów pokolenia ’56. Prowadzi zajęcia w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego. Autor książek: Eseje, Ciemno, coraz ciemniejGalicyjskie żywoty. Opowieści o stracie, doli i pograniczu oraz Bejt znaczy dom.