„Skuteczność powieści Fiedorczuk odsłania się najmocniej w wymiarze utopii krytycznej: konsekwentnie dodaje połączenia tam, gdzie wolelibyśmy raczej redukować związki” – Katarzyna Trzeciak recenzuje powieść Pod słońcem Julii Fiedorczuk.


Od dłuższego czasu literaturze polskiej nie po drodze z utopiami. Przyczyny tego stanu rzeczy, znane choćby dzięki Resztkom nowoczesności Przemysława Czaplińskiego, nie powstrzymują jednak powracających dyskusji nad potencjałem utopijnej wyobraźni literackiej1. Jest ona bowiem potrzebna szczególnie wówczas, gdy bezalternatywność stanu teraźniejszego jawi się jako coraz trudniejsza do utrzymania. Nie znaczy to, że literatura mogłaby teraz skutecznie i przekonująco odświeżyć klasyczny gatunek utopii – całościowo aranżującej przyszłość i projektującej obrazy doskonałych światów spiętych ramą opowieści o idealnie zorganizowanym społeczeństwie. Taka samoczynnie działająca wspólnota nie potrzebowałaby ostatecznie krytycznej literatury służącej burzeniu wszelkiej jednoznaczności. Problem jednak w tym, że wyrugowanie totalnych, futurystycznych utopii skutkuje afirmacją różnicy i pochwałą indywidualizmu. Literatura podporządkowana tym wartościom jawi się wówczas jako archiwum odmian jednostkowości, rezygnując z programowania uniwersalnych opowieści.

Nieufność wobec przemocy wpisanej we wspólnotowe scenariusze naznacza szczególnie dyskurs postkomunistyczny – utopia zniknęła wraz z socjalizmem, a następująca po nim liberalna różnorodność to kondycja realności, tak wyraźnie przeciwna sile całościowego planu. Zanik utopii jest oczywisty także w mniej upraszczających diagnozach. Susan Buck-Morss, przekonując o „śmierci utopii”, jej wcześniejszą, ideologiczną moc lokuje w obu geopolitycznych formach – socjalistycznej i kapitalistycznej, będących w istocie odmianami jednego marzenia: przemysłowego modernizmu całkowicie zorientowanego na przyszłość2. Spojrzenie przed siebie, znamionujące obie utopie nowoczesności, odwróciło się od przeszłości, wierząc w możliwość przekształcenia zastanego porządku przez nowy, bardziej postępowy model organizacji. Dziś jednak nowoczesne idee emancypacji społecznej ukazują swoją niewydolność – wiemy, jak materializowały się utopijne obietnice, wiemy również, co po nich zostało.

Nowoczesne idee emancypacji społecznej ukazują dziś swoją niewydolność

Niemniej emancypacyjna nadzieja zdaje się mieć dalsze życie, o czym przekonują na przykład Charity Scirbner, autorka Requiem for Communism, czy Boris Buden w Strefie przejścia. Utopia, jak oboje twierdzą, reaktywuje obecnie swój potencjał w pamięci kulturowej; w historii, do której tęsknią mieszkańcy i mieszkanki wiecznej teraźniejszości żyjący po rzekomym „końcu historii”. Prospektywną utopię nowoczesności zastępuje retrospektywna utopia kulturowa zwrócona ku przeszłości nie po to, by ją zakonserwować, lecz by odzyskać emancypacyjne obietnice. „Kto bowiem pragnie stworzyć to, co społecznie nowe, musi popuścić wodze swej fantazji w kulturowej przeszłości”3.

Ten gest wprawienia w ruch fantazji na polu kulturowej przeszłości wykonała Julia Fiedorczuk, której Pod słońcem czytałam w okolicznościach wzmożonych niepokojów o kształt przyszłości i dla której nieadekwatne okazują się przygotowane skrypty i utrwalone formy istnienia. Równocześnie swoją nieskuteczność ujawniają katastroficzne scenariusze, dotkliwie rugujące zbiorową nadzieję lub kreślące przyszłość heroicznych indywidualności, wprawdzie ocalających dla siebie czas przyszły, ale wyłącznie w liczbie pojedynczej. W przeciwieństwie do nich powieść Fiedorczuk jest utopijną retrospektywą sięgającą głęboko w dwudziestowieczną historię, rozbłyskującą zarówno wojennymi napięciami, jak i następującą po niej chwilową nadzieją. 

Czytaj także:
Robert Walser
Zbój (fragment)


Areną wieloletniej historii są w Pod słońcem przede wszystkim podlaskie wsie między Narwią a Bugiem, lecz dziejowa narracja anektuje znacznie szersze przestrzenie – Sarajewo, Warszawę, góry Uralu. Z kolei linearną historyczność zastępuje tu konstelacyjna pamięć wydobywająca z pochodu nowoczesności ludzkie i nie-ludzkie doświadczenia, codzienne wysiłki i fantazje służące ich łagodzeniu. Ośrodkami pamięci są Misza/Michał i Miłka, których wieloletni związek śledzimy w poszerzonym biograficznie polu – ich dzieciństwo, młodość, dojrzałość i starość upływają w relacji z innymi ludźmi, a losy ludzi, te pojedyncze i zbiorowe, splatają się z cyklami życia innych, nie tylko ludzkich organizmów. O tym, że nie będzie to jednak idylliczna epopeja o „życiu w harmonii z przyrodą”, przekonuje skutecznie już sam początek powieści – ostatni etap życia starego Michała poznajemy w formie witalnych „resztek”, tlących się w starym ciele, by już za chwilę przeczytać, że w istocie jednak „życie, samo życie, do nikogo nie należało i nie miało żadnego wieku, podobnie jak woda w rzece, która ciągle płynie, zawsze podążając do morza” (s. 5).

Wszelkie dalsze rozbłyski pamięci oświetlające konkretne postaci przynoszą opowieści o różnych formach życia ucieleśniającego się zarówno w bohaterach, jak i w zjawiskach, w kształtach ludzkich, zwierzęcych, roślinnych. Ich współobecnością rządzi zasada podobieństwa, którą Fiedorczuk stosuje na kilku poziomach. Po pierwsze, podsuwa więc obrazy ustanawiające zbieżność właściwości, posiadanych przez zróżnicowane gatunkowo byty. I tak na przykład matka Miszy, Nadzieja, rozumie kondycję rodzącej krowy, Perły, bo widzi w nim to, czego doświadczała sama, rodząc w bólach siostrę Miszy, Ludę. Inny bohater, Saszka, żyje niczym pies, kierowany instynktami, w bliskości zwierząt, z którymi łączy go niezrozumienie wojennej rzeczywistości i konieczność ocalenia w niej elementarnego, biologicznego życia. Nie sposób skatalogować tu wszystkich świetnie zbudowanych obrazów, ważny jednak jest ich powieściowy cel. Fiedorczuk nie podsuwa iluzji tożsamości zróżnicowanych bytów, nie maskuje różnicy na potrzeby fałszywej, totalnej wspólnoty. Zasada podobieństwa światów ludzko-pozaludzkich jest tu raczej narzędziem deklasacji i dehierarchizacji; środkiem przezwyciężającym podziały, za sprawą których podmiot ludzki mógłby utrzymywać swoją gatunkową dominację. 

Zasada podobieństwa światów ludzko-pozaludzkich jest tu środkiem przezwyciężającym podziały

Podobieństwo działa w Pod słońcem również na poziomie języka. Przy czym nie znajdziemy tu antropomorfizujących opisów, psychizacji pozaludzkich form życia ani innych, antropocentrycznych strategii literackich, wspierających przedmiotowy, służebny fabularnie charakter „krajobrazu”. Do ich rewizji autorka zachęca już od dłuższego czasu, konsekwentnie pisząc o potrzebie wyjścia z indywidualistycznej wizji podmiotowości, zakleszczonej w antropocentrycznych fikcjach, podszytych lękiem o utratę gatunkowego panowania. Jako felietonistka, poetka i badaczka Fiedorczuk jest rzeczniczką świata opartego na połączeniach, przenikaniu i współwystępowaniu bytów i zjawisk, przeciwko porządkującym hierarchiom wydzielającym nieprzekraczalne granice i wyznaczone nimi, wyizolowane pozycje:

Gdybyśmy – sugerowała w jednym z felietonów – zamiast tego wyobrazili sobie proces powstawania – a raczej współpowstawania – „ja” i wszystkich innych bytów, energii, zjawisk, gdybyśmy dostrzegli, że częścią tego procesu jest powietrze, którym oddychamy, woda, stanowiąca znaczny procent składu naszego organizmu, pożywienie – ciała roślin i zwierząt stające się naszym ciałem – słowa sprawiające radość i słowa raniące, poglądy, którym gotowi bylibyśmy przyklasnąć i te, z którymi walczymy? Czyż taka wizja nie byłaby bliższa faktycznemu doświadczeniu czasu i zmienności, której wszyscy podlegamy, i czyż nie byłoby łatwiej zadbać o nasze otoczenie – ludzkie i więcej-niż-ludzkie – gdybyśmy rozumieli, że dbamy w ten sposób o samych siebie?

Pod słońcem można potraktować jako literackie ćwiczenie z takiej wspólnotowej wyobraźni praktykowanej poprzez utopijną retrospektywę. Realizm magiczny tej powieści jest bowiem źródłowo związany nie tyle z poetyką cudowności, lecz raczej wyrasta z dążenia do krzyżowania dróg tego, co w pojęciowych operacjach podlega rozdzieleniu i hierarchii – polityka, kultura, natura nie są odseparowanymi polami, tak jak i nie posiadają odrębnych słowników, którymi próbujemy definiować i usztywniać ich rozłączność.

Rzecznikiem destabilizowania podziałów jest w powieści Misza, którego główne zainteresowanie – historia i nauka esperanto – wprost odsyła do utopii komunikacyjnej przezwyciężającej językowy dystans. Słuchając opowieści o pracy Ludwika Zamenhofa, młody Misza myśli o idei słownego zadomowienia, jaką obiecywał ten kod: zamiast mnogości domów-języków, oddzielonych od siebie i nawzajem niedostępnych, snuje wizję domów otwartych i sprzyjających przemieszczeniom. Przemocy podziałów – językowych i narodowych – Misza/Michał (ani Polak, ani Rusin) doświadczy zresztą kilkakrotnie, gdy skonfrontuje się z przeszkodami czekającymi na tych, których tożsamość zakłócają etnocentryczne klasyfikacje.

Posłuchaj:
Barbara Sadurska
czyta Narzędzia


Powojenną fascynację komunistyczną nadzieją Misza przekuwa na pracę nad przyszłością społeczeństwa – najpierw w szeregach ZMP, a później jako nauczyciel i budowniczy wiejskiej szkoły. Idealistyczny obraz świata bez podziałów bohater materializuje na przekór historii, powracając do przedwojennych komunistycznych utopii, choć te przecież zdążyły już zderzyć się z rzeczywistością. Retrospektywne spojrzenie Fiedorczuk na powojenne wybory ideologiczne młodych przywraca ideom emancypacyjny potencjał; oświetla światy marzeń tuż przed instrumentalizacją, której uległy pod przymusem masowej utopii postępu. Praca pedagogiczna bohaterów (nie tylko Miszy, ale i jego nauczyciela – rusycysty, profesora Koniarskiego) to utopia modernizacyjna oglądana z innej, mniej widowiskowej perspektywy niezrealizowanych przemian edukacyjnych i kulturalnych, które dzięki powieści Fiedorczuk odzyskują potencjał utopii dla krytyki społecznej. 

Potencjalne ryzyko osunięcia się w estetyzującą nostalgię skutecznie równoważy tu podstawowe dla opowieści, nieustanne napięcie między kolektywną utopią a jednostkowymi marzeniami. Skutki tej pierwszej odciskają się na indywidualnych losach – doświadcza ich Piotr, ojciec Miszy, gdy uwiedziony imperialistycznym rozmachem Związku Radzieckiego wyprawia się za Ural, a także ukrywana przez matkę Miłki Żydówka, Ryfka, czy przyjaciółka Miszy – Jasna, która przebywa w Sarajewie podczas jugosłowiańskiej wojny domowej. Właściwie każda z postaci musi – prędzej czy później – zetknąć się z katastrofalnym rewersem którejś z masowych utopii. Dzieje się tak nie tylko dlatego, że w starciu z historią jednostkowe życie jest zawsze zagrożone. Do sprzężenia dochodzi w warunkach materialnych. Ciała, o czym wspomina jedna z pobocznych bohaterek, są bowiem nieszczelne, porowate, przenika do nich wszystko, co zdawałoby się pozostawać na zewnątrz, by skutecznie oddzielać „ja” od całej reszty (s. 242). „Wszechprzenikanie” nie dotyczy wyłącznie organicznej wspólnoty form życia, nie sposób sprowadzić go do efektownie brzmiącej koegzystencji człowieka i natury. O „wszechprzenikaniu” przekonujemy się także wtedy, gdy historia interweniuje w pamięć, polityka w ciała, a biologiczny cykl życia w uprzywilejowaną jednostkowość. Skuteczność powieści Fiedorczuk odsłania się najmocniej w wymiarze utopii krytycznej: konsekwentnie dodaje połączenia tam, gdzie – z różnych powodów – wolelibyśmy raczej redukować związki; czy to dla ocalenia jednostkowości, czy też ze względu na brzemię odpowiedzialności, którą zakłada uznanie istnienia relacyjnego.

Skuteczność powieści Fiedorczuk odsłania się najmocniej w wymiarze utopii krytycznej

Społeczne doświadczenie przyszłości – pisał Boris Buden – „możliwe jest tylko w kulturowej retrospektywie”4, skoro utopia i jej emancypacyjne nadzieje „opuściły społeczeństwo jako właściwe medium swej artykulacji”. Autor Strefy przejścia dostrzegł w tej zmianie niebezpieczeństwo zastąpienia społeczeństwa ideą kulturowej przeszłości, która odracza czyn zmieniający wspólnotę na rzecz realizacji własnych marzeń. Powieść Fiedorczuk kieruje się ku retroutopii, by poszerzyć horyzont tego, co mogłoby być społecznie możliwe lub co daje się opowiedzieć wówczas, gdy w utopijnym geście przeszukamy kulturowe archiwum. Pozostawionym w nim, normatywnym wersjom przeszłości, można bowiem zadać pytania o pomijane dotąd historie:zapomniane marzenia naprawy świata, plany na przezwyciężenie narodowej wsobności czy sposoby codziennego oswajania traumatycznych strat. Nie chodzi przy tym o wyparcie tragedii dwudziestowiecznej historii, lecz o umieszczenie ich w szerszym, ponownie aktualizującym utopijne obietnice planie. W Pod słońcem taka poszerzona perspektywa nie prowadzi przy tym do zastąpienia społecznych, politycznych i ekonomicznych mechanizmów historii ponadludzką logiką mitu. Cykliczny bieg dziejów nie tłumi przyczyn, skali i konsekwencji zdarzeń, do których doprowadzają tu określone systemy, dyskursy, ideologie, nie zaś ukryty porządek świata. Fiedorczuk nie sugeruje wymiany trybu opowieści, lecz włączenie w nią wątków artykułujących tak źródła, jak i przyszłe obietnice naszej teraźniejszości. Jeśli bowiem koheletowe „pod słońcem” odsyła do cykliczności, to teraźniejsza krytyka społeczna może zyskać, gdy uruchomi fantazję w polu kulturowej przeszłości, budując nieistniejące wcześniej połączenia i poszerzając, nie redukując, ramy tego, co możliwe.


1 Rozważanej wielopoziomowo na przykład w rozmowie „Wakatu”, której uczestnicy i uczestniczki podnosili wspólnotowy, uniwersalistyczny potencjał utopii – zob. Re-konstrukcja ekopolis w najnowszej polskiej literaturze. Z Marią Cyranowicz, Jakubem Momrą i Piotrem Śliwińskim rozmawiają Michał Czaja oraz Michał Kasprzak.
2 S. Buck-Morss, Dreamworld and Catastrophe: The Passing of Mass Utopia in East and West, Cambridge 2000.
3 B. Buden, Strefa przejścia. O końcu komunizmu, przeł. M. Sutowski, Warszawa 2012, s. 156.
4 Tamże, s. 154.


Julia Fiedorczuk
Pod słońcem
Wydawnictwo Literackie, 2020, ss. 456



Katarzyna Trzeciak (ur. 1987) – krytyczka i badaczka literatury, doktor literaturoznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim. Zajmuje się nowymi tendencjami w prozie polskiej i zagranicznej oraz teorią i antropologią literatury. Publikuje w „Czasie Kultury” oraz „Tygodniku Powszechnym”.