1.
Ogłoszenie tematu letniego numeru „Wizji” („Na uboczu”) zbiegło się w czasie z wydaniem we Francji antologii współczesnej luksemburskiej poezji pod redakcją Jeana Portante’a. Lignes de partage. 22 poètes du Luxembourg („Linie podziału – 22 poetów z Luksemburga”) to pierwsza we Francji (i chyba pierwsza w ogóle) tak kompletna antologia twórczości żyjących i aktywnych poetów państwa funkcjonującego trochę na uboczu kulturowym swoich wielkich sąsiadów – Niemiec i Francji (ewentualne wpływy belgijskie zaliczam do sfery wpływów frankofońskich). Panujące wyobrażenia o bogactwie Luksemburga, osiągniętego na transgranicznych transferach, skutkują krzywdzącymi uproszczeniami również w przypadku literatury. Wydany właśnie zbiór udowadnia, że poeci i poetki Luksemburga, w którym mieszka mniej osób niż w Łodzi (bez przedmieść), wytyczyli własną drogę poetycką, oryginalną nie tylko na tle poezji państw ościennych, niczym nie ustępując wiodącym literaturom europejskim.
2.
Autorem wyboru i tłumaczem wierszy pisanych w językach innych niż francuski jest Jean Portante, poeta, prawdziwy animator literatury Luksemburga. Urodził się w górniczym mieście na południu kraju – Differdange – dokąd jego rodzice, włoscy imigranci, przybyli za pracą. Doświadczenie podróży, przekraczania granicy i migracji stanie się lejtmotywem jego twórczości; on sam zresztą podróżował sporo po Ameryce Łacińskiej, gdzie zaprzyjaźnił się z wieloma pisarzami, którzy stali się potem popularni w Europie, również dzięki jego przekładom na francuski. Portante tłumaczy również z innych języków: włoskiego (Edoardo Sanguineti, Valerio Magrelli), angielskiego (Pierre Joris, Jerome Rothenberg), niemieckiego (Ulrike Drasner, Tzveta Sofronieva) i luksemburskiego. Nigdy nie zerwał też związków z Luksemburgiem i aktywnie współtworzy krajowy rynek wydawniczy – a to jako współzałożyciel Europejskiej Akademii Poezji (której członkiem był m.in. Czesław Miłosz), a to jako redaktor prowadzący największej w Luksemburgu serii światowej poezji współczesnej – GraPhiti w wydawnictwie Phi. Wielu jego kolegom po piórze uda się zaistnieć we Francji również dzięki jego przekładom.
Portante zdobył większość francuskich nagród poetyckich, a od kilku lat jest stałym członkiem jury dwóch najważniejszych z nich (Prix Mallarmé i Prix Guillaume-Apollinaire). Mimo to nie przestaje myśleć o koleżankach i kolegach po piórze i nieustannie promuje ich twórczość na świecie – o każdym i każdej opowiada w sposób egalitarny, dlatego też nie dziwi układ antologii: w porządku alfabetycznym według nazwisk, wiersze niepoprzedzone opisami, biografiami, itd. Te ostatnie odnajdziemy na końcu tomu, dowiadując się. Wynika z nich, że poszczególnych autorów dzieli różnica wieku (nawet siedemdziesiąt trzy lata) i dorobku; Portante zamieścił w antologii wiersze poetów zarówno z długą listą publikacji, jak i dopiero po debiucie w czasopismach literackich.
Postaram się przedstawić zaraz kilka sylwetek, pozostańmy jednak jeszcze na chwilę przy poezji samego Portante’a. To właśnie jego twórczość jest bowiem najlepiej znana polskiemu czytelnikowi – głównie za sprawą przekładów Wawrzyńca Brzozowskiego, związanych z nagrodą Poeta Wolności (który tłumaczył również innych Luksemburczyków) i zebranych w tomie Po trzęsieniu (2020). Brzozowski zauważył, że jest to „poezja z jednej strony symboliczna, wizyjna i «natchniona», lecz głównym jej paliwem jest sam język, etymologia i brzmienie słów, ich melodia, która dla poety często tożsama jest ze znaczeniem”. W omawianej antologii Portante zamieścił swój cykl wierszy z tomiku La tristesse cosmique (Kosmiczny smutek) o tytule Dziennik pokładowy z sierpnia 2016. Oto tekst otwierający zestaw:
18.08.2016 – Świetliki
Z tymi świetlikami
we włosach
migoczącymi końcem lata
przypominasz
kolekcjonerkę ciemności.W twoich oczach nikt
nie sprawi że spadną
owoce mroku
och gdybyś płynęła
pod prąd
ledwo ukazując ramiona
och gdybyś wyciągnęła ręce
po mniej okaleczony pień
zobaczyłabyś wodę
którą zasnuwa księżyc.
Ubocze nie jest wprawdzie kluczem, wedle którego można czytać cały wybór, jest to jednak motyw, który we wstępie Portante’a powraca niczym mantra. Poeta przyznaje zresztą, że jednym z celów Linii podziału jest „próba przywrócenia sprawiedliwości”, a dokładniej przywrócenia poezji luksemburskiej – w większości przecież francuskojęzycznej – jej właściwego miejsca w kulturze frankofońskiej. Liczy więc na wieloraki efekt: zainteresowania twórczością poetów nieznanych, debiutujących, lecz także przypomnienia tych wielkich. Pominięcie w tym zestawie wierszy Anise Koltz byłoby więc oczywiście uchybieniem.
Poezję Koltz czyta się zwykle przez pryzmat jej biografii, która (nieco upraszczając sprawę) odzwierciedla losy wielu luksemburskich rodzin żyjących w XX wieku. Być może dlatego wciąż aktywna twórczyni otoczona jest uwielbieniem i zyskała za życia miano poetki narodowej. Wychowana we francuskojęzycznej rodzinie (jej ojciec był wpływową postacią w kręgach literackich), Koltz wybrała dla swojej poezji język niemiecki i właśnie po niemiecku wydała siedem pierwszych tomów poetyckich (lata 1957–1974), które przyniosły jej uznanie za granicą, również we Francji. Wraz z mężem, Reném Koltzem, i innymi poetami (m.in. Edmondem Dunem) organizowała w tamym czasie międzynarodowe spotkania poetów w Colpach, które miału na celu zbliżenie kultur francusko- i niemieckojęzycznych w powojennej Europie. W połowie lat sześćdziesiątych ukazały się jej pierwsze wiersze po francusku. W 1974 roku mąż Koltz umarł przedwcześnie wskutek długoletniej choroby; spowodowały ją tortury, jakim poddawali go naziści podczas wojny. Poetka zrezygnowała wówczas z pisania po niemiecku: jej twórczość weszła w drugą fazę, francuskojęzyczną.
Zmiana języka nie wpłynęła na formę wierszy Koltz. Pozostały krótkie, oszczędne, nierymowane i wyraźnie odciska się na nich piętno wojny. Nie brakuje tu odniesień biblijnych, które mają podkreślać wyświechtanie religijnych symboli, absurdalność ludzkich zachowań, poczucie niepewności i zagrożenia. Niepokój jest tym, co przenika tę poezję, a hiperbole potęgują jeszcze klimat grozy:
***
Wyciągam słowa
niczym z linii
frontuMoje wiersze żywcem pogrzebane
w masowym grobiemieszają swój ból
z nienasyconą ziemią***
Kiedy piszę
na mnie zamyka się stronaŻyję w niewłaściwych czasach
w niewłaściwym miejscu
piszę w niewłaściwym językuTracę zmysły w swojej klatce z papieru
***
Nade mną
otwiera się niebo
jak jakiś inny krajChude krowy
wyjęte jakby ze snu faraona
bez końca mnożą się
przez siedemMiędzy jedną ucieczką a drugą
odczuwam głódJedząc
krzywdzę świat
Koltz jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych poetek luksemburskich we Francji – głównie za sprawą wydania wyboru jej wierszy w prestiżowej serii wydawnictwa Gallimard (dotychczas spośród polskich autorów i autorek wyróżnienie to spotkało jedynie Wisławę Szymborską) oraz przyznania jej w 2016 roku nagrody Goncourtów w dziedzinie poezji (za całokształt twórczości). Kilka jej wierszy zostało przełożonych przez Brzozowskiego w ramach projektu „Wiersze w mieście”.
3.
Możemy więc rozpocząć podróż przez tytułowe linie podziału – w szczególności podziału językowego. Jak wspomina Portante, większość mieszkańców Luksemburga jest wielojęzyczna (przynajmniej trójjęzyczna, najczęściej czworo-, nierzadko pięcio-). Wynika to zarówno z ich pochodzenia, jak i systemu edukacji: do drugiej klasy szkoły średniej językami nauczania są luksemburski i niemiecki, następnie francuski. Wszyscy uczą się również angielskiego.
Język luksemburski stał się językiem narodowym, gdy wpisano go do konstytucji w 1984 roku. Rok później ukazała się pierwsza powieść współczesna napisana po luksembursku. W antologii brak jednak poetów, którzy tworzyliby w tym języku. Jak zauważył Portante, poezja w języku luksemburskim rozwijała się głównie w XIX wieku, dziś używa się go głównie w powieściach, w poezji dominują zaś: francuski i (w drugiej kolejności) niemiecki. Ale Francuzów i Luksemburczyków, którzy piszą po francusku, wiele różni. Na luksemburskich stronach poświęconych literaturze pisarzy tworzących w języku francuskim określa się mianem nie „frankofonów”, a „frankografów”. Ze wstępu do antologii dowiadujemy się zresztą, że poeci – funkcjonując w kilku systemach językowych (w kraju, w którym 40% mieszkańców jest pochodzenia innego niż luksemburskie) – często stoją przed wyborem języka dla swojej twórczości. Można sobie wyobrazić, że wzmacnia to poczucie wyobcowania, w czym można, zgodnie z myślą Portante’a, upatrywać siłę i wartość tej poezji.
Są oczywiście twórcy, którzy decydują się na trzecią drogę. Niektórzy zmieniają język w zależności od gatunku (jak Nico Hemminger, który powieści pisze po niemiecku, a wiersze po francusku). Z kolei Carla Lucarelli, córka włoskich imigrantów, pisała najpierw po francusku, a teraz, od niedawna – również po niemiecku; obecnie tworzy naprzemiennie w tych dwóch językach, których nauczyła się w szkole. Co ciekawe, Lucarelli twierdzi, że wybór języka zależy głównie od jego melodii i rytmu, choć niemieckie wiersze (przynajmniej te w antologii) wydają się bardziej klasyczne. Charakteryzują je przerzutnie, nieoczywiste połączenia syntaktyczne oraz humor – jak w niemieckim wierszu urban trail, który ociera się wręcz o absurd:
urban trail
ktoś powtarza, że muzyka
go ratuje, ja mylę gatunki drzewskręca w prawo samochód w kolorze smutku żuje
futro do żucia gumę od
rogu idę dalej w dwóch ciałach
to opowieść, która zmienia bieg+ precyzja, z jaką ten człowiek
czasami milczy
Po francusku Lucarelli pisze zaś tak:
Jesień
Nic nie odciska się w godzinach
które płyną zapach siana
osiada na głowie przechodnia
pies zmienia wygląd swego pana
spleśniały chleb rozdziobują gołębie
szosa otrzepuje się z liścina wietrze każdy odchodzi jak może
umrzeć ulicę dalej
Humoru poezji Lucarelli nie sposób nie skojarzyć z innym wierszem z antologii, autorstwa Lamberta Schlechtera. Ten dość płodny pisarz (ponad czterdzieści książkowych publikacji) zaczął jednak – inaczej niż Lucarelli – od niemieckiego, a od 1982 pisze po francusku. Jako jedyny zdecydował się opublikować w zbiorze kilka próz poetyckich. Oto jedna z nich:
Wystawiam się na niebezpieczeństwo, za każdym razem, gdy kupuję zapas pomarańczowych kredek Faber Castell, których używam do podkreśleń, a jako że podkreślam często i dużo, kreskami pod słowami, całe zdania albo części zdań, albo stawiam krótkie pionowe & grube kreski pomiędzy zdaniami, muszę przewidzieć zapasy i w tym celu udać się do mojego dostawcy Boesnera, który znajduje się po drugiej stronie granicy, w innym kraju, i to sprowadza na mnie spore niebezpieczeństwo, kiedy przekraczam most i graniczną rzekę, ponieważ inny kraj to kraj, który zamiesz-chujek kochanek Louli i to mnie tak uderza, jest mentalnie i ontologicznie niebezpieczne, a jednak wciąż tak bardzo potrzebuję podkreślać.
Motyw granicy, który pojawia się w wierszu Schlechtera, jest kolejną „linią podziału”, do której odnosi się Portante. Z północy na południe Luksemburga jest około stu kilometrów, ze wschodu na zachód niecałe sześćdziesiąt, każdy więc żyje niedaleko granicy. Wielu pisarzy luksemburskich jest potomkami imigrantów: włoskich, portugalskich, belgijskich, amerykańskich… Cechą charakterystyczną literatury Luksemburga jest bezpretensjonalny stosunek do tej wielonarodowości. Znaczna część autorów i autorek nie urodziła się w Luksemburgu, co więcej, żadne z ich rodziców nie było z Luksemburga – po prostu w pewnym momencie rodzina (lub sama twórczyni lub twórca) przeprowadza się do małego Wielkiego Księstwa. Jak dowiadujemy się z krótkiej biografii Ulrike Bail, niemieckojęzyczna poetka przeniosła się do Luksemburga, by „pisać wiersze”. Są też tacy, którzy nie zdecydowali się zostać w Luksemburgu – na przykład Hélène Tyrtoff, Francuzka, która w Luksemburgu mieszkała dziesięć lat, po czym wróciła do Francji, czy Anna Leader (rocznik 1996), która przeprowadziła się do Luksemburga, gdy miała cztery lata, po czym wróciła do rodzinnych Stanów na studia. Chociaż pierwszy tomik napisała w całości w języku angielskim, uznaje się ją za pisarkę luksemburską (tak samo jak jej ojca, który pisze po angielsku i wydaje książki w Luksemburgu). Wpływu literatury amerykańskiej na poezję Leader nie da się przeoczyć:
Literatura amerykańska
Nie wiem, co się dzieje, gdy już wyjdą z mojej sali,
ale nie łudzę się, że są bezpieczni.
W tym kraju nie mają jeszcze prawa pić.
Wypełnia im się czas różnymi zajęciami. A jednak –czy robią, czy nie – to, co ja robiłam w ich wieku,
w piwnicach, łazienkach i barach,
nie wątpię, że jest w tym cierpienie, z tamtych czasów
pamiętam tylko cierpienie, a mimo to wyciągamy książki.Spokój, proszę. Każdy tekst dotyczy spraw seksualnych.
Abigail w „Czarownicach z Salem” też ma siedemnaście lat. Czy zdarzyło wam się
wrócić do domu po umówionej godzinie? Dochować tajemnicy?
Kłamać? Sypiać
z żonatym mężczyzną? Oskarżyć kogoś o czary?Jaką lekcję możemy wyciągnąć z cudzych lekcji?
Słychać dzwonek, a ja nie przekazałam im nic pożytecznego.
Mogę tylko robić to, co robi nauczycielka w podstawówce:pomachać im, gdy, śmiejąc się, wariacko pedałują,
i próbować nie myśleć o tym, że za rogiem będzie
krzyk i pisk, i krew.
Co ciekawe, anglojęzyczne pisarstwo Leader wcale nie jest odosobnionym przypadkiem. Język angielski jest powszechnie stosowany przez luksemburskich twórców, a w kraju działa wydawnictwo Black Fountain, które wydaje luksemburskich anglojęzycznych autorów. Ceni się ich na równi z pisarzami tworzącymi po luksembursku, francusku czy niemiecku. Dowodem – krajowa nagroda literacka Betty Weber wręczona za 2020 rok Pierre’owi Jorisowi. Jeśli jednak u Leader mamy do czynienia z dość klasycznym ujęciem narracyjnym, poezja Jorisa dekonstruuje normy poetyckie, pozostając pod wpływem poezji światowej, nierzadko twórców arabskich, z którymi dialoguje. Joris nie rezygnuje jednak z narracyjności i odwołań do klasycznej poezji, czy to europejskiej, czy amerykańskiej:
Robota poetów
Zbierz wszystko, co świeci,
pozbądź się złota,
zachowaj światło.DROGI ROBERCIE, BUDZĘ
się przed
świtem na Brooklynie,
spuszczam wodę, grzeję wodę, wyciskam
cytrynę, rozgniatam lokalnie uprawiane (od Josepha,
na sześćdziesiątej ósmej między trzecią i Ridge) papryczki
(cayenne), przelewam pierwszy dzbanek kawy
(peruwiańską średnio paloną organiczną) do
pomarańczowego termosu French Press, patrzę, za oknem wiatr, deszcz,
kiedy spaliśmy, ciężkie
kolorowe sny, opowiadamy,
że je mieliśmy, ale nie pamiętamy
nic więcej, niosę wodę z cytryną
i kawę dla Nicole, która w łóżku
kończy „New York Timesa” z zeszłej niedzieli,
biorę kubki do gabinetu,
wspominając słodką
wygraną Metsów zeszłej nocy w Waszyngtonie, a tak naprawdę,
odkąd się obudziłem, słucham
audycji na France Cul, w której Olivier Cadiot opowiada
o swoim nowym przekładzie Shakespeare’a właśnie,
w reżyserii Thomasa Ostermeiera
w Comédie française, i mówi
„Il n’y a pas de vers français pour accueillir
le vers shakespearien aujourd’hui”, z czym
zgadzam się zupełnie, i stawiam kubki
na biurku, nalewam pierwszą kawę, odwracam się
i patrzę za okno na biel
spienionych fal – nic
z Melville’a, raczej zwykła jesienna
korekta – choć nie widać jeszcze zakotwiczonych statków,
drzewa wciąż pełne liści
w Narrows Botanical Garden
po drugiej stronie Shore Road,
wiatr męczy je albo dręczy, albo próbuje,
a przynajmniej kołysze nimi, nie strzępiąc ich jednocześnie,
tak, że mocne białe rozproszone światło często świeci
przez nie aż ze Staten Island,
podczas gdy całą drogę z miejsca,
w którym śniłem,
aż do chwili, w której otwieram czerwony notes
i odkręcam czarne pióro Sailor,
tak naprawdę myślałem tylko o jednym,
że tego dnia
masz urodziny, Robercie –
wielu szczęśliwych powrotów, joyeux anniversaire, alles
Gute! Powrócę (za minutę,
jak tylko wyślę ci te słowa)
do ostatnich trzech wierszy
z „Niemandsrose” Celana,
które czekają na przetłumaczenie, tak, bym
w dniu twoich urodzin mógł skończyć to, co zacząłem
w Annandale 51 lat temu pod twoja opieką.
Wznoszę więc (teraz już drugi) kubek (peruwiańskiej)
za ciebie, przyjacielu.Bay Bridge, 25.09.18
4.
Nie sposób jednak omówić wszystkich autorów przedstawionych w tak obszernej antologii. Wielu z nich przyjdzie jeszcze poczekać, zanim ich wiersze doczekają się przekładu; przedstawione tu utwory są tylko próbką twórczości, która często liczy kilkanaście, czy wręcz kilkadziesiąt tomów (jak w wypadku Anise Koltz lub Pierre’a Jorisa). Mam nadzieję, że podobne omówienia będą ukazywać się w Polsce coraz częściej, aczkolwiek nie należy zapominać o inicjatywach, które już istnieją, na przykład o wspomnianych wcześniej gdańskich „Wierszach w mieście”. Trzeba dodać, że ukazują się także tomiki wierszy (jak wspomniane Przed trzęsieniem Jeana Portante’a). Instytut Kultury Miejskiej opublikował również wiersze włączonych do Linii podziału, a niewymienionych tutaj Andrégo Simonciniego (w przekładzie Wawrzyńca Brzozowskiego) czy Toma Niesse’a (w przekładzie Mileny Niechaj).
Może wydawać się zaskakujące, że wydanie antologii współczesnej poezji luksemburskiej pojawia się we Francji, która przecież sąsiaduje z Wielkim Księstwem, dopiero po pięćdziesięciu pięciu latach od ukazania się francuskiego przekładu zbioru wierszy Koltz. Dominująca pozycja Francji w literaturze francuskojęzycznej i – w konsekwencji – na frankofońskim rynku wydawniczym, zepchnęła twórców z innych krajów na ubocze. Linie podziału przywracają Luksemburg na poetycką mapę Europy, są znakomitym przewodnikiem po terytorium, w którym wszystko jest jeszcze do odkrycia, również dla polskiego czytelnika. Liczę, że staną się także inspiracją dla podobnej inicjatywy w Polsce, chociażby przy okazji jednego z krajowych festiwali; polska publiczność jest bardzo otwarta na to, co jeszcze jej nieznane – to cecha, która łączy ją z luksemburskimi poetami i poetkami.
Dziękuję poetom i poetkom, których wiersze w moim przekładzie zostały zamieszczone w tekście, a zwłaszcza Jeanowi Portante’owi za wsparcie i pomoc w uzyskaniu zgód na publikację. Dziękuję również redakcji „Wizji” za zaufanie i pomoc przy pracy nad tekstem.