Nowa ja Halle Butler zaczyna się zjadliwie, prawie okrutnie. Millie – główna bohaterka i zarazem narratorka powieści – z dystansem obserwuje rozmawiające ze sobą współpracownice. Zazwyczaj negatywnie reaguje na otoczenie: krytykuje, ironizuje, wyzłośliwia się. Czuje się lepsza od osób, z którymi pracuje, a jednocześnie pragnie akceptacji z ich strony. Pogarda i niska samoocena dominują w życiu emocjonalnym bohaterki, a jednocześnie wpływają na dynamikę całej książki. Millie w myślach wyżywa się na osobach ze swojego otoczenia, przeklinając ich powierzchowność, zły gust i średnioklasowe aspiracje. Szybko wychodzi jednak na jaw, że cynizm bohaterki to gra, makijaż, pod którym kryje się poczucie izolacji i niedopasowania, a może nawet tęsknota za tą wyśmiewaną powierzchownością.
Millie to młoda, samotna kobieta, która za pośrednictwem agencji pracy jest tymczasowo zatrudniana na różnych stanowiskach. Choć sytuacja ekonomiczna rodziny, w której się wychowała, pozwoliła na wynajęcie kawalerki w dużym mieście i opłacenie jej studiów (brak długu studenckiego jest w Stanach rzadkością), dobry start nie ułatwił jej znalezienia stałej pracy ani nie zapewnił jej poczucia bezpieczeństwa. Millie poznajemy, gdy trafia do biura salonu meblowego. Dostaje pracę młodszej recepcjonistki, której głównym zadaniem jest odbieranie telefonów i przygotowywanie pakietów reklamowych. Mowa o „biurze salonu meblowego”, ale tak naprawdę przez całą książkę nie wyjaśnia się do końca, czym zajmuje się „salon Lisy Hopper”. Nie ma to zresztą znaczenia, bo w powieści chodzi raczej o bezsens pracy biurowej, o nadprodukcję zbędnych stanowisk, które zamiast zapewniać stabilność finansową, komplikują relacje władzy między pracownikami.
Millie, w dzieciństwie uznana za szczególnie uzdolnioną, ląduje więc na rynku pracy jako osoba bez jakichkolwiek perspektyw. Kiedy pod koniec książki – w pogarszającym się stanie i sytuacji – odwiedza rodziców mieszkających w innym mieście, zamiast realnego wsparcia otrzymuje od nich wyuczone zapewnienia: „nie martwią się”, że „sobie poradzi”. Słyszała te słowa pewnie przez większość życia, ale rynek brutalnie je zweryfikował. Nudna praca z nielubianymi ludźmi, niepewność zatrudnienia, niska pensja i poczucie niesamodzielności wpędzają ją w coraz głębszą depresję. Mimo że doświadczenie Millie nie czyni z niej osoby wyjątkowej, bo jej los podziela tak wiele innych osób, jest ona w swoim cierpieniu osamotniona i nie potrafi znaleźć pomocy. Trudno się dziwić, że jej skrywana frustracja – pozbawiona ujścia lub rekompensaty – rozlewa się na stronach powieści.
Wraz z pogłębiającym się poczuciem izolacji bohaterka powoli zaczyna się poddawać. Każda kolejna podejmowana przez nią próba, by stać się „nową ja”, okazuje się desperackim wysiłkiem, który oddala ją od sukcesu. Millie nieustannie planuje zmiany, które mają sprawić, że wszystko zacznie się w jej życiu układać. Kupuje nowe ubrania albo karnet na jogę, licząc na to, że dzięki temu stanie się inną, lepszą osobą. Wydaje na to ostatnie pieniądze, podczas gdy jej koleżanka Sara, zadłużona po uszy, nie może już sobie pozwolić nawet na kawę w kawiarni. Impulsywne i naiwne zachowanie Millie może skłonić czytelniczkę do krytyki jej konsumpcyjnego stylu życiu. Bohaterka podąża za wszechobecnymi trendami, według których porządek w szafie, zmiana rutyny, sport czy nowa dieta wydobędą z nas nasze lepsze wersje. Wydaje się jednak – przynajmniej z perspektywy narratorki – że to jedyne, na co ją jeszcze (metaforycznie i dosłownie) stać.
W powieści Butler obecność przedmiotów – nowych ubrań, brudnych naczyń lub laptopa, na którym bohaterka co wieczór ogląda ten sam serial – jest istotna nie tylko ze względu na ich ścisły związek z kapitalistycznym konsumpcjonizmem. Prosty język pisarki skupia uwagę na materialnym otoczeniu bohaterów i pokazuje, w jaki sposób wpływa ono na ich życie. Dzięki temu przedstawienie świata pracy korporacyjnej nie ogranicza się do międzyludzkich interakcji. Literacka troska o detal pozwala wychwycić także nie-ludzkie elementy tego świata i rolę, jaką odgrywają one w jego monotonnej powtarzalności, mozole i smrodzie. Przedmioty towarzyszące Millie w jej osamotnieniu – materialne ślady walki o lepsze samopoczucie – wskazują na niewyrażone napięcia i zgrzyty. Mówią o jej bezsilności, znużeniu albo o zmianie, jaka zachodzi w niej między zakupami w internetowych biodelikatesach a wyjściem do monopolowego. Dzięki temu przeprawa Millie przez życie zostaje ukazana zarówno jako kryzys egzystencjalny, ale i jako walka z oporem materii: biura, ulicy, zatłoczonej komunikacji miejskiej, mieszkania zawalonego pustymi butelkami i – wreszcie – własnego zmęczonego ciała.
Prosty język pisarki skupia uwagę na materialnym otoczeniu bohaterów
Walka z rzeczywistością, niezdolność do komunikacji i rozpaczliwe próby kontroli ukazują pogarszający się stan zdrowia psychicznego bohaterki. W okładkowym blurbie Adriana Rozwadowska przywołuje popularne twierdzenie, że depresja ukazuje świat takim, jakim jest. Dla Millie depresja nie jest jednak doświadczeniem, które odczarowuje świat. Wręcz przeciwnie, depresja nakłada na niego specyficzny filtr i zniekształca relację z otoczeniem. Wpływa też na stosunek do samej siebie, wywołuje uczucie pęknięcia między tym, kim się jest, a tym, kim się chciało być. Rozczarowanie, które za tym idzie, prowadzi do ciągłych wysiłków stwarzania siebie od nowa, prób przejęcia kontroli nad własnym ciałem. Książka Butler ustawia czytelniczkę w jednoznacznej pozycji. Pierwszoosobowa narracja skłania do uczestniczenia z narratorką w jej rozgoryczeniu, znużeniu i beznadziejnych marzeniach o stałej pracy. Jednocześnie jej perspektywa zostaje przeciwstawiona perspektywie postaci drugoplanowych. Opowieść Millie jest poprzetykana krótkimi wtrąceniami, fragmentami z życia innych, które są napisane w trzeciej osobie.
Te wtrącenia pozwalają na chwilę dystansu wobec Millie i spojrzenia na nią z zewnątrz. Skonstruowane są tak, by pokazać przeciwstawne jej charaktery, postawy i życiowe ścieżki. Najczęstszą bohaterką tych wtrąceń jest Karen, ambitna starsza recepcjonistka, która przez większość czasu stara się doprowadzić do zwolnienia Millie. Nowa podwładna jest w jej oczach zaprzeczeniem wszystkich biurowych ideałów. To, co Millie uznaje za właściwe, Karen postrzega jako niechlujność w wykonywaniu obowiązków i brak dbałości o wygląd w miejscu pracy. Napięcie między kobietami jest niepodważalne, lecz jego charakter – nieuchwytny, wyrażony jedynie w stosach papieru, tonie głosu i niezrozumiałych komunikatach. Oprócz Karen pojawia się również Kim, młoda, ustatkowana kobieta, a przy tym sąsiadka głównej bohaterki. W przeciwieństwie do Millie ma partnera i satysfakcjonującą, kreatywną pracę, a znużenie, które wkrada się w jej życie, ma zupełnie inny charakter. Jej ekonomiczna sytuacja zapewnia poczucie bezpieczeństwa; Kim wchodzi w kontakt z Millie tylko wtedy, kiedy czuje zapach dobywający się z jej mieszkania. I chociaż ma za sobą doświadczenie kontrkulturowego buntu, obecnie myśli tylko o swoim komforcie i rozważa zgłoszenie sprawy do właściciela budynku. Właściciel natomiast – poirytowany obcymi mu problemami swoich lokatorów – odmawia zaangażowania.
Chociaż te trzecioosobowe epizody są krótkie i pretekstowe, odgrywają ważną rolę, bo wpisują Millie w siatkę zależności, które dla niej samej pozostają niewidoczne. Losy bohaterów są ze sobą ściśle splecione, a jednocześnie wszyscy nastawieni są przeciwko sobie. „Siatka zależności” nie oznacza tu bowiem złożonej wspólnoty – osób związanych ze sobą relacjami wzajemności – ale raczej trybiki w maszynie pozbawionej współczucia, uzależnione od swojego istnienia. Wszyscy są do siebie bardzo podobni, a jedyne, co ich różni, to pozycja w systemie, to, ile mieli szczęści, by ją osiągnąć, i to, czy w ogóle są tego świadomi. „System” czy „maszyna” to też adekwatne określenia ze względu na poziom biurokratyzacji, który organizuje nie tylko pracę, lecz także relacje międzyludzkie. Problemy rozwiązuje się tu bowiem okrężną drogą, za pośrednictwem stworzonych do tego instytucji – niezależnie od tego, czy chodzi o rozczarowanie nową pracownicą, rozwiązanie problemu z sąsiadką czy niewypowiedziany konflikt z przyjaciółką.
Napisałam, że Nowa ja jest okrutną książką, ponieważ – podobnie jak wiele innych opowieści o młodych ludziach, którzy nie znajdują dla siebie miejsca w późnokapitalistycznej rzeczywistości – skupia się na międzyludzkich antagonizmach. Powszechne doświadczenie bezrobocia, niskich zarobków, braku zawodowej satysfakcji i relacjach pracy opartych na wyzysku zostaje (przynajmniej do pewnego stopnia) sprowadzone do historii o tym, że „człowiek człowiekowi wilkiem”. Oczywiście, ważne jest pisanie o tym, w jaki sposób kapitalizm wpływa na relacje między ludźmi. Mam jednak wrażenie, że horyzont systemowych przyczyn często znika w tych historiach na rzecz satyry na klasę średnią. Postać Millie wydaje się kolejnym literackim przykładem na to, jak na marginesie współczesnej kultury – przesiąkniętej hasłami o pozytywnym myśleniu i afirmacji – mocno trzyma się stereotypowa postać zgorzkniałego i wywyższającego się bohatera z dobrym wykształceniem.
W opisie współczesnego społeczeństwa Butler bywa dosadna, czasami wręcz karykaturalna. Satyryczny charakter powieści sprawia więc, że zamieszkują ją ludzkie typy. Żartobliwe i anegdotyczne przedstawienie postaci – zamiast tworzyć realistyczny obraz społeczeństwa – wprowadza pewną dozę fałszu i niepotrzebne uproszczenia. Mimo zmieniającej się perspektywy opowieści brakuje zniuansowania i wielostronności. Pierwszoosobowa narracja problematyzuje postać Millie, wprowadza dwuznaczność i (samo)krytyczne spojrzenie, ale uprzywilejowuje w tym tylko jedną perspektywę. Nie ma w Millie nic prostego, nawet jeśli jej życie polega na odbieraniu telefonów, piciu piwa i oglądania telewizji. Nie ma też jednak nic prostego w pozostałych bohaterach. Drażniący jest przywilej nadawany przez autorkę subiektywnej, wyznaniowej narracji i idąca za nim decyzja o tym, z kim mam się – jako czytelniczka – utożsamiać. Nie sposób odmówić Butler tego, że pisze coś prawdziwego o prekarnej rzeczywistości w neoliberalnym świecie. Doświadczenie Millie bywa nieprzyjemnie bliskie i znajome, ale jej perspektywa pozostaje rozczarowująco jednostronna.