Ten tekst jest częścią cyklu poświęconego Henrykowi Berezie z okazji jego 95. urodzin. Pozostałe teksty przeczytaj tutaj.
język gdy na wolności sam z siebie się tworzy
(HENRYK BEREZA, Zgłoski)
Henryk Bereza zmarł 21 czerwca 2012 roku w Warszawie, w wieku osiemdziesięciu sześciu lat. Wyczerpany i ciężko chory – udał się w końcu na zasłużony „wieczny odpoczynek”. Był wczesny czerwcowy poranek, dżdżysty i ponury, kiedy w szpitalu przy ulicy Płockiej w Warszawie wydał ostatnie tchnienie. Był to człowiek, który żył w słowie i w nim szukał łaski i wybawienia. Gdy żałobna wiadomość dotarła do jego przyjaciół, „zapadła czarna cisza”.
Nie trwała jednak długo. 10 września 2012 roku literackie środowisko Szczecina, z inicjatywy Pawła Nowakowskiego – architekta, muzyka i wydawcy – oraz Cezarego Sikorskiego – wydawcy, poety i filozofa – założyło Fundację Literatury im. Henryka Berezy, by upowszechniać dorobek zarówno jej patrona, jak i innych ambitnych i niezależnych twórców, którzy wyznaczali nowe kierunki w literaturze i poszukiwali „nowych rozwiązań formalno-estetycznych”. Niecały miesiąc później Fundacja założyła kwartalnik „eleWator”, nawiązała też współpracę z wydawnictwem Pawła Nowakowskiego – Formą. Dzięki Formie oraz „eleWatorowi” Bereza stał się znowu obecny w polskim życiu literackim.
W Szczecinie zadomowił się już zreszta kilka lat wcześniej, Nowakowski sięgnął bowiem po jego wypiski i wiersze. W 2006 roku opublikował w formie książkowej − znane z „Twórczości” − Wypiski z lat 1991–2004, w wyborze i z posłowiem Andrzeja Skrendy; w roku 2010 – Względy: 66 dwuwierszy (plus jeden) z posłowiem Grzegorza Strumyka; w 2011 – Zgłoski: 44 jednowiersze (z przekroczeniami) opatrzone komentarzem Pawła Orła, a w 2014, pośmiertnie – Zgrzyty z posłowiem Bohdana Zadury. Pierwszy tom wierszy Berezy, Miary: 99 trójwierszy, ukazał się w roku 2003 nakładem Świata Literackiego.
Orzeł w jednej z recenzji nazwał Miary, Względy i Zgłoski „osobliwym tryptykiem o życiu”, autobiografią poetycką, duchową, intelektualną, w której „Bereza oddał odbiorcom samego siebie” w akcie „świadomym, podjętym z pełną konsekwencją” i w zgodzie ze stosowanymi w życiu regułami. Przeczytajmy kilka wyimków z tej zniewalająco szczerej, w swej prostocie doskonałej, poetyckiej autobiografii. Z Miar:
Fartuch Olesi
od lat na drzwiach w łazience
miara wiecznościKawałek kory
cztery indiańskie kwiatki
znak po StachurzeTapczan w rozpadzie
przydał się setce ludzi
dźwignął tony ciałPlamy w wannie rdza
zdarte lustro w prześwitach
sedes półwieczaRegały w holu
książki ile się zmieści
w książkach kurz i syfDrewniana winda
góra dół czterdzieści lat
jak ja wciąż czynnaFormat A cztery
bruliony „Oniriady”
kosmos w granicach.
Ze Względów:
ból daje życie życie zabija
gdzie wybawienie z błędnego koła.
Ze Zgłosek:
człowiek zmyśla bogów i świat siebie nie może
język gdy na wolności sam z siebie się tworzy
język wyobraźnią spięty poezja żywa
moje pisanie z mieszanek jak we wszystkim ja
[…] metaprawda może być jeszcze inna
ani poeta ani krytyk […]
W posłowiu do Zgrzytów Zadura napisał, że to projekt „najbardziej chyba zbuntowany, obrazoburczy, polemiczny, najbardziej gorzki”. „Bereza przestaje w Zgrzytach przejmować się względami tzw. dobrego smaku, […] trochę te zgrzyty są po to, żeby zmierzyć się z sytuacjami […] być może w pewien sposób najważniejszymi w jego życiu”. „Jest tu bezkompromisowo szczery, odważny odwagą prawdomówności starego, stojącego nad grobem człowieka” – człowieka, który wie, że:
nagiej prawdzie
kłamią słowa
ona jest jeśli jest
w przedsłowiu w bezsłowiu.
A także:
czym jest dobro
czym zło
pomyśleć nie sposób
powiedzieć zdanie
poza pacierzem
niemożliwość
zło dobrem
dobro złem
istny zgrzytu rdzeń.
Pośmiertnej obecności Berezy towarzyszy obecność „jego” pisarzy, czyli tych, którzy dla niego byli szczególnie ważni. Potrzebowali nie tylko jego czytelniczej wnikliwości, lecz także obrony, pomocy, niekiedy wręcz ratunku. Fundacja objęła więc opieką Jana Drzeżdżona, Krystynę Sakowicz (Martę Zelwan), Dariusza Bitnera, Grzegorza Strumyka i innych. Ambitny, choć zarazem karkołomny z finansowego punktu widzenia zamiar, jakim jest edycja dzieł Drzeżdżona, jest już w trakcie realizacji: ukazały się dwie powieści, Pergamonia i Szalona Monika, gotowe do druku są dwie następne: Rotardania oraz Dzieci szalonej Moniki. Zrealizowano także cztery projekty Krystyny Sakowicz/Marty Zelwan, a wśród zapowiedzi znajdziemy jej korespondencję z Berezą. W Formie zadebiutować mogą również (od 2013 roku) laureaci dorocznego Konkursu Literackiego im. Henryka Berezy „Czytane w Maszynopisie”.
Liczne dowody troski o obecność Berezy w polskim życiu literackim znajdujemy w „eleWatorze”. Numer 2/2012 jest dedykowany Drzeżdżonowi, numer 3/2013 – samemu Berezie. We wszystkich zeszytach kwartalnika od 2013 do 2016 roku drukowane są listy Berezy do poetów (w rubryce epistoły) oraz zapiski z lat ostatnich (w rubryce dziennik); z kolei w zeszycie poświęconym Stanisławowi Piętakowi (2/2016) znalazł się jego wspaniały esej o tym pisarzu. Z czasem krytyk pojawia się coraz rzadziej, ale… jego duch unosi się nieustannie nad literackim Szczecinem. I nie tylko tam. Bo także nad Wrocławiem, nad Rzeszowem, nad Warszawą – nad nią może przede wszystkim. W Państwowym Instytucie Wydawniczym podjęto się realizacji ambitnych projektów edytorskich pośrednio lub bezpośrednio dotyczących Berezy. Najpierw, w roku 2018, ukazały się Dzieła zebrane Andrzeja Łuczeńczyka, prozaika, którego Bereza wpisał w poczet najznakomitszych twórców literatury polskiej drugiej połowy XX wieku (a w mowie pogrzebowej uhonorował tytułami „księcia z ducha” i „wybrańca”). Tom – liczący ponad pięćset stron, w opracowaniu redakcyjnym Pawła Orła, ze wstępem Przemysława Kaliszuka i posłowiem Adama Wiedemanna – przynosi znane i nieznane utwory Łuczeńczyka. Trudno o piękniejszy hołd pośmiertny, i dla pisarza, i dla jego orędownika. Trudno też o bardziej dobitny wyraz uznania i zaufania dla Berezy i jego sztuki czytania, którą pod koniec życia sam ośmielił się nazwać wiedzą „prawie tajemną”.
Również w 2018 roku, a następnie w 2020, nakładem PIW-u ukazały się kolejno dwa dzieła o znaczeniu fundamentalnym dla poznania Berezy. Pozwalają one w należyty sposób odczytać jego teksty, które dotąd – mimo niebywałego poruszenia, jakie wywoływały – pozostawały nieznane lub opacznie rozumiane. Pierwsza jest Alfabetyczność, drugie zaś Wypiski ostatnie; oba przygotowane przez Orła, współinicjatora projektów, pomysłodawcy doboru i układu materiałów, a w przypadku Wypisków – także lektora i kopisty kilkudziesięciu rękopiśmiennych brulionów. Orzeł, redaktor, krytyk, dramatopisarz i prozaik, autor kilku zbiorów opowiadań i powieści, poznał Berezę około roku 2006, a więc jako człowiek bardzo młody. Nawiązała się między nimi serdeczna i trwała więź – przyjaźń, której nie zniweczyły ani starość, ani śmierć. Orzeł towarzyszył przyjacielowi do końca i po dziś dzień mu towarzyszy. Dwie wymienione wyżej księgi są tego najlepszym dowodem.
Alfabetyczność to obszerny tom (718 stron!) o przejrzystej, starannie przemyślanej – tak merytorycznie, jak i graficznie − budowie. Zbiór podzielono na cztery części, w sumie jedenaście rozdziałów. W części I znajdują się między innymi rozdziały: Człowiek, Duch, Przeszłość, Wrażliwość; w części II: Nurt chłopski, Rewolucja artystyczna, w części III: Pisarze zagraniczni, książki, Pisarze polscy, o nich, w części IV: Funebralia. Dziwne, niedzisiejsze tytuły: Człowiek, Duch, Wrażliwość! Dziwne? Niedzisiejsze? Tak, ale jednocześnie trafne! Porządkują materiał wedle najprostszych, zgoła kanonicznych zasad – oczywistych dla Berezy. Inicjalny tekst, Pisanie, to filozoficzno-artystyczne credo krytyka, zbiór najważniejszych prawd jego pisarskiej wiary, po raz pierwszy ogłoszony w roku 1979 (w Prozie z importu). Pierwsza z nich brzmi: „Pisarz – w stopniu większym niż inny artysta i niż każdy człowiek – jest skazany na swoją «walkę z szatanem», czyli na walkę ze świadomością i poczuciem własnej niepotrzebności”. Druga: „Możliwość pisania – jak możliwość życia – zależy od wszystkiego, co przemawia za tym, że się jest lub może być w świecie potrzebnym”. Trzecia: „Literatura, żeby była potrzebna, musi być górą w konkurencji z pokusami pijaństwa, rozpusty i wszystkich innych grzechów głównych”. Czwarta: „Literatura jest takim jabłkiem z drzewa wiadomości dobrego i złego, którego zakaz zrywania nie może dotyczyć, bo nawet raj bez możliwości bezgrzesznego grzeszenia stałby się dla człowieka piekłem”. Wreszcie piąta, najważniejsza:
Jacy więc mają być pisarze? Tacy, żeby nieznani inni chcieli i mogli ich czytać […] z wewnętrznej potrzeby duchowego odnalezienia się w sobie i w świecie, z wewnętrznej potrzeby obcowania z prawdą. Tę prawdę, która ma milion twarzy, odnaleźć musi dla siebie ten, kto chce i może być pisarzem. Każdy, kto odnajdzie swoją twarz prawdy, stanie się potrzebny innym. Amen.
Literatura była dla Berezy czymś w rodzaju religii, to jasne. Wyznaczył jej cel wysoki, to znaczy ocalanie przez prawdę. Prawda – własna, odnaleziona w rzetelnym procesie samopoznawczym − była warunkiem sine qua non. Od pisarza żądał bezwarunkowo jednego: aby był w zgodzie z własną prawdą, bo tylko to daje prawo bycia pisarzem. Cierpiał, gdy w utworze literackim znajdował oznaki kłamstwa, podporządkowania, zdrady. Znał wysokie, niekiedy dramatycznie wysokie koszty (moralne, psychiczne, emocjonalne) uprawiania literatury. Był wyrozumiały dla słabości, naiwności, nieudolności, ale bezlitosny wobec „służbizmu” (oportunizmu, koniunkturalizmu). Od siebie żądał najwięcej i stawiał sobie najtrudniejsze zadania. Alfabetyczność, przez któregoś z recenzentów nie bez racji opatrzona etykietą: „the best of Henryk Bereza”, to księga, która z najważniejszych tekstów mistrza Sztuki Czytania konstruuje jego portret – wielowymiarowy, obejmujący sześćdziesiąt lat nieprzerwanego życioczytania i życiopisania. W wyznaniu z roku 1967, w którym Bereza określa się „wobec tradycji literackiej”, czytamy o jej fundamentalnym znaczeniu:
[…] wszystkie moje najważniejsze przeżycia literackie związane były z obcowaniem z literaturą przeszłości, a więc z tradycją literacką.
Najpierw był Sienkiewicz czytany niemal w całości w ósmym i dziewiątym roku życia i była to pierwsza i decydująca miłość literacka, chociaż trwała krótko i nigdy już nie było do niej powrotu. Sienkiewicz zastąpił wszystkie baśnie dzieciństwa, wzbudził trwałą miłość do literatury w ogóle i uniezależnił całkowicie od szkolnej edukacji literackiej. Kolejne miłości literackie wyprzedzały już zawsze programy szkolne z wyjątkiem jednej zbieżności w wypadku Kochanowskiego. […]
Przeżyciu twórczości tych czterech pisarzy polskich [Sienkiewicza, Kochanowskiego, Mickiewicza, Słowackiego − MJB] nic już nie było w stanie dorównać, chociaż potem nastąpiły wielkie intelektualne olśnienia tragedią grecką, Szekspirem, Tołstojem i przede wszystkim Dostojewskim oraz kilkoma jeszcze olbrzymami światowej literatury. Te olśnienia i fascynacje rzucały poważne cienie na czterech wielkich literatury polskiej, która […] nie należy do największych w świecie, ale nie mogły przekreślić czegoś najważniejszego, co mi dali tylko ci czterej polscy pisarze.
Mam na myśli przeżycie potęgi, możliwości i ograniczeń mego pierwszego i jedynego prawdziwego języka. Mam na myśli odkrycie, że w słowach powszedniego użytku, od których zaczęła się moja znajomość ze światem, można wyrazić wszelką radość i wszelkie cierpienie, można się zmierzyć z wszystkimi potęgami światów i zaświatów.
W świetle tego wyznania poświęcenie się Berezy literaturze (a w konsekwencji i ludziom literatury) wydaje się oczywiste, a w każdym razie – zrozumiałe. Skoro raz pokochał sztukę słowa, nie mógł jej poniechać. W szkicu pożegnalnym („Migotania” 3/2012) nazwałam go „Arcykapłanem świątyni literatury”, choć był przede wszystkim powiernikiem i obrońcą, przewodnikiem i nauczycielem, lekarzem i przyjacielem… Jeżeli Bohdan Zadura nad grobem Henryka powiedział, że „przez sześćdziesiąt lat był on czymś najlepszym, co mogło – a przecież nie musiało – przydarzyć się całej młodej polskiej literaturze”, to doskonale wiedział, o czym mówi. Bo przecież to Bereza wywalczył literaturze nurtu chłopskiego należne jej w kulturze polskiej, a uparcie odmawiane, wysokie miejsce. To on torował drogę rewolucji artystycznej w prozie, staczając zaciekłe boje z jej przeciwnikami.
Nie rozumiano go, nie chciano zrozumieć, choć to, co pisał o języku literatury, zdawało się proste: „Rewolucja artystyczna w prozie polskiej na tym głównie polega – dowodził − że martwe piękno normy zastępuje się w niej żywym pięknem tworzenia w języku”. „Każdy język dyskursywny – w czasach dzisiejszych – jest martwy od urodzenia, składa się ze słów zredukowanych, wydrążonych, przemysłowo zunifikowanych jak fabryczne frytki, od razu prawie bez reszty zużytych”. „Pisarstwo od niepisarstwa oddziela głęboka – ukryta, prawie tajemna – natura samego języka […]”. „Język wyobraźni i mowę kształtuje wyłącznie i w całości świat pierwszy człowieka”oraz „warunkiem życia języka pisanego (i tym samym życia literatury) jest trwałe jego uzależnienie od języka żywego, który występuje tylko w dwóch postaciach, w postaci wewnętrznego języka wyobraźni i w postaci mowy”. Formuły o rodowodzie romantycznym (i mistycznym): „język żywy”, „język pierwszy”, „język wyobraźni”, „świat pierwszy człowieka”, wyobraźnia jako „dar wewnętrznego widzenia”, „kreacyjność oniryczna”, a także ich porywające wykładnie budziły gwałtowny sprzeciw części krytyków i czytelników, ściągały na Berezę niewybredne ataki, wobec których był w istocie bezradny, choć bronił się ze straceńczą zaciekłością. Jak na „wielkiego wtajemniczonego” przystało.
Bo nie był typem wojownika. Nadwrażliwy, a więc siłą rzeczy lękliwy, łagodny i czuły, bezradny wobec brutalności życia, zdecydował, że najlepiej mu będzie w świecie słowa, w cudownej, nieograniczonej przestrzeni literatury. Z właściwą sobie szczerością napisał o tym w eseju Słowożerstwo poświęconym Dariuszowi Bitnerowi, pisarzowi-przyjacielowi, w którym przed wielu laty rozpoznał podobnego sobie człowieka słowa. Esej, opublikowany w lipcowej „Twórczości” z 2009 roku, znalazł się także w Wypiskach ostatnich. Redaktor Wypisków słusznie uznał, że musi on tam być, jako jeden z kanonicznych tekstów Berezy. Oto fragment Słowożerstwa:
Słowo i dla niego [Dariusza Bitnera – MJB], i dla mnie nie jest celem samym w sobie, jest narzędziem naszego bycia w świecie, we wszystkich naszych doświadczeniach świata, w poznawaniu go i, co najważniejsze, w obronie przed światem.
Obydwaj jesteśmy ludźmi lęku przed światem i życiem, jesteśmy uczłowieczonym lękiem i trwogą przed wszystkim, mamy przeciwko wszystkiemu w słowie jedyne narzędzie dostępu do łaski i wybawienia, ratunek dla nas w słowożyciu, w słowożerstwie.
W Wypiskach ostatnich, dwutomowym dziele zawierającym 474 wypiski z lat 2004–2012, widzimy Berezę jako tytana pracy i wciąż żarliwego sługę słowa. Choć ma on za sobą kilkadziesiąt lat czytanio-pisania, 1 marca 2004 roku, jako człowiek bliski osiemdziesiątki, zasiada jak co dzień przy swoim okazałym biurku, pochyla się nad książką, którą mu przysłano (przyniesiono lub bezceremonialnie wciśnięto pod pachę na ulicy), otwiera ją z żywą jak zawsze ciekawością i czyta, a następnie sięga po zeszyt z nagłówkiem Zapiski 48 i drżącą już nieco ręką, drobniuteńkim maczkiem, zapisuje, co odczuł i co pomyślał, czytając.
Powiększy się w ten sposób ogromny zasób rękopiśmiennych zapisków, gromadzonych przez dziesięciolecia w legendarnej orzechowej szafie, i przez następnych osiem lat Bereza będzie go pomnażał z niewyczerpaną wytrwałością i sumiennością. Ostatni komentarz, z datą 30 maja 2012, dotyczący wiersza Zadury Zmartwychwstanie ptaszka, znajdzie się w zeszycie Zapiski 56 (20.09.2011−…). Ponieważ wiersz został napisany na podstawie relacji Berezy i jemu dedykowany, treść tej ostatniej notatki wymaga przytoczenia choćby we fragmencie:
Bohdan mógłby na formalnej dedykacji poprzestać, on wymyśla tymczasem całostkę kreacyjną, w której jestem postacią. Henrykiem Berezą z krwi i kości. Że też Bohdanowi się zachciało zamienić grzecznościową potrzebę w akt kreacyjny o szczególności mojej roli w życiu Bohdana.
Jaka to była rola – nie tylko przecież w życiu Zadury – łatwo się domyślić, czytając tę pełną napięcia, a przecież najzupełniej zwyczajną opowieść o śmiertelnie rannym ptaku, który nieoczekiwanie ożywa i ulatuje. Redaktor, który umieścił tę właśnie opowieść po ostatnim z zapisków,wieńcząc w ten sposób cały wybór, wykazał się świetną intuicją: przecież w wierszu dedykowanym przyjacielowi ukrył Zadura ową jeszcze inną metaprawdę o Henryku Berezie, ważniejszą od tej, którą wyrażają słowa: krytyk, poeta, pisarz, filozof literatury – prawdę człowieczą, niewyrażalną.