Być może clou sporu między Martą Tomczok a Piotrem Mitznerem i Małgorzatą Melchior leży zupełnie gdzie indziej – to znaczy w interpretacji wierszy i ich ocenie – ale mnie w tym polemicznym zwarciu zainteresował sam status wypowiedzi krytycznej. Najostrzej sformułowała to Małgorzata Melchior, która, broniąc poezji Grzegorza Kwiatkowskiego, napisała o krytycznej recenzji Marty Tomczok jako działalności cynicznej: „uderzanie w podbrzusze poety, którego twórczość odznacza się klasycznym umiarem, aurą intymności i wrażliwością na jednostkowe odczuwanie – w kontekście narracji o Zagładzie – wydaje mi się szczególnie cyniczne”.
Na czym by ten cynizm miał polegać? Co takiego Marta Tomczok zrobiła wierszom, zwłaszcza wierszom Grzegorza Kwiatkowskiego? Dlaczego wypowiedź krytyczna stała się tu „uderzeniem” i to nieregulaminowym, niezgodnym – jak rozumiem – z domyślnymi regułami świata sztuki/literatury? No i ciekawa rzecz, trochę z innej bajki: gdzie jest podbrzusze poety? Czy tam, gdzie podbrzusza innych ludzi?
W zasadzie każdą wypowiedź krytyczną można oskarżyć o cynizm, a kontekst zagładowy uwypuklił tylko ten sposób myślenia. W jego ramach po jednej stronie mamy wiersze, traktowane jak święty tekst, a po drugiej stronie – cynicznego krytyka, źle obchodzącego się z tą świętością. Wszystko przeciwko czemu tak bardzo oburza się Małgorzata Melchior, nosi w jej tekście znamiona profanacji dokonanej przez Martę Tomczok. Profanacja i podbrzusze.
Wyobraźmy sobie więc świat, w którym na hasła „klasyczny umiar, aura intymności i wrażliwość na jednostkowe odczuwanie” reagujemy wyłącznie z czcią i szacunkiem. Wyobraźmy sobie świat, w którym nie budzi naszej podejrzliwości (poznawczej, estetycznej) natłok pornograficznych obrazów, katalog wizualnej przemocy, Mnemosyne cierpienia i tortur. Wyobraźmy sobie świat, w którym możemy wyłącznie akceptować to, co podają nam artyści, ponieważ są oni otoczeni czcią, i „tylko artysta może przenosić pamięć, gdy zabraknie ostatnich świadków”. Wyobraźmy sobie świat, w którym każdy głos wątpliwości, sprzeciwu i podejrzenia wtrąca nas w poczucie winy. Wyobraźmy sobie świat bez krytyki.
Każdą wypowiedź krytyczną można oskarżyć o cynizm – kontekst zagładowy uwypuklił tylko ten sposób myślenia
Krytyka nie jest policją. Jeśli poezja i artyści mogą wszystko, z ich publikacjami/obiektami/dziełami także może stać się wszystko. Nie twierdzę, że tekst Marty Tomczok postępuje z wierszami tak, jak niektórzy widzowie z pomnikami, obrażeni na nie, dewastujący je i niszczący. Ale wiersz jest do użycia, zastosowania, działania – nie do ochrony przed krytycznymi procedurami. Krytyka to nie cenzura: Marta Tomczok wypowiada się nie z poziomu administracji państwowej, wydawniczych interesów czy nadzorczych instytucji; jej wypowiedź nie ma nic wspólnego z autorytatywnością. Krytyka może mieć realny wpływ na to, co się dzieje z odbiorem komentowanego tekstu, ale nie działa w sposób bezpośredni i nie ma żadnych środków przymusu; jest retoryką, ale i performansem. Walczy o siłę, ale nie jest to siła – jak chciałaby Małgorzata Melchior – pochodząca z naukowej działalności Tomczok, której zawdzięcza ona stopnie i tytuły; jest to siła pochodząca z inscenizacji całego splotu antagonistycznych elementów, które Marcie Tomczok udało się zmobilizować do pracy na jej korzyść, z ambicji perswazyjnych, które są ambicjami każdej krytyczki.
Przyznam, że zazdroszczę Marcie Tomczok takiej skuteczności i siły retorycznej. Byłyby one jednak niczym, gdyby jej wypowiedź nie kojarzyła ich z racjonalnością argumentów, merytoryczną solidnością, być może także – niesprawiedliwym wyostrzeniem interesów poetyckich Grzegorza Kwiatkowskiego. Ale krytyka nie wymierza sprawiedliwości, jest stronnicza, ognista i agoniczna. Trudno, taka jest, gdy jest najlepsza.
