Edouard Louis zleca zamordowanie swojego bezrobotnego i schorowanego ojca płatnemu mordercy o imieniu Nitram – tak zaczyna się Comment j’ai tué son père (Jak zabiłem jego ojca) Martina Hirscha. Kryminał powstał w odpowiedzi na książkę Kto zabił mojego ojca Edouarda Louisa, w której obok Sarkozy’ego, Macrona, Vallsa i innych polityków Hirsch został przedstawiony jako jeden ze „zbrodniarzy”. Obecny dyrektor zespołu paryskich szpitali klinicznych był pomysłodawcą zasiłku RSA, czyli dodatku solidarnościowego do dochodu, który zastąpił RMI – minimalny dochód gwarantowany wypłacany bezrobotnym. Likwidacja RMI w 2009 roku zmusiła jego beneficjenta, ojca Louisa, do podjęcia pracy mimo fatalnego stanu zdrowia po poważnym wypadku. Hirsch poczuł się na tyle dotknięty oskarżeniem młodego pisarza, w jego opinii niesłusznym i absurdalnym, że napisał do Louisa list. Nie otrzymał jednak odpowiedzi, postanowił więc bronić się książką, w której wyjaśnia swoje intencje, posługując się konwencją kryminału – „Nitram” to „Martin” czytany od tyłu. 

Polemikę – choć tym razem na sali sądowej – wzbudziła też poprzednia książka Louisa, Historia przemocy. Postępowanie wszczęte w związku z gwałtem opisanym w książce wciąż nie dobiegło końca; od wyroku złożono apelację. W trakcie procesu Louis – przeciwny karze więzienia i nadal głęboko wstrząśnięty wydarzeniami z 2012 roku – odmawiał stawienia się przed sądem i konfrontacji z Riadhem B. (pierwowzorem Redy z książki). Zarzut gwałtu w końcu oddalono, i to mimo dokumentacji medycznej i zeznań przyjaciół Louisa (w tym Didiera Eribona), którzy potwierdzili przebieg zdarzeń opisanych w książce. Sprawa będzie miała jednak dalszy ciąg, zarówno prokuratorka, jak i obrońca Louisa złożyli bowiem apelację. 

Rozgłos wokół Louisa nie cichnie – zanim ukończył trzydzieści lat, stał się bohaterem książek (w jednej z nich porównano życiorysy jego i Macrona; obaj pochodzą z Pikardii) – często gości w prasie i telewizji, a jego sztuki grane są w teatrach całej Europy. W niektórych sam zresztą występuje – w końcu to dzięki klubowi teatralnemu dostał się do dobrego liceum. Ta nagła popularność powinna, zdawałoby się, mieć swoją cenę; ciągłe wywiady, podróże, festiwale, wykłady i spektakle zapewne nie pozostawiają wiele czasu na pisanie. Mimo to Louis publikuje często. W Polsce Wydawnictwo Pauza wydało jakiś czas temu już trzecią jego książkę, a on zdążył napisać dwie kolejne – Combats et métamorphoses d’une femme (Zmagania i przemiany pewnej kobiety) i Changer: méthode (Przemiana: instrukcja obsługi). Należałoby jeszcze wspomnieć o innych jego działaniach: publikacji tekstu teatralnej adaptacji Historii przemocy i rozmowie z Kenem Loachem zatytułowanej Dialogue sur l’art et la politique (Rozmowa o sztuce i polityce). Ponadto Louis współpracuje z Jamesem Ivorym, który przygotowuje ekranizacje książek Koniec z Eddym i Kto zabił mojego ojca

Czytaj także:
EMILIA JĘDROSZKOWIAK
recenzuje debiut prozatorski
ŁUKASZA BARYSA

Taki nawał zajęć odbija się jednak na jakości jego pisarstwa. Historii przemocy, wielogłosowej i korzystającej z różnych rejestrów języka, nie da się porównać z dwoma paraliterackimi szkicami o rodzicach. Najwyraźniej Louis czuł jednak dużą potrzebę napisania ich, być może w charakterze rekompensaty za brutalny i szczery obraz rodziny przedstawiony w Końcu z Eddym. Sam stwierdził, że inspiracją, by napisać o ojcu, był film Loacha, Ja, Daniel Blake, którego bohater nie może pracować z powodu złego stanu zdrowia, ale zostaje do pracy zmuszony przez system pomocy społecznej. A po książce o ojcu wypadało też napisać o matce – może motywacją było synowskie poczucie (nie)sprawiedliwości? Obie książki mówią zresztą o rodzicach, którzy wciąż żyją, stanowią też świadectwo poprawy relacji z synem – rodzice stali się wręcz nowymi ludźmi, którzy nie mają wiele wspólnego ze swoimi wersjami z Końca z Eddym. Nawiasem mówiąc, ewolucja rodziców to element, który odróżnia książki Louisa od Powrotu do Reims Eribonaczy autosocjobiografii Annie Ernaux.

W Końcu z Eddym dwudziestojednoletni autor (książka ukazała się we Francji w 2014 roku) przedstawił nam jednak zupełnie inny obraz. Ojciec to pijak, który rzuca się do bójki, gdy ktoś zbyt długo przygląda się jego żonie, który morduje kocięta wrzucone do reklamówki, zarzyna świnie i pije świeżą krew po uboju albo próbuje z Eddy’ego – jego zdaniem zbyt delikatnego – zrobić mężczyznę na miarę oczekiwań małego homofobicznego miasta. Jedyne, czego nie zarzuca mu Louis, to bicia. Ojciec jest też zdezorientowany zachowaniem syna, czuje do niego odrazę, która maskuje strach przed tym, że akceptacja dla słabości i odmienności narazi go na ostracyzm i śmieszność. Ten portret niuansuje tylko matka, opowiadając historie z przeszłości – o tym, jak na lokalnej imprezie ojciec otwarcie bronił geja przed agresywnymi zaczepkami, albo o wyjeździe ojca na południe Francji i jego przyjaźni z chłopakiem z Maghrebu. 

W Kto zabił mojego ojca tytułowy bohater powraca w innym wcieleniu – już nie jest krzywdzicielem, ale ofiarą systemu i polityków, którzy podejmują bezmyślne decyzje dotyczące pomocy społecznej. Louis wydobywa na światło dzienne kolejne detale, które nie pasowały do opowieści o dzieciństwie przedstawionej w Końcu z Eddym. Groźny homofob okazuje się wyniszczonym fizycznie robotnikiem, cieniem dawnego siebie. Louis przygląda się odmienionemu ciału ojca, a przede wszystkim – pisze o zmianie światopoglądowej, jaka dokonała się w rodzicu, i nie kryje, że zasługa leży po stronie syna.

Opisuje więc transformację ojca z wyborcy Le Pen w postępowego lewicowca. Skąpi czytelnikom szczegółów tej przemiany, ale cieszy się, że udało mu się to, czego nie zdążył dokonać mentor Louisa, Didier Eribon. Powrót do Reims jest przecież między innymi szczegółową i poruszającą analizą różnic (klasowych i politycznych) między synem i ojcem, z którym Eribon nigdy się pojednał. W tym sensie Louis triumfuje – odzyskał ojca dla lewicy, przekonał go, że problemem Francji nie są imigranci trzeciego pokolenia i geje, ale rasizm. Słowem – odebrał Le Pen jeden głos. Pisarz wydaje się sugerować, że zamiast narzekać i piętnować zacofane poglądy otoczenia albo z wyrozumiałością je opisywać, należałoby podjąć wysiłek przekonania bliskich do zmiany. Dlatego to również projekt polityczny. Książka kończy się przecież niemal wezwaniem do rewolucji – ustami ojca, który podziela teraz poglądy syna.

Rozgłos wokół Louisa nie cichnie – stał się bohaterem książek, często gości w prasie i telewizji, a jego sztuki grane są w teatrach całej Europy

Podobnie jest w odniesieniu do matki. Książka Combats et métamorphoses d’une femme mówi więcej o Louisie niż o niej, ponieważ to jego wpływ zmotywował ją do zmian. Dwójka dzieci, mąż pijak, wdowieństwo, kolejny mąż, trójka dzieci, upadlająca praca – tak wyglądało jej życie opisane przez syna w dwóch pierwszych książkach. W Combats et métamorphoses Louis znów niuansuje ten obraz, ale też pokazuje, że udało się matkę zmienić, wyrwać ją z Pikardii i osadzić w Paryżu. Książka w teorii kończy się happy endem, choć matka przyznaje, że w Paryżu utrzymuje ją nowy mężczyzna, a ona sama nie czuje żadnej wspólnoty z sąsiadkami, które patrzą na nią z góry. Zapewnia jednak syna, że jest szczęśliwa, bo czuje się paryżanką i wypaliła papierosa z… Catherine Deneuve.

Combats et métamorphoses d’une femme krytyka poświęciła w rezultacie najmniej uwagi, potraktowano ją zresztą jako wtórną wobec Kto zabił mojego ojca. Tę ostatnią szybko uznano za polityczny pamflet, niekiedy odmawiając jej tym samym wartości literackiej. Louisa krytykowano za to, że unieważnia portret rodziców, który przedstawił w Końcu z Eddym – albo zaczernił obraz prowincji w książce o dzieciństwie (co zarzucano mu od samego początku), nadmiernie go przerysował, albo nagle zrozumiał, że potraktował rodziców niesprawiedliwie, ale winę zdecydował się przerzucić na polityków. Wielu krytyków i wiele krytyczek nawiązywało w tekstach o Kto zabił mojego ojca do Zoli i jego słynnego oskarżenia w obronie Dreyfusa. W eseju opublikowanym w „New York Review of Books” (o tytule zaczerpniętym bezpośrednio z Zoli – „J’Accuse!”) Jason Farago nazwał tę książkę „wściekłym, histerycznym oskarżeniem całej francuskiej klasy politycznej”. Do Zoli nawiązuje też Frédéric Beigbeder, który krytykuje Louisa w konserwatywnym „Le Figaro” za „łatwość w rzucaniu oskarżeń”, co może lepiej brzmi po francusku („il a j’accuse facile”). Olivia de Lamberterie stwierdziła w znanym programie literackim radia France Inter, że to tekst przede wszystkim na scenę, którego nie da się zrozumieć, jeśli nie zna się dwóch poprzednich książek autora. Projektu pisarskiego Louisa konsekwentnie i głośno wciąż jednak broni Didier Eribon.

Ale można na tę woltę spojrzeć inaczej – sukces debiutanckiej książki, którego autor nie mógł przecież przewidzieć, zupełnie zmienił jego pozycję. Wejście Louisa do klasy uprzywilejowanej i dominującej (opisane dokładnie w Changer: méthode), czyli tej, której głos jest słyszany i opowiada o świecie, sprawiło, że musiał przewartościować swoją postawę wobec rodziców, zdać sobie sprawę ze zmiany relacji sił. W książce widać zresztą (co niektórzy potraktowali jako przejaw megalomanii), że Louis nie lekceważy siły własnej prozy i jest świadomy, że będzie czytany nie tylko we Francji („Chcę, żeby dowiedziano się o nich teraz i zapamiętano, na zawsze i wszędzie, w Laosie, na Syberii i w Chinach, w Kongu, w Ameryce…”, s. 35, Kto zabił mojego ojca). Zaangażowanie polityczne Louisa nie jest zresztą niczym nowym – w tej książce dochodzi tylko wyraźniej do głosu. Autor był aktywny politycznie od czasów liceum, a jako znany już pisarz wyraźnie poparł ruch żółtych kamizelek. Polemika jest jego żywiołem, a zaangażowanie polityczne pisarzy ma we Francji długą tradycję.

Wydaje się jednak, że siłą napędową projektu polityczno-literackiego autora jest przede wszystkim przemiana, której poświęcił właśnie najnowszą książkę Changer: méthode. Ukazała się ona zaledwie pięć miesięcy po Combats et métamorphoses d’une femme, autor pracował nad nią jednak kilka lat. Louis opowiada w niej o własnej przemianie z pogardzanego chłopaka z prowincji w znanego na całym świecie pisarza, powraca do autoanalizy, dokonuje podsumowań. Wspomina lata nauki w liceum w Amiens, koniec dawnych przyjaźni, przeprowadzkę do Paryża i biedę, która skończyła się wraz z decyzją wydawnictwa Seuil o publikacji Końca z Eddym. Louis wciąż używa w niej słów „zmiana”, „metamorfoza”, „transformacja”, „przemiana” – traktuje ten utwór jako rewers debiutanckiego Końca z Eddym: „W pierwszej książce opisałem, jak robiłem wszystko, aby nie uciec, nie być odmieńcem. Obie historie są prawdziwe, to po prostu dwie strony medalu, dwa aspekty jednego zjawiska, jednego życia” (ten i kolejne cytaty – tłum. I.K.).

Czytaj także:
OLGA BARTOSIEWICZ
pisze o powieści
TATIANY ȚIBULEAC

Warto na początek przytoczyć historię zmiany nazwiska, do której autor wielokrotnie powraca w nowej książce. Zmienił je jeszcze przed publikacją debiutu. Na jego okładce figurowały oba nazwiska. Stare zawarł w tytule: En finir avec Eddy Bellegueule (Koniec z Eddym Belleguele’em); nowe, Edouard Louis, wydrukowano tuż nad nim. Samo nazwisko Belleguele nie jest wcale rzadkie w Pikardii (czyli na północy Francji), i brzmi jak przydomek – „przystojniak”, „ciacho” – o maczystowskim wydźwięku. Podobnie męsko miało brzmieć imię syna – anglosaskie „Eddy”, z literką „y”, która nadaje mu jeszcze cudzoziemski sznyt. Ojciec Louisa, który ma na imię Dominique, chciał chyba zrekompensować sobie androgeniczność własnego imienia, mogą je bowiem nosić i kobiety, i mężczyźni. Moda na angielskie imiona zasłyszane w telewizji dotarła też do małych francuskich miasteczek, ale podobnie jak w Polsce nadawały je swoim dzieciom raczej osoby gorzej wykształcone i biedniejsze – w liceum w Amiens imię „Eddy” wywoływało uśmieszki. W książce o matce Louis przywołuje wspomnienie o wizycie w cyrku, kiedy klaun, który wybrał małego Eddy’ego do udziału w sztuce, roześmiał się na dźwięk jego nazwiska.

Louis najpierw pozbył się imienia „Eddy”, które wiele osób i tak brało za zdrobnienie od Edouarda. Pierwszy raz Edouardem nazwała go matka przyjaciółki z liceum w Amiens, u której często bywał. To pierwsza mieszczańska rodzina, którą poznaje pisarz, i to w niej przechodzi cywilizacyjny trening. W toku tej transformacji Louis oducza swoje ciało gestów z poprzedniego życia, ruguje prowincjonalny akcent i stara się nabrać burżuazyjnych manier. Całemu temu procesowi, choć ma on cechy tresury, poddaje się chętnie i z żarliwością konwertyty. Nagłą decyzję matki przyjaciółki, że będzie nazywać go Edouardem, Louis opisuje jako akt chrztu, nadania barbarzyńcy nowego imienia. Z kolei sądowej zmiany nazwiska dokona już w Paryżu – brzmi ono „Louis”, tak samo jak drugie imię Didiera Eribona, który stał się dla niego niemal drugim ojcem. W ślady pisarza poszła też jego matka – rozwiodła się i z panieńskiego nazwiska matki i nazwiska ojczyma skomponowała nowe dwuczłonowe nazwisko, które brzmi bardziej prestiżowo i nobliwie.

Historia zmiany nazwiska wpisuje się w opowieść o obsesji przemiany, ucieczki, o upajaniu się kolejnymi metamorfozami, o zabiegach, którym poddał się Louis, by pozbyć się śladów biedy na ciele, na przykład w uzębieniu czy fryzurze. Rodzice pojawiają się tu sporadycznie, choć w pierwszej części Louis zwraca się do ojca, aby opowiedzieć mu o procesie własnego odrywania się od przeszłości. Ten fragment książki, zatytułowany Elena, skupia się na latach burżuazyjnej edukacji pisarza, która obejmuje – oprócz zmiany imienia i nazwiska – naukę poprawnego trzymania widelca i noża, pierwsze wizyty w muzeum, teatrze i kinie, oduczanie się gromkiego śmiechu i niewłaściwego akcentu. Część druga to spotkanie z Eribonem, który zachęca go do nauki w prestiżowej École Normale Supérieure. W trzeciej części Louis zwraca się do Eleny, najbliższej przyjaciółki z Amiens. Ich przyjaźń rozpadła się, gdy autor wyjechał do Paryża. Elena nie chciała odcinać się od rodziny – oparła się pokusie przemiany, do której chciał ją przekonać Louis.

Siłą napędową projektu polityczno-literackiego Louisa jest przemiana

Poza „przemianą” w książce często wracają słowa takie jak „uwolnienie” i „wyzwolenie” („libération”), a także „odwet”, „rewanż” i „zemsta” („revanche”, „vengeance”), a nie „wstyd”, o którym częściej piszą Ernaux czy Eribon. W debiucie Ernaux Armoires vides (Puste szafki), w którym córka sklepikarzy dzięki szkole zyskuje szansę na awans społeczny, odnaleźć można podobne elementy. Mowa tam o chęci rewanżu na koleżankach z lepszych domów, o satysfakcji z dobrych stopni, które rekompensują gorsze pochodzenie, o pragnieniu ukrycia i wymazania rodziców, pozbycia się przekazanego przez nich akcentu i wiejskich manier. Ernaux opublikowała tę książkę w 1974 roku, pisała ją z pewnego dystansu, już jako dojrzała kobieta z dwójką dzieci. Później będzie uważnie analizować i opisywać koszty tej metamorfozy. Louis – wciąż bardzo młody autor – pisze na gorąco, prawie bez dystansu, szybko, i korzysta już z całego socjologicznego dorobku poprzedników i poprzedniczek. Czasem zachłystuje się potencjałem transformacji, nie może oprzeć się chęci pociągnięcia za sobą innych – udało się z rodzicami, nie wyszło z rodzeństwem, Eleną i innymi przyjaciółmi. Może warto zadać pytanie o to, jaką rolę odgrywa w tej przemianie literatura. W Changer: méthode autor przyznaje: „Nie mam nic wspólnego z pisarzami, których do odkrycia literatury zaprowadziła miłość do słów i fascynacja poetycką wizją świata. Nie jestem do nich podobny. Pisałem, żeby żyć” (s. 317).

Ernaux i Eribona do pisania też nie motywowała „poetycka wizja świata” czy chęć zabawy językiem, a ich śladami podąża Louis, studiując prace Pierre’a Bourdieu. Idzie jednak dalej, nie poprzestając na analizie, bo literatura nie jest dla niego celem, tylko narzędziem: „W końcu naprawdę pokochałem sztukę i literaturę, przestałem pisać z myślą o tym, żeby pomóc sobie, ale żeby pomóc również innym. Być może w takim ujęciu brzmi to banalnie, ale to prawda – chciałem, żeby moje książki posłużyły innym jako broń” (s. 324). W podobnym, a nawet ostrzejszym tonie pisał w Combats et métamorphoses d’une femme o matce, pośrednio odpowiadając na zarzut, że pisze pamflety polityczne:

Mówiono mi, że literatura nie ma służyć wyjaśnianiu, ma tylko odzwierciedlać rzeczywistość, ale ja piszę, aby wyjaśnić i zrozumieć życie mojej matki.
Mówiono mi, że w książkach nie należy się powtarzać, a ja nadal opisuję tę samą historię, wciąż i wciąż od nowa (…). Mówiono mi, że dzieło literackie nie powinno przypominać manifestu politycznego, ale ja szlifuję każde zdanie, jakbym ostrzył nóż.
Bo wiem już, że to, co oni nazywają literaturą, wymierzone jest przeciwko egzystencji i ciałom takim, jak ciało mojej matki. Bo wiem już, że pisać o matce i opisywać jej życie oznacza pisać przeciw literaturze. (s. 19–20) 

Najpierw teatr, a potem literatura stały się więc narzędziami ułatwiającymi ucieczkę. Metamorfozy opisywane przez Louisa można analizować za pomocą kategorii transklasowości, którą zdefiniowała filozofka Chantal Jaquet. Sam termin „transklasowość” ma bardziej neutralnie nazywać fakt przejścia do innej klasy społecznej, ponieważ wcześniejszy termin „transfuge de classe” (w polskim przyjęło się określenie „zdrajca klasowy”) kładzie nacisk na „uciekanie”. Zdaniem Jaquet nie zawsze jest to ucieczka (potwierdza to przykład Ernaux), niektórzy jednak, jak Eribon, odrzucają ten nowy termin, ponieważ ich zdaniem ukrywa on i neutralizuje koszt przemiany i wywołane przez nią cierpienie. Rozwijając tezy Bourdieu, Jaquet opisuje trudne doświadczenia związane ze społecznym awansem, których bolesność (wynikająca z poczucia podwójnej alienacji) jest tylko częściowo łagodzona przez mentorów i autorytety. Teorię Jaquet można zastosować do analizy prozy Louisa, któremu nigdy nie udaje się dotrzeć do celu albo poczuć spełnienia. Jak pisze Jaquet, właśnie to uczucie stania w rozkroku okazuje się źródłem ciągłego napięcia, wywołuje sprzeczne uczucia i wstyd. Hybrydowość i funkcjonowanie między dwoma światami często sprawiają, że osoba transklasowa staje się rodzajem eksperta lub tłumacza, który wyjaśnia uprzywilejowanym uczucia osób z klasy nieuprzywilejowanej, a przez to kulturowo i politycznie niemej. Taką funkcję pełni Eribon, którego czyta francuska czy niemiecka lewica odcięta od robotniczych korzeni (podobno nawet Olaf Scholz), ale i sam Louis. To jednak rola niewdzięczna, bo często wymaga konfrontacji z opisywanym otoczeniem.

Jaquet dowodzi, że wszystkie narracje, które do nas docierają, opowiadają o przemianach zakończonych sukcesem: od pucybuta do milionera, z garażu do biura prezesa wielkiej firmy technologicznej. Echa tych narracji wybrzmiewają nie tylko w finale Końca z Eddym, Kto zabił mojego ojca i Combats et métamorphoses d’une femme; Louis nie opiera się pokusie w Changer: méthode i kończy książkę wiadomością od wydawnictwa o przyjęciu do publikacji jego debiutu. To szczęśliwe zakończenie niuansuje jednak melancholijnym epilogiem, w którym pisze: „Nienawidziłem mojego dzieciństwa, ale za nim tęsknię” (s. 328). Chce cofnąć czas, choć wie, że to niemożliwe. Pisze o kosztach swojej metamorfozy, zwracając uwagę na jej źródło (konflikty i przemoc) oraz konsekwencje (utrata miłości i przyjaciół, osamotnienie). Za koszt można uznać również konieczność dokonywania ciągłej autoanalizy, której nie zrekompensuje nawet udana przemiana ideologiczna rodziców.

W książce Deux jeunesses françaises (Dwie francuskie młodości), która zderza ze sobą życia Macrona i Louisa, Hervé Algalarrondo oskarża pisarza i polityka o to, że odrzucili swoje korzenie. Algalarrondo zainteresował się karierą Louisa, ponieważ ujrzał w nim typowego paryskiego intelektualistę, który stracił kontakt z klasą ludową, mimo że z niej się wywodzi i o niej pisze. Changer: méthode jest w tym sensie próbą wytłumaczenia „zdrady”, odzyskania utraconych więzi po rozczarowaniu światową karierą. Jeszcze przed jej publikacją Louis udzielił wywiadu belgijskiemu dziennikowi Le Soir, w którym powiedział: „Chciałbym stać się kimś innym niż Edouard Louis. Raz jeszcze zmienić nazwisko. Przytłacza mnie ono czasem, i cała historia, która się z nim wiąże”.


Edouard Louis
Koniec z Eddym

przeł. Joanna Polachowska
Wydawnictwo Pauza, 2019, s. 176

Edouard Louis
Kto zabił mojego ojca

przeł. Joanna Polachowska
Wydawnictwo Pauza, 2021, s. 64


Iwona Komór – prowadzi klub książki, mieszka i pracuje w Luksemburgu, tłumaczy dla UE, publikowała w „Dwutygodniku”.