NUMER SPECJALNY: 95. URODZINY HENRYKA BEREZY

Obchodzimy dziś…

dziewięćdziesiątą piątą rocznicę urodzin Henryka Berezy (1926–2012): jednego z najwybitniejszych i najciekawszych polskich krytyków literackich ostatniego stulecia; opiekuna literatury chłopskiej, kustosza twórczości Stanisława Piętaka, Wiesława Myśliwskiego, Mariana Pilota; odkrywcy „polskich postmodernistów”, Marka Słyka, Ryszarda Schuberta i Jana Drzeżdżona; uważnego czytelnika próz współczesnych pisarzy i pisarek, choćby Waldemara Bawołka i Zyty Rudzkiej; wreszcie – artystycznego rewolucjonisty. Człowieka, który nie kłaniał się schematom, kliszom i ideologiom, który w literaturze poszukiwał nie tylko nowych światów, ale i autentyczności, prawdy o świecie zastanym.

Dziewięćdziesiąte piąte urodziny Henryka Berezy obchodzimy dziś tak, jak powinno się obchodzić urodziny krytyka – pisząc o nim, zastanawiając się nad jego dorobkiem, myśląc o jego obecności. Wspominamy jego barwne, choć wyjątkowo zdyscyplinowane życie, poświęcone wyłącznie literaturze, którego rytm wyznaczały kolejne lektury.

Wśród siedmiu tekstów, jakie dla Was przygotowaliśmy z tej okazji, znajdziecie fragmenty „Zgrzytów” i „Oniriady”. To Bereza w nieco innej roli – poety i zapisywacza snów. Paweł Orzeł, snując intymną opowieść o Henryku, mówi również o swojej pracy nad tymi zapisami i pociesza, że czeka nas jeszcze co najmniej kilka lat z twórczością Berezy. W „Henrykowym” numerze znajdziecie także garść wspomnień: Bohdan Zadura przypomina sobie słowa, które wyjątkowo drażniły krytyka, a Krzysztof Bielecki próbuje odtworzyć widok na dworzec centralny z mieszkania Berezy na ulicy Widok. Na koniec eseje. Michał Trusewicz zastanawia się, jak dziś czytać Berezę – i po co? – a Maria Jentys-Borelowska rekonstruuje obecność krytyka w polskiej kulturze w ciągu ostatniej dekady.

To kropla w morzu w potrzeb – dzieła i życia Henryka Berezy, tak ściśle ze sobą splecionych, nie da się zamknąć w siedmiu tekstach. Zdaje się jednak, że z tych esejów i wspomnień wyłania się portret osoby, która była – i jest – drogowskazem dla całych pokoleń pisarzy i pisarek, tłumaczy i tłumaczek, redaktorów i redaktorów; wszystkich, którym literatura nie jest obojętna.

Właśnie w taki sposób chcielibyśmy o nim myśleć – Henryk Bereza jako lekarstwo na obojętność.

Zapraszamy do lektury!
Maciej Libich
Joanna Piechura
Antoni Zając



parę smętnych słów między Henrykiem a Henrykiem (bozzetto)

Zdarza mi się mówić, że Henryk uważał się za człowieka pechowego. W jakimś przebłysku zuchwałości mam wrażenie, że pech ten rozłożył się po jego śmierci na bliskich. Z innej strony doszedłem do wniosków, że Henryka-Henryków było wielu. Nikt poza mną (i może Krystyną Sakowicz/Martą Zelwan) nie znał „tego-takiego” Henryka.

Słowo na urodziny Berezy

Wśród kilku słów, na które Henryk Bereza był uczulony, znajdował się czasownik „uporać się”. Wśród tych słów, na które był uczulony, były takie, które i u mnie wywoływały wysypkę, chrypkę, pochrząkiwanie i swędzenie skóry, obejmując również miejsca intymne; takie było na przykład słowo „ubogacić”, we wszystkich jego odmianach.

Odsłanianie niewiadomego

Czytajmy literaturę po Berezowsku – nie szukajmy w niej jedynego słusznego świata, patrzmy na przebłyski innych rzeczywistości, przylegających do tej, która jakimś dziwnym trafem została uznana za obowiązującą.

Życie w słowie

Literatura była dla Berezy czymś w rodzaju religii, to jasne. Wyznaczył jej cel wysoki, to znaczy ocalanie przez prawdę. Prawda – własna, odnaleziona w rzetelnym procesie samopoznawczym − była warunkiem sine qua non.

Bez widoku na ulicę Widok

Opowiem Wam krótką historię szlachetnego obłędu Henryka Berezy. Herosa literatury zgubnej. Don Kichota. Jako że to do „Wizji”, poniżej moja wizja. Niejednego henrykoznawcę obruszy, ale… temu służą wizje. Z natury nieprzejednane – obruszają.