Ten tekst jest częścią cyklu poświęconego Henrykowi Berezie z okazji jego 95. urodzin. Pozostałe teksty przeczytaj tutaj.

Wśród kilku słów, na które Henryk Bereza był uczulony, znajdował się czasownik „uporać się”. Wśród tych słów, na które był uczulony, były takie, które i u mnie wywoływały wysypkę, chrypkę, pochrząkiwanie i swędzenie skóry, obejmując również miejsca intymne; takie było na przykład słowo „ubogacić”, we wszystkich jego odmianach. Ponieważ „uporać się” akurat na mnie nie działało, trudno mi powiedzieć, jaki jego składnik wyprowadzał Henryka z równowagi – co w tym słowie było alergenem. Nie wydaje mi się, żeby Henryk reagował niechęcią czy agresją na słowo „por”, tak w znaczeniu długiego warzywa, białego w części podziemnej i zielonego w części nadziemnej, ani na częściej występujące w liczbie mnogiej „pory” jako rozszerzone ujścia gruczołów łojowych, nic nie wskazuje też na to, żeby niemiła była mu „pora” w znaczeniu pewnego czasu. Nie przypominam sobie, żeby używał słowa „portki”, wystarczały mu „spodnie”, ale znając jego słabość do pewnych ludowych powiedzonek i porzekadeł, sądzę, że „Wojtek bez portek” nawet mu się podobał. Co do zgrubienia od portek, „pory”, takiej pewności już nie mam. Pewnie nie byłby zwolennikiem „narobienia w pory”, choć nie był językowym purystą. Po katastrofie z okiem – po tym, jak kilka operacji jego siatkówki skończyło się niepowodzeniem – kiedy ktoś go pytał, jak widzi, odpowiadał wierszykiem: „Widzę, widzę gówno po Jadwidze”. Po śmierci mojej teściowej słuchałem tego wierszyka z pewnym dyskomfortem (dyskomfortu w tym tekście pewnie by nie pochwalił, wolałby niewygodę); w końcu nie musiał pamiętać, jak miała na imię (choć się poznali), ani tego, że niedawno umarła. „Upór” był dla niego normalnym słowem, „upiór” też, pióro, którym posługiwał się do końca życia (wymiennie z długopisem), musiał lubić (co dotyczy też Tadeusza Pióry i pióra jako elementu ptasiego upierzenia).

O uczuleniu Henryka na „uporać się” przekonałem się dość boleśnie, kiedy przeczytałem mu wiersz, w którym powiedziałem, że w jakimś mieście uporano się z plagą szczurów.

Czytaj także:
Michał Trusewicz o tym, jak dziś czytać teksty Henryka Berezy

Skąd w dziewiątym roku po odejściu Henryka przychodzi mi do głowy jego stosunek do „uporać się”? Chyba przez analogię z innym słowem, które przy okazji 78. rocznicy wybuchu powstania w getcie warszawskim wymawia prezenter TVN 24, zapowiadając w audycji Wstajesz i wiesz, że stacja ta tuż po dziewiątej „uraczy nas” wspaniałą opowieścią o skarbie z getta i plotąc coś radośnie a nieskładnie o dziełach sztuki i dokumentach, kiedy w rzeczywistości ma na myśli Archiwum Ringelbluma. 

„Uraczyć”, „raczyć się” – fuj! Skąd się to paskudztwo wzięło? Może powinienem zanurkować w słownikach, zamiast snuć intuicyjnie hipotezy? Rak jako coś pysznego? Uraczyć się – jakby najeść się raków? Z dzieciństwa zapamiętałem tylko, że były czarne, a czerwone robiły się dopiero we wrzątku. Ich cienkie popiskiwanie (bo wrzucane były żywe) bardziej utrwaliło mi się w pamięci niż smak rakowych szyjek. Po kilkudziesięcioletniej przerwie jadłem je w Kijowie, w restauracji „Dywan”, przy placu Besarabskim 2, zamówione przez Jurija Wynnyczuka, a może Aleksandra Kabanowa; smaczne, ale bez przesady. „Uraczyć kogoś” – czy jest w tym jakieś dalekie odniesienie do pozycji, do chodzeniem rakiem, stania na czworakach? „Raczyć” ukryte jest w słowie „rozkraczyć”. Ale na przykład w zdaniu „Raczą państwo usiąść” „raczą” znaczy po prostu „zechcą”, „będą łaskawi”. Jest gdzieś w tle jeszcze rak, którego się nie je, a który nas zjada. Raczej nie o niego tu chodzi.

Ani razu z ust Henryka, ani moich, nie wyszło to słowo. Gdy do Henryka przychodziłem, pytał zawsze: „Czym mogę łaskawego pana podjąć?”. (W grę niezmiennie wchodziła kawa, herbata, kieliszek – w innej wersji: kaw, herbat, wódk). Jedyny nasz możliwy dialog z użyciem „raczyć” mógłby chyba brzmieć tak: 

On:
– Czym mogę pana uraczyć?

Ja:
– Raczy się pan odpierdolić?



Bohdan Zadura (ur. 1945 w Puławach) – poeta, prozaik, tłumacz i krytyk literacki. Po studiach filozoficznych na UW (1969) pracował w muzeum w Kazimierzu Dolnym, był kierownikiem literackim Lubelskiego Teatru Wizji i Ruchu, członkiem zespołów redakcyjnych kwartalnika „Akcent" i miesięcznika „Twórczość" (w latach 2004–2020 redaktor naczelny tej drugiej). W ostatnim okresie wydał tomiki poezji Już otwartePo szkodzie, wybory wierszy Płyn Lugola oraz Sekcja zabójstw, a w jego tłumaczeniu ukazały się m.in. książki poetyckie Hałyny Kruk, Wasyla Łozynskiego, Wasyla Słapczuka, Julii Cimafiejewej. Siarhieja Pryłuckiego, Pétera Kántora, Petera Milčáka, Siemiona Chanina, powieści Tango śmierci Jurija Wynnyczuka i Sonia Kateriny Babkiny, opowiadania Andrija Lubki Pokój do smutku i powieść Twoje spojrzenie, Cio-Cio-San oraz opowiadania Ihora Sencowa Żywoty i Marketer. W drodze: zbiór wierszy Puste trybuny, powieści Andreja Adamowicza Pieśń o Cimurze i Wasyla Machny Kalendarz wieczności. W 2018 otrzymał nagrodę Silesiusa za całokształt twórczości, w 2019 nagrodę artystyczną miasta Lublin za rok 2018.