Sploty osobowości
Moje ja, akurat to najmniej skomplikowane, oglądało właśnie w telewizji film dokumentalny poświęcony największym i najbardziej jadowitym wężom.
Kiedy moje drugie ja poczuło dość silny ucisk, przyjrzało się sobie uważniej. Wokół tułowia zaciskał się potrójny oliwkowo-brązowy pierścień, a owalne czarne plamy wzdłuż grzbietu nie pozwalały na żadną wątpliwość. Eunectes murinus. Jeszcze tego mi brakowało! Skąd się tutaj wzięła zielona anakonda? Czy pragnie się zaprzyjaźnić, zbratać się, czyżby była głodna? W jej oczach moje drugie ja ujrzało własny strach.
– Puść mnie – poprosiło, ale idź, przekonaj gadzinę!
Jak dobrze cieszyć się zaburzeniem osobowości w takich chwilach, bo moje trzecie ja biegło już do sypialni, gdzie w szufladzie miało ukryty nóż z damasceńskiej stali.
Wiecie, jak to jest: kupujemy rzeczy, na które natykamy się w trakcie podróży, przedmioty, co wydają się konieczne, a okazują się wręcz zbędne po powrocie i nie wiemy tak naprawdę co mamy z nimi począć.
Mam jeszcze trochę czasu na opis tego dzieła snycerskiej sztuki. Lekko wygięta klinga o
charakterystycznym falowym ornamencie najprzedniejszej stali i znakiem mistrza nosi
wygrawerowane Bismillahirrahmanirrahim
i wyostrzona jest do granic okrucieństwa. Między ostrzem a rękojeścią inkrustowaną srebrem panuje zabójcza równowaga, godna tego, który ją stworzył.
Moje trzecie ja przekazuje arcydzieło mojemu drugiemu ja, które zastanawia się czy jest gotowe na niecodzienną śmierć czy rozpoczęcie walki o życie. Czy zginąć z ręki węża ma w sobie coś romantycznego? Moje czwarte ja dusi się bardziej ze śmiechu na myśl o absurdalnym doborze słów o ręce dusiciela niż coraz to silniejszego uścisku. Ale moje drugie ja nie chce dobrać się łuskowatej skóry ani obcinać głowy. Zresztą gdzie znajduje się głowa? Czyż nie czeka ukryta na tle własnego kamuflażu, napięta sprężyna gotowa do ataku, by zębami błyskawicznie zapobiec zagrożeniu?
Więc moje trzecie ja waha się, zastanawia nad ekosystemem, gdzie i węże spełniają niezbędne funkcje, obawia się zaburzenia równowagi w układzie ekologicznym, zresztą ma litość nad niebywałym stworzeniem i dlatego odbiera nóż drugiemu ja i odnosi do sypialni wkładając go na powrót do szuflady tym samym potwierdzając zbędny zakup.
Moje czwarte ja przypomina sobie Penelopę, tkanie szaty za dnia i jej prucie w nocy, czemu nie dostosować mitu do obecnej sytuacji? To, co zaplątane należy rozplątać. Ucieszyło się pomysłem moje piąte ja i wypatruje zakończenie węża, tylko gdzie ono się znajduje? Szóste próbuje zaklinać agresora fujarką. Niestety sytuacja przerasta moje wszystkie ja. Jest więcej pytań niż odpowiedzi, zresztą forma zdecydowanie góruje w nad treścią. A może warto poświęcić jedno z wielu ja? Tylko, które?
Moje szóste ja ogarnia nagły spokój, waży za i przeciw, zastanawia się jak anakonda użyła narządu Jacobsona tropiąc i wybierając moje drugie, a nie inne ja?
Kilka dni później wyważono drzwi. W całkiem pustym mieszkaniu nie znaleziono nic prócz noża z damasceńskiej stali. Włączony kanał dokumentalny pokazywał życie małp.
Najmniejsza pustynia świata
Nie ujrzysz żadnej diuny, nie wpadniesz w pułapkę ruchomego piasku, nie ukąsi cię żmija rogata. Karawany ją omijają i na próżno będziesz szukał tam oazy. Płowa kropka wielkości 0.5 milimetra znajduje się na szerokości 46°30′57″N, długości 6°37′58″E i wznosi się 453 metry nad poziom morza.
Nazwano ją moim imieniem, ponieważ po jej odkryciu zatknąłem na niej moją chorągiew.
Skupiony w swojej mineralnej ciszy ziarnka piasku na samym sobie, wybrany z centyliona centylionów, skazany na siebie, prawie nieśmiertelny jak wyobrażenie wieczności, ozdobnik Ar-Rimal, orzeszek pustego kwartału nie do zgryzienia, znamię na obliczu al-Rab al-Chali, okruszek okruszków, pyłek pyłków, dar od Miłosiernego i Litościwego.
Raz w roku wyjmuję je z pudełeczka i obracam między opuszkiem kciuka i palca wskazującego.
Znam jego samotność i zastanawiam się, czy nie jest okrucieństwem pozbawienie go towarzystwa pobratymców. Noszę w kieszeni najmniejszą pustynię świata, która zawsze i wszędzie mi akompaniuje.
Pustynne ziarnko pamięta jeszcze żar dnia i nocny ziąb. Wsłuchaj się w opowieść o demonie burzy piaskowej i śpiewie wiatru szlifującego wydmy. O kawie świeżo tłuczonej w moździerzu wraz z kardamonem, daktylach słodkich niczym pocałunki, podpłomykach otrzepywanych z popiołu, o żywych i martwych lampach gwiazd. I o nagłej ulewie rodzącej rzekę, która zanim wyschnie, zaleje wadi porywając sobą wszystko.
Posłuchaj ciszy, przy której bicie pulsu wyda ci się nazbyt głośne. I miną dni zanim się z nią oswoisz.
Wodę nosi się w bukłakach i w sercu. Jest na spierzchłych wargach, kiedy powietrze nabrzmiewa słońcem i kusi mirażem.
Spójrz w ocienione rzęsami oczy wielbłąda. Tej podwójnej zasłonie pozazdrości niejedna narzeczona.
Spójrz na wybielałe czaszki i wręgi tułowia znaczące szlak.