0.
Wyprawa poszukiwawcza przekracza orbitę.
Jesteśmy tu sami: ja riserczer,
który przeczytał wszystkie najnowsze doniesienia;
ja medic-man; obok – marzyciel śledzący
papierowe mapy dawnych astronomów;
inżynier-konstruktor uszczelnia
taśmą samoprzylepną ściany
międzygalaktycznego pojazdu
(zero bezwzględne przenika przez tekturę).
Ja sceptyk mieszczę się w kościach śródręcza.
Rozgrzewam palce.
1.
Gdy miałam cztery lata, dostałam długopis;
różowo-niebieski, najpiękniejszy na świecie.
Pewnego dnia wzięłam go w obie ręce
i złamałam na pół, a potem położyłam
na ramie świętego obrazu; może nawet
uklękłam i zaczęłam się modlić,
ale nic się nie stało. Od tej pory wiedziałam,
że nikt mi nigdy w niczym nie pomoże,
bo przecież nikt nie jest silniejszy
od Pana Boga, a on nie dał sobie rady
ze zwykłym długopisem.
2.
Rano tata powiedział: Aniu,
prababka Maria nie żyje.
Nie wiedziałam, co to znaczy,
ale usiadłam
i dotknęłam zimnych desek
bosymi stopami. To musiało się stać,
kiedy spałam w łóżku obok
o metr czy dwa.
W pokoju pod podłogą była piwniczka;
kiedyś wylazł z niej ślimak bez skorupy
i wszedł babci na szyję.
W nocy działy się różne rzeczy.
3.
Traktor nazywał się budi-budi.
Bałam się go, bo wydawał dziwne odgłosy
i cały się trząsł, kiedy wjeżdżał w uliczkę.
Ale najgorsze, że nie miał maski
i wszystkie części silnika były odkryte.
Wyglądał jak straszna twarz, która próbuje
wypowiedzieć słowa,
ale tylko bełkocze i ślini się na czarno.
4.
Bo Bazyl przyjdzie – mówiły we wsi matki
niegrzecznym dzieciom i rzeczywiście
kiedyś przyszedł. Zamknięta w pokoju
słyszałam, jak tłucze się szkło w kredensie,
kiedy on w kuchni szukał czegokolwiek,
co mogło zawierać trochę alkoholu.
Nie wiedziałam, że kiedyś był człowiekiem.
Myślałam że Bazyle rodzą się już gotowe
z czerwono-siną miazgą zamiast twarzy.
5.
Najstraszniejsza była lampa do opalania zabitych świń.
Umierały i głośno krzyczały, a ja
zatykałam uszy, jednak bardziej
bałam się lampy.
Chowałam się pod stołem, zarzucając koc
na głowę. Nie pomagały grube ściany.
Na całą wioskę niósł się huk tak niski,
że nie mógł się urodzić na powierzchni ziemi.
6.
A może – mówi mama do taty w drugim pokoju –
dać to do zbadania, bo przecież wścieklizna.
Pamiętasz, jak Heniek znalazł sarenkę i potem
miesiąc brał zastrzyki w brzuch. Od tego
się umiera. Ale ja tylko raz dotknęłam
grzbietu martwej kuny, gładkie futerko.
Pomyślałam, że jeśli zachoruję, to nie chcę być sama:
obliżę dużo cukierków i rozdam dzieciom w klasie.
7.
Kiedyś było inaczej, nikt się nie przejmował
chorym kotem. Ten jeden nie mógł się już
poruszać, cały pokryty twardą skorupą.
Nie było kogo zapytać, jakby w ogóle
nie było dorosłych ludzi.
Powiedziałam: zabijcie go, ale dopiero wtedy
gdy mnie tu nie będzie. Nie miał nikogo
kto by się za nim ujął.
Umarł utopiony w beczce z deszczówką
Chłopcy z podwórka mieli tego dnia
przygodę życia.
8.
Dlaczego to robisz, pytała babcia Lisa, która była
głęboko wierzącą protestantką, a ja się dziwiłam,
że nie wie; przecież była dorosła i co?
Nigdy na to nie wpadła? Ludzie sprawiają sobie
ulgę i przyjemność – to takie proste ruchy
powtarzane co wieczór przed zaśnięciem.
Oddają się temu
w skupieniu: prawą ręką do czoła,
potem palce na wysokości serca,
potem lewe ramię, a potem prawe.
Amen.
9.
Małgosia ma jasne kręcone włosy
i jest księżniczką. Wierzę w to, wierzę we wszystko,
co powie. „Dziś bawię się z tobą!”.
Co można zrobić, by dostąpić łaski?
Można tylko wierzyć we wszystko.
Że ma władzę nad psami, że cała woda w rowie
płynie z czystego morza. Popijam nią zbyt dużą landrynkę.
Potem widzę, jak sąsiadka wylewa do rowu wiadro.
10.
Droga do ogrodu prowadzi w górę
pomiędzy pokrzywami i krzakami łopuchów.
Prawą ręką trzymam koc. Tam nikt nas
nie zobaczy. Obie mamy pięć lat.
Ona idzie za mną, drobnym krokiem, i pyta: ale na pewno?
Na pewno będę ważniejsza? Jestem księżniczką,
pamiętasz, że jestem?
O, tak! Patrzę w słońce, aż ogień
zalewa mi oczy.
11.
Co takiego mam jeszcze, co mam jeszcze,
za podwójną powłoką skafandra.
Brzeg kołdry buduje zamki,
kryzy korwet w muzeum wojen morskich.
„Aga, lat 25, w twojej okolicy”.
Mój sen, wołanie z piekła,
nagłe tknięcie pod żebro.
Królowa wyspa zastyga w soli.
12.
Komm nach Hause, kleine Anchen, woła mnie
prababka Maria. Czy wiecie jak jest motyl po niemiecku –
śmieje się ktoś. – Messerschmitt! Messerschmitt
Messerschmitt!
13.
Dzieci, nie patrzcie, woła kobieta.
Dzisiaj otwarto studnię, dawno temu
zasypaną piaskiem. „Czy oni umarli? Czy będzie szkielet?”
Potem bawimy się w skradanego i ktoś ze złością
popycha mnie, i spadam głową
na płaski kamień.
„Anchen, rogi ci rosną” – szepcze wieczorem babcia.
14.
Babcia Lisa rozdrapuje strupy, a potem przykleja
skrawki gazet, żeby zatamować krwawienie.
O niczym nie chce opowiadać, jak zwykle
nie wie, o co właściwie pytam. „O, tak, wszyscy byli
dla nas dobrzy”. I ja jestem dobra.
W nocy wybiegam z namiotu
szukam nory w wilczym szańcu.
nad ranem bunkier zastyga, pochylony nad samą ziemią,
lekko wysuwa się trap. Idziemy.