Najgorsza strona tego wszystkiego
Białe światło słońca na lśniącej podłodze
Zmuszone do służby,
A wtedy okno się zamknęło,
A noc się kończy i znowu zaczyna.
Jej twarz zielenieje, jej oczy są zielone;
Grając w ciemnym kącie The Stars And Stripes Forever, próbuję
ci opisać,
Ale nie chcesz słuchać, jesteś jak łabędź.
Nie ma tam żadnych gwiazd,
Ani pasów,
Tylko laska ślepca stukająca, dość niezdarnie, w najbardziej czułe
zakamarki domu.
Niczego nie można skrzywdzić! Noc i dzień znów się zaczynają!
Odłóż więc książkę,
Kwiaty, które trzymałeś, żeby komuś dać:
Tylko biała, wspaniała piana ulicy jest istotna,
Nowe białe kwiaty, które właśnie zaczynają kwitnąć.
Jest pod silną narkozą
Gdy widzi świat. Napój
Kontroluje ząb
Klinika wiadomości pogodowych
O poranku nazajutrz. Zaczęła
Swój rejs dookoła świata
Na pokładzie Zefira. Chłopiec nosi
Sukienkę. Dziewczyna spodnie. Każdy trzyma magazyn
Paczka morza obserwatorium
Przedstawiło mnie tobie, zapuszkowanej.
Tylko kilka przypadków zarazy
Ogłoszono w Oporto, szkoły
Znów otwierają się w świeżym wrześniowym
Wietrzyku. Zęby przeżuwają sałatki
Tragedie i pożary lasów wracają
Do wydrążonego, szczęśliwego miasta.
Dżungla materii
Unosi się nad hałdami.
Major obraził morską
Zagładę. Tabletka
Opuściła kufer z krzykiem.
Niewola wyskoczyła ze starości. Niebo
Wyobraziło sobie nas szczęśliwych. Czarne
Drzewa odbijają się w balonie. Wychodzi zatem
Na to, że byliśmy wredni
Dla naszych bliskich,
Nagi mechanicznie śpiący,
Chłopiec-fundament pod rośliną.
Chichotałeś, bo w damie od skał
Morze rozrastało się neutralnie.
Dywan ze schodów zanurkował w pustkę.
„Słońce z igloo, kiedy mnie nie było,
Skarciło ręczniki z wilkołakami.
Czy Idaho to nie stan wilkołaków
Tak czy siak Ohio to stan kwiatów.
Nowy Jork to najważniejszy stan.
Bandana to stan populacji.
W stanach pełnych siana jak Pennsylvania czy Arkansas
Kładłem się i spałem.
Wściekły od delirium stan Mississippi
Doprowadził mnie do dalszych odkryć:
Na przykład Timbuktu. I Ashtabula,
Miasto ręczników. Wilkołaki
Już prawie wyblakły z ręczników, odpowiada za to
Mroźna bladość arktycznego słońca.”
„Czy Montpelier to nie stolica stanu rowów?
Pamiętam – gdy byłem dzieckiem, czytałem o jakichś
Bombach, które umieszczono w tramwaju.
Były zielone i stały ułożone w stos,
Aby kształtem przypominać jodłę.
Wielu ludzi dało się nabrać.
Inni w odległych miejscach
Jak Aberdeen czy Szetlandy
Byli niezadowoleni z tego zajścia.
Co można zrobić z ludźmi, którzy są daleko?
Tylko ci. którzy są blisko mnie, tak jak Bob,
Znaczą dla mnie tyle, ile znaczy Wujek Ben,
Gdy wchodzi, wycierając kawałek lodu
W kuchenny ręcznik z wiewiórką, jego twarz skrzy się
Od rozkoszy bycia już nieobecnym.
Albo gdy ktoś kładzie kapustę na pieńku
Myślę, że jestem z nimi, myślę o ich imieniu:
Julian. Czy widzisz
Różnicę pomiędzy wątłymi uściskami dłoni
A zamarzaniem na śmierć w wannie pełnej lodu i śniegu,
Którą pewni ludzie zwą domem, chociaż brak jej płóz,
Widzisz? Kiedy nocą
Czyste spazmy płaczu zaznaczają obecność
Nadnaturalnej tęsknoty, myślisz
O tych wszystkich, którzy byli blisko ciebie,
Którzy mogli byli stworzyć mur
Demarkacji wokół twego smutku,
Tych, którzy spytali, czy chcesz kawy.”
Rydwan się oddzielił
A ci, którzy szeptali,
Odsunęli się, jakby obraził ich
Nagły hałas. Noc się przejaśniła
Ponad górą Hymet
A nagły dzień rozpiął jej bluzkę.
Podróżni zbliżyli się do jeziora,
Gdzie palmy i wille
Zdawały się obojętne, przejrzyste
I tak oto podróż zostaje
Blisko nadziei i śmierci. Poszarzałe lampy
Oświetlają kamienny znak.
Żyliśmy tutaj długo.
Wargi podpowiadają tragedię,
Której żadne serce nie wyjaśni.
Grudki szkła tworzą wykrzyknik.
Zieleń nie może przekłuć twojej kapiącej świętości,
Pogoda wciąż trwa, dzieci jadą do szkoły.
Żółte zasłony
Są modne,
Mroczna kostka do gitary,
Wyczerpanie i dym wielu nocy
I nagrywanie pianina w fabryce.
Z żywopłotu
Lasy
Splamione wodą która płynie przez
Fabrykę jest blisko
Robotnicy blisko ciepła swoich nocy
I kostka. Fabryka
Cygar. Hel wypalił
Wszystko prócz człowieka. I
Dziecka. Serce. Kretyn.
W stronę biednych dzielnic
Lasy powracają
Piasek
Wargi biodra Piasek wysypany na
Biedną dzielnicą i na fontannę
Mężczyzna i dziecko
Cygaro i pałac
Piasek i biodra
Fabryka i pałac. Jakbyśmy
Głosowali. Człowiek i róża.
Człowiek wraca – weź różę.
I zamknij drzwi od auta
Z powrotem do brei. Pośpiech znaczy druk –
Drzewa – Mężczyzna śpieszy do druku.
Dziecko i róża i cygaro są tam, na brzegu fontanny.
„Łaźnia w górach”, można rzec.
Fabryka będzie przykręcona do pałacu.
Robotnicy – szczęśliwi
Zagubiona pamięć zgubiony bałagan szczęśliwi
Opiumowa róża
Oszukujesz jesteś naszą twarzą
Zgubione zagrożenie
Zbliżając się do miski powiedziałeś słowo
Ja. Zapomniałeś pianina. To jest
Jedyna rzecz która może nas zniszczyć.
Przepiórki i dziki drób i inne łowne ptaki
Zniknęły spokojnie w swoich gniazdach przy wodzie
Zachód słońca plami taflę jeziora,
Kostka. Pośród drzew są brzozy,
Białe, z wyraźnymi czarnymi liniami, jak źdźbła.
Łzy naruszają prywatność prywatnego życia
W domu wychodzącym na park
Pianino rzadko milknie
Kostka niknie w trawie
Łzy naruszają zazdrość piersi regentki
Spacerując o północy ścieżką prowadzącą do fabryki
Podłoga staje się basenem. Kiedy cygaro
Wybucha
Łzy piąty raz robotników ciągnących platformę wzdłuż
drzew
Kostka do gitary
Ciemność napada na łzy które wybuchają w piersi
Spacerując z małym chłopcem ogromnym psem i czerwoną piłką
W domu obok bagien
Gdzie poddali się
Błękitni żołnierze
Kupiec powraca. Mapa Zamknij się. Przez morze
Teraz żyjąc w inny sposób podnosić jedzenie
Na skraj ust
Zatrzymując się na końcu drogi biodra
Czekające cygaro dawno temu
Kostka dwa trzy
Przed zabiciem po przebyciu tak dalekiej drogi
Dzień upada zazdrośnie w domu przy parku
Pod młynem
Dziecko zasypia na kredowej piersi.