1.
Echo ostatnich czynności wygasa za ścianą. Odwracalność jest cudem.
Rodzi się nielubiana pora roku, plany snują się twarzą do ziemi.
Ma dwa imiona i nie przepada za przeszłością.
Pociągałaby mnie, gdyby miała dłonie.
2.
Przeszłość mieszka wewnątrz kości,
przyszłość w porannej gazecie wsuniętej pod drzwi.
Kiedyś wpadało tu więcej kolorów, miały gest, choć pusty w środku.
Wyciągnięta ręka kończy się na przegubie, niektóre reguły obchodzą matki [łukiem.
Jej wyrzucony na wolność język ma w końcu odpowiednie oświetlenie.
Własny kąt prosty wymieniony za ostatnie słowo. To ten dom jest matką.
Wakacje nad morzem, wakacje w morzu.
Woda przytakuje, ale myśli swoje.
Inne gatunki milczą. Sezon dyktuje warunki.
Szumi tu tak, że trudno nie zamknąć oczu.
Zmieniam się w muszlę pełną szumu. Pustą.
Oddech zajmuje środek, oddech jest dosłowny,
choć nie ma własnej skóry.
Trzy gatunki jedzą przy jednym stole.
Bez negocjacji, bez próśb, bez ludzkich imion.
Powietrze zostaje niczyje, szczelnie
wypełnia uszkodzony czas. Stan skupienia:
ma duszę, ale nie ma kształtu.
We śnie zrastamy się ze sobą,
w świetle znamy się na pamięć.
W tle płaski krajobraz ze starszej opowieści.
Nawet porywisty wiatr nie unosi włosów pomnika,
nie mieści się w natrętnych przerwach pomiędzy gwiazdami.
Tam też są puste gniazda.
Uwite z kradzionych korzeni i innych rodzajów tracenia.
Stare zdejmuje z nich światło jak ubranie,
nowe siedzi na krawędzi i patrzy.
Zmiana przychodzi z morza. Nie potrzebuje nawet portu.
Mimo wszystko przychodzi, nie przypływa.
Woda wystarczy, choć nie reaguje na bicie serca.
Wystarczy nam sala bez luster, wędrowne kąty.
Wy też kiedyś interesowaliście się światem, szczególnie
kiedy był daleko. Przytulne planety wyglądają twarzowo
z lotu ptaka. Lot ptaka jest twarzowy. I nieostre początki.
Teraz zbliżamy się do brzegu, a brzeg jest dotkliwy.