Do amerykańskiego sądu trafił pozew stróża rzeźni, a poszło o to, że jakiś chłopak złamał mu rękę. Sędzia wezwał chłopaka i pyta: „To ty złamałeś stróżowi rękę?”. Chłopak odpowiada: „Nie, nie złamałem mu ręki”. A stróż powiada: „Jak to nie złamałeś mi ręki?! Przecież to przez ciebie złamałem rękę!”. Wtedy sędzia zapytał: „Jak to było?”. Okazało się, że było tak:
Młody zdrowy chłopak wlazł do rzeźni, odciął z krowiego wymienia strzyk, wsadził sobie w rozporek i tak idzie.
Stróż zobaczył chłopaka, wytrzeszczył oczy i mówi: „Ty, patrz, jak ty idziesz!”.
A chłopak wyciągnął nóż i mówi: „Ech, wszystko jedno!”, odciął nożem strzyk i rzucił precz.
Stróż przewrócił się i złamał rękę.
Trudno powiedzieć coś o Puszkinie komuś, kto nic o nim nie wie. Puszkin to wielki poeta. Napoleon nie dorasta Puszkinowi do pięt. Bismarck w porównaniu z Puszkinem jest nikim. I Aleksandrowie – I, II, i III – to w porównaniu z Puszkinem po prostu neptki; tylko w porównaniu z Gogolem Puszkin sam jest neptek.
Dlatego, zamiast pisać dla was o Puszkinie, napiszę lepiej o Gogolu.
Chociaż Gogol jest tak wielki, że o nim napisać się nie da, dlatego będę jednak pisał o Puszkinie.
Ale po Gogolu brać na warsztat Puszkina to jakaś kpina. A o Gogolu pisać nie można. Dlatego lepiej, żebym o nikim nie pisał.
Woronin
(wbiega)
Przystanek historii!
Ludzie biegną ulicą!
Na Newie strzelają z dział!
Stiepanow
(podskakuje na krześle)
Którego dzisiaj?
Woronin
Dziewiętnastego marca!
Stiepanow
(pada na podłogę)
Przespałem! Przespałem!
Długo patrzyłem na drzewa
Moją duszę napełniał spokój.
Nadal nie ma myśli wielkich i wyjątkowych
Te same strzępy, urywki i ogonki.
A to wybuchnie ziemskie pragnienie.
A to ręka wyciągnie się po ciekawą książkę.
A to nagle łapię kartkę papieru,
A to nagle do głowy puka słodki sen.
W głębokim fotelu siadam przy oknie,
Patrzę na zegarek, zapalam fajkę,
Ale nagle zrywam się i podchodzę do stołu,
Siadam na twardym krześle i skręcam sobie papierosa,
Widzę, jak po ścianie biegnie pajączek.
Przyglądam mu się, nie mogę oczu oderwać.
Przeszkadza mi wziąć pióro do ręki.
Zabić pająka!
Nie chce mi się ruszyć.
Teraz patrzę w głąb siebie.
Ale we mnie jest pusto, monotonnie i nudno,
Nie pulsuje życie,
Wszystko zwiędłe i senne jak szara słoma.
No więc byłem w sobie,
A teraz stoję przed wami.
Chcecie, żebym opowiedział o mojej podróży,
Ale milczę, dlatego że niczego nie widziałem.
Dajcie mi spokój i pozwólcie spokojnie patrzeć na zielone drzewa.
Może spokój napełni moją duszę.
Może wtedy moja dusza się obudzi,
I ja się obudzę, i we mnie załopocze mocne życie.
2 sierpnia 1937
Długo myślałem o orłach
I wiele zrozumiałem:
Orły latają w chmurach,
Nikogo nie dotykają.
Zrozumiałem, że orły mieszkają na skałach i w górach,
W przyjaźni z duchami wody.
Długo myślałem o orłach,
Lecz pomyliłem je z muchami.
15 marca 1939