jest białe pomarszczone płótno kołdry
i kawałek nogi
telefon ze słuchawkami tuż obok
jest dłoń i nie ma dłoni
właśnie kiedy po nią sięgam
a potem znowu jest
kawałek uda blada materia
w poświacie ekranu
tyle widzę: poświat
żadnej metafizyki pod poduszką
w którą upycham słowa
na czarne godziny
ucząc się oszczędności
w końcu mam kredyt
we frankach
pytasz czy Hughes wyszedł po polsku
tak mam go gdzieś u siebie miałem
w dwóch językach w jednym z mieszkań
w których już mnie nie ma
kilka lat temu próbowałem go tłumaczyć
ale słowa odpadały od znaczeń
ich głowy odpadały od siebie we śnie jak dwie połówki
przeciętego melona, ale
w jednym z mieszkań w których już mnie nie ma
wciąż śnią się moje sny śnią się sobie same
w sennym splocie wymieniali się rękoma i nogami
w snach ich mózgi brały się nawzajem w niewolę
pewnie gdzieś tam po kątach snują się
myśli albo wciśnięte w szpary między listwami
próbują stamtąd wyleźć na światło dnia
ich krzyki uwięzły w ścianach
w tym mieszkaniu w którym jestem
w końcu tłumaczę Hughesa i słowa
wskakują na swoje miejsce; czekam
aż wrócisz aż rankiem moja twarz będzie twoją
powiem jeszcze raz to samo, a potem znowu
chociaż oryginalność to nieszkodliwy fetysz
kiedy ostatni raz siadałem do pisania
to z długopisem teraz wystarcza mi
laptop albo telefon
dyskretna automodernizacja
teraz między wersami przeglądam memy
między memami kartkuję Dostojewskiego
(dobry redaktor usunąłby ze dwie trzecie
memów i dzienników) wiem że jestem
z nie swoich słów nie szukam innych
ale ironia przestała mi wystarczać
wiem że nie potrzebuję dzisiaj więcej
niż zapętlonych goli Bergkampa i Gazzy i
żeby nie skłamać to wibracji telefonu
po twoich wiadomościach też
ta twoja łazienka piszesz i zatrzymam
się tutaj
*
za krótko uczyłem się łaciny
żeby zrozumieć co przystoi
a słowa? słowa spuściłem
wreszcie ze smyczy – niech robią swoje
cokolwiek to znaczy bo przecież
nigdy nie miałem psa
jakie znam sztuki magiczne
to chyba wszystkie
gdy trzeba
umiem wymyślić ogień
i odpalić papierosa
od płyty indukcyjnej
umiem otworzyć nożem
butelkę piwa
gdy jesteś spragniona
i sprawić by śnieg
srebrzył się w pomarańczu
lampy ulicznej
ale największą ze sztuk
prawdziwą czarną magię
opanowałem rojąc sobie
wszystkie twoje gesty