Są języki, które nas nie parzą

Jest matka wędrująca. Ona wystawi
Twój dom. Podaj ją dalej, aby dotarła
do wszystkich domów świata i żeby
nie przestała wędrować. Jest królowa,
jej pocieszenie i wieża z samych kości.

Plansza podzielona na białe i czarne,
podzielona, ale tylko na dzikie pola.
Przekaż ją dalej, bo nie umie chodzić,
wędruje z rąk do rąk, ozdobna plansza
strapionych. Nasza wieża ciśnieniowa.

Przybytek nabiera mądrości, kiedy
w grę wchodzi pocieszenie pomieszane
z wędrówki zaprzestaniem. Nasz lament.
Dom złoty, ale zły jak brama niebieska,
chociaż biała do szpiku kości słoniowej.

Mówimy lament człowieczy,
a zimne ognie go nie przemogą,
Co się stało, to się odstanie

Peste ristorante

Po szkle jadę cały. Ocieram się o krawędzie
jakbym się modlił do spółki z szamanem, głowa
szuka chmur, a dzisiaj przejaśnienie. Myję wam stopy
niczym mityczny stróż. Idzie to na wieczne nieoddanie
lub zła odczynienie, chociaż zalęgło się w kącie
i chuja sobie z nas robi. A sztandar powiewa.

Przydrożne znaki podnoszą się jak tumany kurzu,
gdzie ktoś wypadł z trasy, w trajektorii z przeciwmgielnymi.
Cuda, Panie, a ja nie mam dla Ciebie wódki w domu.

Zaraza na pół gwizdka jakby z menu wycięto litery
i dostawiono na półkę „Sławni ludzie nas odwiedzili”.
Same widma, Panie, a ja nie mam dla Ciebie wódki

Moje cmentarne Kule

Uruchamiam materię kilka metrów w dół,
tak jak regulamin zakłada, żeby tradycji
i higienie stało się zadość. Niepotrzebnie,

bo wnoszą nas jak greckich bożków w tę
całą oprawę. Piłujemy skrawki, żeby coś
zmieniło nas w światło, takie największe

Absolutny brak

O tej porze zwykle mówi się, że jest końcem
lutego albo późną zimą. Sezonem, kiedy okna
zamknięte, balkony puste. Na zewnątrz garstka osób
jak ruchome pałeczki, przy czym nie można wyróżnić głów.
Pojedyncze drzewa. Dom nocny kładzie się światłem odbitym
od miliona skatalogowanych kul. To się jakoś nazywa, rozlicza
a nawet mnoży, co na tej szerokości daje całkiem niezłą perspektywę.

Oddycham sobie, choć przegroda nosowa
bywa zawodna. Serce nierówno jak zwykle.

Żadnych znamion jakiejkolwiek duszy



Dogma – pseudonim. Autor pod nazwiskiem wydał trzy tomy poetyckie, publikował m.in. w „Twórczości”, „Czasie Kultury”, „Ha!arcie”, „Kresach”, „Odrze”, „Gazecie Wyborczej”, „Studium” i po dłuższej przerwie w internetowym „Przekroju”.

Konrad Rószkowski (ur. 1993) – Gdańszczanin, który zdecydował się zostać projektantem graficznym. Na co dzień zajmuje się grafiką użytkową. W wolnych chwilach robi również plakaty i ilustracje, w których zdecydował się na mroczną (czasami dosyć matematyczną) abstrakcję.