Wskrzesiwo
chyba zwariowałem
żeby o północy
w polu
zapalać świeczkę?
i wypowiadać:
—— niechaj światło
—————————– będzie
———————————————————— jak zastrzyk
w śmierć
wyobrażam sobie: ciemność
leci wiersz
śpiący opuszcza otchłań
mknie obok
słucha
2013
Rogi
Zaraz po śmierci przyszedł i powiedział: piekło
istnieje. Kiedy się obudziłem
pomyślałem o wyrzutach sumienia
i moim życiu.
Była zima. Jechaliśmy przez las,
pijani. Zwolnij,
zwolnij natychmiast! – wykrzyknęło
w głowie.
Stał
na środku jezdni,
patrzył,
jakby wściekły
– jeleń.
Księżyc,
rogi
———————————————- ich długi cień
na masce volkswagena.
2013
Inicjacja
ceremonia rozpoczęła się
wiry powietrza
uderzały w drzewa
pootwierane
zataczając kręgi szalały
szalały tam
ceremonia wstępowania
nad cmentarzem
parasolami
duszy
która jest
jeszcze trochę tutaj
ale przemieniała się
eony?
interwały?
otaczały i
przyjmowały ją
w siebie
– tam
nad konduktem
jesienno-zimowe
złudzenia
żegnaj
mój przyjacielu
2010
Choking game
głupie dzieci
żeby bawić się w podduszanie
w dwunaste lato
umierać
wracać
umierać
wśród jasnych
zbliżających się
twarzy
uśmiechniętych
o czym szeptali
migocząc w górze?
nie teraz
nie teraz
nie teraz
jeżeli kiedykolwiek widziałeś tę łąkę
będziesz o niej myślał
przez całe życie
2014
Trzy pejzaże samotności
1.
od kiedy śnieg zaczął topnieć
mój dom jest latającą kroplą
w kropli okienko
patrzę: blady świt
jeżeli mam coś odmienić
muszę stąd wyjść
odwilż – pociąg
do miejsca bez nazwy
szkielet koszmaru
znika z ziemi i zalęknionej twarzy
2.
noc w metrze
z twarzą wklejoną w szybę
dzień w metrze w tłumie
z twarzą wklejoną w szybę
obcego kraju
3.
Bałtyk
kolejna wigilia
orkan kolejny
mam ciało
przez wiatr prochowane
ręce
głowa
tułów
w piach
samotność
świat
2007 – 2017
Cztery pejzaże pojezierza
1.
morfogenofonia
częstotliwość
w której tańczą owady
w górę i w dół
w górę i w dół
rój
unosi się nad brzegiem
słońce zachodzi jak dyrygent
niesłyszalnej muzyki
2.
erupcje tysięcy stworzeń
z pokrzyw
w słoneczne przebicia
pomiędzy leszczyną
nad jeziorem „Lubie”
w maju
2018 roku
ukryty w bujnej trawie
jestem drapieżnym owadem
– wchłonem
zatrzymać
pożreć ten muszkowy taniec
gardło słońca
taflę jeziora
na zawsze
za wszelką cenę
3.
płoną łąki
– to organizm! –
dwa zbiory komórek
(żurawie?
bociany?) wypulsują z mgły
ciągnąc ją za sobą jak żyłę
w świt
4.
i tak cały dzień
pod otwartym niebem
nad lasami
jeziorni
pisałem – a teraz
wracam przezroczystą drogą
przez którą
przelatują sarny
co chwilę
przez pół godziny