Słowem wstępu
Poezja Elizabeth Bishop – jednej z najważniejszych autorek anglojęzycznych. Jej twórczość charakteryzuje się intelektualną dyscypliną i perfekcyjnym rygoru myślowego, na stale wpłynęłana kształt literatury w drugiej połowie XX wieku. To poezja, która przełamywała literacką awangardę, postulując konkretność pisania zawsze „o czymś”, poetyckiego relacjonowania oraz intelektualnego analizowania. Autorka wywarła ogromny wpływ na polską literaturę ostatnich dekad, w tym między innymi na Stanisława Barańczaka.
Cud na śniadanie to wiersz, który po raz pierwszy pojawił się w polskiej świadomości wraz z tłumaczeniem Andrzeja Sosnowskiego opublikowanym w „Literaturze na Świecie” w 1994 roku. Utwór Bishop opisuje czułe przejście od życia do cudu. I na odwrót. Kameralna wzniosłość pomaga nam wejść w obszar czegoś prawie niesłyszalnego, niewidzialnego, zagubionego w parametrach codzienności. Każdy detal umiejscawia się w wierszu tylko po to, by następnie zniknąć w kruchości, stanowiącej kontrapunkt dla błogiej pełni . Delikatność i niesamowitość to jakości rozstrzygające, które przełamują nieznaczność nieważkość. Moment wzajemnego przejścia od życia do cudu odbywa się na specjalnych prawach zmysłów. Czy słońce – wiecznotrwałe źródło – nie zmusza nas do przymknięcia powiek, do zasłonięcia czoła dłonią, by w ten sposób skonkretyzować klarujący się nowy horyzont? Właśnie ten stan, prowokujący do różnych rozmyć, nawarstwień – moment ulegania iluzji – sprawia, że „oko jak ciężarek spada w głąb przez linie”, jak pisze Bishop w utworze Over 2,000 Illustrations and a Complete Concordance. Dzięki temu możemy zobaczyć drugi brzeg, spojrzeć w bok, uskoczyć wzrokiem gdzieś poza trwającą kodę. Cud na śniadanie to cud poznania, entuzjazm zawieszenia.
Michał Trusewicz
O szóstej rano czekaliśmy na kawę,
czekaliśmy na kawę i miłosierny okruch,
które mieli podawać na pewnym balkonie
– niczym gestem dawnych królów albo cudem.
Było jeszcze ciemno. Jedną nogą słońce
stanęło pewnie na długich falach rzeki.
Pierwszy prom dnia przekroczył właśnie nurt rzeki.
Było zimno, więc mieliśmy nadzieję, że kawę
podadzą bardzo gorącą, widząc że słońce
nie zamierza nas ogrzać; i że każdy okruch
to będzie bochen, posmarowany cudem.
O siódmej jakiś człowiek zjawił się na balkonie.
Przez jedną chwilę stał samotnie na balkonie,
nad naszymi głowami patrząc w stronę rzeki.
Służący wręczył mu rzeczy, które miały stać się cudem,
to znaczy w filiżance jedną jedyną kawę
oraz jedną bułkę, z której każdemu wydzielił okruch,
z głową, by tak rzec, w chmurach – a wraz z nią słońce.
Czy on zwariował? Cóż najlepszego, o słońce,
próbował zrobić na tym swoim balkonie!
Każdy otrzymał jeden dość twardy okruch,
który wielu strzepnęło pogardliwie do rzeki,
oraz jedną kroplę w filiżance na kawę.
Część z nas została w pobliżu, tęskniąc za cudem.
Opowiem, co ujrzałam później; nie było to cudem.
Piękną willę oświetlało słońce,
a zapach od drzwi zwiastował gorącą kawę.
Fronton o dziwacznym, białym, gipsowym balkonie,
dodanym przez ptaki gniazdujące wzdłuż rzeki
– widziałam to wpatrzona jednym okiem w okruch –
oraz galerie i marmurowe komnaty. Mój okruch
moja rezydencja, stworzona dla mnie cudem
przez wieki, pracą owadów, ptaków oraz rzeki
szlifującej kamień. Co dzień, gdy świeci słońce,
w porze śniadania siadam na moim balkonie,
wygodnie układam nogi i litrami piję kawę.
Zlizaliśmy okruch i przełknęliśmy kawę.
W oknie na drugim brzegu rzeki błysnęło słońce,
jak gdyby cudem, na niewłaściwym balkonie.
Od tłumacza
Dobry wiersz rozbłyskuje nam w głowie jak promień słońca, który nagle przebił mgłę; gada do nas pieszczotliwie i niepokojąco, jak okruch dziwnego snu. Dobry wiersz nucimy jak piosenkę pamiętaną z dzieciństwa, pełną znaczeń, które nie mieszczą się w nutach ani słowach.
Dobry wiersz to łyk gorącej, czarnej kawy o świcie; wyodrębnia nas z szarości, wyostrza wzrok, budzi zmysły, roznieca pragnienie. Rzeczy ciemne na chwilę stają w świetle, rzeczy ciężkie tracą wagę. Odzyskujemy zdolność zachwytu. Czytany rano, dobry wiersz wydaje się cudem.
Cud na śniadanie Elizabeth Bishop: wiersz-olśnienie, sestyna stworzona mistrzowską ręką, niczym piękna willa ujrzana na drugim brzegu czy balkon z widokiem na rzekę. Lubię chłód wczesnego ranka, lubię te chwile, gdy na nowo ustala się kształt świata. Nie umiem oprzeć się cudom.