na tvoje usne boje mesa
spustiću kap svoje vode
EKV, »Oči boje meda«
Wstajemy we dwójkę bez godzin. Bez ubrań. Bez planu dnia.
Uszykowane ławice młódek rozstępują się, prawie że uprzejmie, niezauważalnie,
i zanurzają się pod moje nagie ciało nieprzyzwyczajone do soli i słońca.
Ryb to nie obchodzi, ryby są zwinne, wygięte pływają, pod wodą lekko oddychają.
Ta sama żaba co wieczór uporczywie maszeruje do murku, przewala się.
Spokojną gładź przecina samotny sankarz wodny. Za nim zostaje
zapach ropy, dźwięk jak ból zęba, ledwie jakaś bruzda w morzu.
Gdy spada na płask do wody, nad nim wieczór zaciąga zasłonę dnia.
W książce znajduję przyśniętego skorpiona, zupełnie płaskiego.
Cicho skwierczy nocne morze, przyzwyczajone wciskać się we wgłębienia lądu.
Niezauważalnie, jak przypływ rodzi odpływ, księżyc wspina się na niebo.
Powoli rozkwita między gałęziami cytrynowców wiatr i posrebrza gładź.
Jest lato. Nie mamy nic innego do roboty jak tylko być. To wystarczy.
kiedy niebo jest naprężone
i chmury są zadowolone z siebie
nie potrzebuję niczego
co właściwie jest zawsze
muszę się wydać
jeśli mam nie wydać samej siebie
ten kto szuka ciszy
chodzi po lesie i obserwuje zwierzęta
z daleka
ten kto chce książkę
z własnym nazwiskiem
ścina go
ten kto modli się zbiera
w milczeniu jest jednością ze samym sobą
ten kto pisze zdradza
krzyczy to co myśli że myśli
za wszystkich
ja sięgam do wnętrza i obracam się
z wewnątrz na zewnątrz
to co jest wydane
jest na zewnątrz jest obce –
ale słychać tylko to
co jest wydane
wszystko inne traci głos twardnieje
i w tobie obumiera