powoli rozkwita

mężczyzna trzyma na kolanach pudełko. 
wewnątrz leży na plecach 
żuk, który zastygł. 
mężczyzna nie wie, co jest w środku, 
po prostu nazywa to żukiem. 

miasto trzyma na powierzchni pudełko. 
wewnątrz leży na plecach 
mężczyzna, który rodzi. 
miasto nie wie, co jest w środku, 
po prostu nazywa to mężczyzną 

to w końcu wstaje, chowa pudełko 
pod łóżkiem. w pracy będzie stawiać
ściany. ulica żyje, jeszcze 
chodzi, poruszona do kości, po szpik asfaltu. 

pociąg przejechał miasto 
i powolutku umiera. 
opuszczam wszystkie domy, 
pudełka, żuki. rozwiązuję układ.

kamieniarz

proboszcz puchnie jak balon. orzeł płacze,
gdy my płaczemy. dlatego zrywamy się z przyrki,

lekką dłonią markując podpis? w parku grzebią liście.
zgodnie stwierdzamy, że z liści schodzi skóra.

jesteśmy prawie na miejscu. on był kwarcowym homarem, 
wspinającym się po ścianie jak pod szczupły szczyt.

teraz jest stuletnim żółwiem. wpuszcza nas, ale nic 
nie mówi, zaniechał mowy, tak jak można zaniechać się

nie pokażę wam języka, nie przetłumaczę zaklęć.
w kieszeniach ciuła kamyczki. karmi nimi wróble.  

niedziela

w samym środku postawiono cerkiew. 
długo ją tuczono, aż wreszcie sama poczęła 
rozpychać się na boki. byliśmy głodni, 
weszliśmy po pokarm.

to tutaj falafel smakuje kebabem. 
za rogiem łypie dziwka śledząc psa. 
tubylcy mielą, mielą język. 

i nagle zgrzyt opon przed świątynią 
wywołał nas na zewnątrz, 
którego już nie było – była cerkiew 
z niebieską kopułą, niebo ponad 

cisnąłem do torby coś, 
co pachnie jak mirra, 
co chyba jest miętą. 



Jakub Grabiak (ur. 2002) – dobry chłopak, dzień dobry mówi na klatce, zakupy pomaga nosić. Debiutował w „Tlenie Literackim”.