przywiązaliśmy gnojka do drzewa
drutami popapranymi
w żółtych i zielonych gumkach
salwa w brzuch z kapiszonowca
na odpuście kupiony, osmalił się
a potem scyzorykiem
wyryliśmy na nim
jedno wielkie bluźnierstwo
to za lipany tfu!
każdy mu w pysk napluł
podchodzili kolejno chłopaki
i pluli, jeden za drugim
za naszą klęskę
ściekająca ślina ze
ściekającą krwią się wymieszały
nasza taborycka ślina
na pierdoloną krew
zaklinam lipany
boksując mój pierwszokomunijny obrazek
nie rozbiłem ręki, rozmasowuję nadgarstek
schodząc do piwnicy by się nachlać nalewki
komnata szatana już się nie jawi
worek foliowy, na kształt miseczki w moich rękach
rozkłóciłem, masz, zaciągnij się pierwszy,
rozchyl narteks krtani
aż padniesz białymi plecami na chropowatym betonie
nasze Hittin,
my dwunastoletni krzyżowcy dotarliśmy bronić źródeł
bezmyślnie wpadając w głębszy konflikt
pasące się na wzgórzach kozły
wpiły w nas cętkowane ślepia
nie było pasterza, co w zagrodę przed łowcą trzodę by wprowadził