GENEZIS
Na początku był wibrator na początku gardła na początku była przepona na początku był rezonans mięsa szum na początku był ryk wrzask drwina jazgot NA POCZĄTKU BYŁO BLABLA na początku żywe gardło mówiło na początku płuca wzięły pierwszy oddech i zobaczyły, że to bóg był na początku i przed jakimkolwiek pragnieniem
BABEL
Teraz cała ziemia miała jedno pragnienie AKT GENEZY więc ludzie uformowali cegły ze swojego pragnienia żeby zbudować miasto, w którym mogliby mieszkać mieć chcieć wiedzieć, w którym wszystkie ich pragnienia marzenia myśli sny powinny być zapamiętane na zawsze. Mówili: „Zbudujmy miasto zrodzone z oddechu i tęsknoty naszych ciał, abyśmy mogli kiedyś nadać sobie imiona”. Pracowali niestrudzenie, aż wreszcie przygotowali wszelkie niezbędne materiały do tego, aby zbudować miasto. Zaczęli wprowadzać swój plan w życie, jednak materiały okazały się nietrwałe: we wszystkie cegły wlano pragnienia, każda z nich nasycona kształtem cieniem osobistego pragnienia. Ludzie siedli wśród gruzów i płakali. Cegły – nawet te, które zdawały się identyczne znajome – stały się na zawsze obce. Ruiny niezbudowanego miasta pozostawały opuszczone. Niektórzy wciąż płakali byli w żałobie. Niektórzy budowali niewielkie struktury, te zaś natychmiast się przewracały. Niektórzy pracowali razem, by łączyć ścieżki i wytyczać drogi, podczas gdy inni roztrzaskiwali cegły na kruszywo, po czym rozsypywali je wśród szczątków. Wielu zostało, aby uformować nowe cegły ze starych, rozbijając przekształcając stare pragnienia w nowe. Większość uciekła z tym, co mogli unieść, wyczerpywały ich przyczepione do nich ciężary, pochylali pozaginali swoje ciała, wyruszali w kierunku nowych ziem, by budować swoje utopie WIERZCHOŁEK BEŁKOTU
ZESŁANIE DUCHA ŚWIĘTEGO
A pięćdziesiątego dnia nastało wielkie zachłyśnięcie. Wszystkie pragnienia chmury gwiazdy zostały wessane do nieba. Dzień czarny jak noc, a wszyscy ludzie przytłumieni swoją stratą. Jedni chowali się, inni błądzili – nikt tego nie wie. Nie było żadnego dźwięku oprócz zgrzytania zębów oraz oleistego odgłosu kapiących płynów. Wtedy (jak mówią niektórzy) gwiazda, drżąca w czarnej dziurze, została wygnana w noc, trzeszczała miotając się po galaktyce, ożywiona jak światło. Zapadła się w słońcu, które z trudem łapało powietrze jak odratowany topielec. W tych wniebowzięciach słońce zesłało ogień na głowy serca języki mężczyzn kobiet dzieci, wprawiało oddech w ruch. Ziemia nuciła swe pochwały. Inni mówili, że były to dwa ciała, które zderzyły się z ziemską powłoką i które przytknęły do siebie usta zgłębiały swoje ciała, by się uwolnić. Ich żarliwość rozpaliła słońce i napędzała gwiazdy, a wszystko połączyło się w cudzie. Inni upierali się, że bogowie zeszli na ziemię z nieba i legli z nią, ona zaś narodziła dziecko poczęte z oddechu. Piękne dziecko zawodziło w ciemnościach, tak aby wszyscy na ziemi mogli je słyszeć. Doczołgali się oni do niego i podzielili je między siebie, pożarli jego lamentacyjną pieśń, jego skomlenie, wylizali jego drobne westchnięcia, a każdego połączyła radość czerpana z jego daru. Wszyscy są jednak zgodni co do tego, że właśnie tak skończył się nadir CISZY, i wszyscy oni radują się w swoim BLABLA