Scalps of the Darkness
1
Skalpy ciemności. Polska odpowiedź
na Jądro ciemności. Znamienny spo-
sób przezwyciężenia atawizmu. Kar-
paty nocy. Czarna Hańcza wszelkiej
*
pomroki.
2
Stawiam przy nieuchylonym jeszcze
oknie siwak, który wypełniam gorą-
cymi kamieniami. Wzdłuż muru ber-
lińskiego klasycznej literatury: oszo-
*
łomieni
3
biegną na drugi brzeg Conrad o twa-
rzy Charlesa Mansona oraz Manson
o twarzy Josepha Conrada. Och, nic
by się nie zdarzyło. Tak samo, jak i
*
wtedy
4
kiedy ja z twarzą Sienkiewicza zo-
baczyłbym jego z ręką uwięzioną w
prodiżu arcypowieści z moją twarzą.
Cóż, nauczyłbym się kochać twarz
*
Mansona.
5
Nie mówiłbym sobie nocą – ni nie
przyganiał sobie i jemu: człowiek
o twarzy Mansona napisał Lorda
Jima. Nie krzyczałbym – uciekaj-
*
cie: Manson
6
z załogi Narcyza. Widzisz, raz na
jakiś czas zaciskam oczy – znika
Conrad Polak-Anglik, znikają hi-
storie ludzi, a rozwiera się krater
#
wulkanu.
21.11.2017
W dniu wielkiej reformy
1
W dniu wielkiej reformy nad kwiatem nasturcji
zawisa wielki, nierozumowy ciężar. Podnosimy
się z łóżek i zaczynamy ze zdumieniem pojmo-
wać – ja, parę najbliższych mojemu sercu osób,
młodych historyków, teoretyków literatury, je-
den komparatysta, któremu całkowicie ufam –
że zostaliśmy wybrani omyłkowo, że dzieje li-
teratury to rodzaj nieprzerwanej, różnokierun-
kowej audycji, blikująco-iskrzącego się webi-
narium, nieprotokołowanej konferencji inter-
netowej, w której czatach uczestniczymy do
2
śmierci. Czatuję w jednym pomieszczeniu z
Michałem Głowińskim, Krystyną Rutą-Rut-
kowską. Jest tutaj jeszcze kilku zmożonych
czuwaniem doktorantów: wszyscy pogubie-
ni i nieruchomi we śnie – na nachodzących
na siebie, przechodzących w siebie tratwach
kilku karimat. W kamerach internetowych
nad nami Ian Watt, wybitny badacz Conra-
da: nagość badacza, instrument snu, przeda-
wkowanie lekarstw. Widząc nagiego Watta,
3
myślę o rozsypanych w puzzle doktorantach
niepasujących do siebie: i choćby się otwar-
li, związali – paznokieć podważa paznokieć,
znieważa rękę do ręki. Kto powie im, że to
Krystyna jest pierwszą kobietą, która stanę-
ła na Księżycu literaturoznawstwa, że kiedy
Michał nie widzi, upuszcza własną książkę,
pierwszy potrójny tulup po 2000 roku i ma-
suje gardło (nowotwór, zamieć w jej głosie)?
Kto powie im na głos, że to Theresa Wald
4
i nie należy jej zbywać milczeniem epidia-
skopów, tym bardziej że umiera? W dniu
wielkiej reformy nad frontonem wydziału
zawisa płachta – serce późniejszego, polo-
nistycznego kina „Motyl”. Gramy w poś-
piechu Ben Hura dla kilku młodych ade-
ptów. Kobieta grająca Flawię – cierpiący
na depresję, wybitny dialektolog – mówi
z takim przejęciem, jakby recytowała z
zapasowej czaszki ogłoszonej na ustach.
W sprawie początku
Gdy myślę, ojczyzna, w głowie – dudni mi śmierć.
Przed oczami staje widmo natryskowego opalania
Polaków płomieniami żywego ognia. Cały ja: z la-
kierem najdotkliwszych myśli (we włosach), z że-
lem naturalizmu etycznego – skradzionego którejś
deszczowej nocy z samego dna narodowego kufra
kosmetyków. Zresztą – czy nie tak postrzegaliście
literaturę? Ach, sobie mam równie wiele do zarzu-
cenia. Po pierwsze, kiedy pisałem, przenosiłem się
myślami do literackiego Colorado Springs. Po dru-
gie, tworzenie literatury podziemnej stanowiło dla
mnie nie czarny rynek chleba, lecz – czarny rynek
błyszczyku. Po trzecie, zafascynowany Proustem
i teologią naraz – uznawałem świat za Passé Com-
posé wieczności, siebie zaś za Passé Composé pol-
skiej mowy: ogromne, literackie, napółpowietrzne
gniazdo. Gdy myślę więc, ojczyzna, myślę o sobie
samym, do czego przywiódł mnie Schelling skute-
czniej niż Heidegger, bo zrobił to wszystko – trze-
wikiem, zwykłym trzewikiem w pierś wbitym, nie
butami van Gogha. Dążę do mistrzostwa w mono-
logu lirycznym – słyszałem dzwony z kościołów,
lecz usłyszałem też dancing w literackim grobow-
cu. Cóż, liść upodobania przerwiesz dwoma pal-
cami, podobnie jak liść lipy, tak jak liść jesionu.
Gdy myślę, ojczyzna, myślę więc „ja” i myślę –
„wyłącznie moja śmierć”: drogeria późnych pro-
jektów „Przerwana Bandamka Życia”. Gatunek-
-strzykawka. Pierwsza z brzegu sonata:
raz użyta – ląduje w mrocznym koszu.
9.01.2018