rozgałęzienia
kiedy latami zajmuje mnie coś jak skubanie liści aż zostaną
zielone nitkowate szkielety
liczą się czarne łupiny słonecznika to jak przechodzą w ciemny szelest
wachlarzy po zgaszeniu świateł w kinie.
ostatni dzień roku: tną śnieg odgłosy karetki i kaczki
biegnące za ręką która udaje że sypie
bylina
fioletowe dzwoneczki kolejna bylina
którą bardzo lubię bylina albo coś co było i został po tym kolor
kształt zgrabny zwarty kielich lub zbyt miękkie ciało
bezrzęsa powieka najwyraźniej
wszystko służy temu by wykluła się jakaś forma
ruchy pełne rymów garb anoreksja patrzenie zupełnie na pamięć
jak ścieranie blatów seks niby wyszywanka
ostatnio się zastanawiam czy nie wejść w jogę na dobre skupić się
dla odmiany na tym
co przeze mnie przechodzi –
kot siedzi w pudełku po butach z którego wylewa się on sam i coś
jeszcze
szkoda że tego nie wystarcza
X X
X
te punkty do których docierasz dzień w dzień jak krzyżyki
znaczone mydłem na materiale
by było na miarę albo zielone szczepki ryżu wsadzane
w zalane wodą pole
uważaj jak się ubierasz (może na siedząco?) i czego dotykasz
po wejściu do domu coś wyznaczy rozmiar
wyda plony
przekrój
i gdyby wszystko stawało się widoczne po cięciu
a cięcia koniecznie szybkie i ostre wynagradzały tłustą treścią
jak przekrój skały kamienicy brzucha zwierzęcia w które
ktoś siłą wepchnął cienkie paluszki baterii
(to się zdarzyło)
pomyśl o czymś takim: każde posiedzenie przy stole rezygnacja
z wyjścia gdy już jesteś w butach
odłożone jak bazalt wapienna warstewka
albo pęsetka z kleszczem żelazko wciąż podłączone do prądu
dziecko
żeby samo się wylizało
co byś widział kiedy byś już skończył odciął się po korony drzew
czubki sosen
zdjął palcami resztki z ostrza