Moja podróż za granicę nie udała się, mamo.
Granica to milimetr stalowej blachy pomiędzy mną
a resztą świata: reszta to jesień w hrabstwie Essex,
popielate chmury nisko nad płaskim krajobrazem.
W ciemności przykładam ucho do zimnego metalu,
wsłuchuję się i słyszę coraz więcej, coraz więcej
słyszę: jak liście butwieją w przydrożnym rowie,
słyszę: jak wilgoć wżera się w sztachetę płotu,
słyszę: jak mała sowa obraca głowę w moją stronę.
Umieram, bo nie mogę oddychać. Jestem
z Nghèn, Can Lộc, Hà Tĩnh w Wietnamie.
26-letnia Phạm Thị Trà My nigdy nie dotarła do Anglii.
Udusiła się w kontenerze płynącym do Purfleet z belgijskiego Zebrugge
Przed śmiercią wysłała serię SMS-ów do swojej matki.
Zobaczyłem to na poboczu, w nocy,
jak w rdzawym świetle lampy sodowej
myszkowało sobie przy śmietnikach,
chudym pyskiem wygrzebywało odpadki
i rozrzucało je dokoła. Byli tam wszyscy,
którzy coś znaczą, Grycan i McDonald,
Heineken, Hellmann, Ferrero i Heinz,
Develey, Wedel, Nestlé, Zott i Koral,
ale przecież ono nie umiało czytać.
Umiało inne rzeczy. Zwęszyło mnie,
podniosło łeb i zastygło w bezruchu.
Patrzyliśmy na siebie przez chwilę.
Patrzyliśmy na siebie przez chwilę,
potem ono wróciło do swojej roboty,
a ja zrozumiałem, że wydarzyłem się
na marginesie zupełnie innej historii.
Przez całą noc padał deszcz, a rano po prostu
umarłeś.