Natura, czyjaś natura, w końcu się jednak odsłania,
a raczej, OK, pozostaje zakryta, ale nasza, również zakryta natura
czuje, że w końcu tę pierwszą pojęła. Chodziła z nią do szkoły,
chodziła na imprezy, tak się to dzieje. Pojęła.
Rozmowa natur jest inna niż krzyki
między kabinkami, w których siedzą
operatorzy tych natur. Góra
zna zapach góry, włosie
rozumie włosie. To, co
napiszą o nas w „Czasie Kultury”, jest tu trzeciorzędne
albo pięciorzędne. Papier zawsze służył do obwiązywania
natur. Anegdota na koniec… hm, trudno powiedzieć, „Czas Kultury”
zawsze miał ładną czcionkę, wystarczała mi za całą zawartość
pisma. I oto jest, jest, strzęp mojej natury, do atlasu.
Jestem na kolanie słońca,
bo za sobą mam norę w nodze grzyba,
jak każdy. Za uśmieszki płacę uczciwie,
za ładne zdania płacę uczciwie. Za Ivesa, którego słucham,
zapłaciłem uczciwie. Studnia przykryta suchą trawą ofiarowała
mi całą Jurę Krakowską-Częstochowską i zarządza
nią, ciągle, z jej kąta.
Nikt inny nie może z nią
porozmawiać, nie
zna tych małych jak Olkusz
miast, gdzie spotykaliśmy się w
restauracji przy rynku i
okazywała mi zwierciadło swoich secesyjnych wyziewów. Kiedy teraz
robię coś tak albo tak, to dlatego, że dowiodła, że niczego nie zrobię tak i
[tylko tak.
I słońce nareszcie zanurza się w krzakach… Dzień jest
już podparty zapałkami… Ten zasobnik
zwrotów, tego rodzaju sprawa. Światło
odbija się w oknach biurowca
i rozświetla mieszkanie, drugi raz w ciągu doby,
robiąc w nim nowy, krótszy dzień, od 19 do 20, jak
karłowate dziecko zrośnięte z głową Króla, mogące żyć
tylko w płynnej stali jego włosów… Zaciszna epoka, każdy ma
ulubione pogody, pory dnia, jak kieszenie, w których jest
noszony przez coś większego, co? Chodzę, chodzę,
zbieram tektury i pudła po pokojach, jest to
dzień jakich wiele, chociaż jakaś cząstka
mnie, nieskończoność 1 cm na 1 cm, żyjąca na głowie, pyta,
czemu godzę się na zwykły dzień, jeśli tyle już miałem zwykłych. Dziecko, biorę [oddech.
Bębnili w fortepiany, bo nie mieli konsolet.
Nowocześni ludzie w szapoklakach i surdutach,
to nasze ręce są za słabe, żeby
naciągnąć czas i na nich
i zrozumieć, co trzeba, pomierzyć
wszystko jak by należało. Ile
to jest centymetr Chopina?
Ile dziś ważyłoby pięć deko Alkana? Jak
wyglądałyby nasze pojazdy, jeśli rozwinęłyby się do stadium
pociągu, do tego, czym pociąg był w ich czasach, oglądany na tle
baseline’u epoki? Chmura, w której żyjemy i z której mieszkańcami
umiemy się dogadać, niemała, ale nie bezkresna, płynie
nad polami… Ten pogląd, że są w niej studnie między wiekami
a nie tylko tępe filary, które trzymają wszystko, to drobna woluta. Dajemy
[ich tu wiele.