ten z ur chaldejskiego.
tamci tak powiedzieli, a on im uwierzył. naprawdę to nie pochodził. ur chaldejskie było wówczas zamknięte – zamknięte jak sklepy w nierentowną niedzielę: na odpowiednią kłódkę (solidną) i odpowiednie spusty (trzy z pięciu zmagazynowanych).
ten z ur chaldejskiego przyszedł nie od północy, choć mógł. zjawił się, gdy było południe, gdy zegary na głównym placu (rynkowym) biły двенадцать часов, gdy słońce prażyło w rondelku sopelki.
żartowałem. brakowało sopelków. upał niemiłosierny panował tamtego lata, lata obfitego w niepamięć. ja też nie pamiętam, dlaczego go poznałem. był tylko marionetką.
ten z ur chaldejskiego, złożony naprędce i ubrany w zardzewiały kostium, tak, on sprawił mi trochę przykrości. ostatnim razem wyglądał inaczej, jakby solidniej i pewniej. ostatnim razem ćwiczył się chłopak w niezawisłości, nabierał wprawy i krzepy. no potem tego nie wykorzystał, no szkoda.
albowiem przyszedł on; przyszedł, jak mu kazano. sam z siebie nie mógł się ruszyć. był marionetką i w ten sposób zarabiał na хлеп. prorok marionetkowy: powie wszystko, co chcesz usłyszeć, będzie taki, jakim chcesz go widzieć.
marionetkował. robił to dobrze, robił dobrze chyba nam wszystkim. są też tacy ludzie na ziemi, są też tacy potrzebni.