kto jako dziecko płakał na filmie o niedoli,
będzie miał w przyszłości empatii na tyle,
że w krew wejdzie mu ostateczne rozwiązanie
wobec siebie – być może jedyne poprawne.
wieczorami, kiedy wszyscy sobie pójdą,
w pokoju czuwa nade mną człowiek słoń.
szepcze tuż przy uchu 3, 2, 1 skisłeś.
wkłuwa się w receptor i chropawo rzęzi.
budzę się zlany potem i krzyczę w ciemny ekran:
zostawcie go, on lubi spacer i dzikie rośliny!
a potem znów mam 5 lat, i znów tak mało wiem
o monstrualnych rysach kształtów przede mną.
kiedy za oknem już widnieje, znów mam 30 lat
i wciąż nikt prawie nie wie, że każdego dnia
ciężar jego głowy przywraca mnie glebie, że
gruzłowata jego dłoń tuli mnie jak dom
nikt jej nie zauważył, nikt nie dał
nawet plusika w komciach.
być tak coraz lepszą, myśli sobie,
dostać w końcu serduszko super.
wczoraj i dziś śniłem, że
te koty, które znalazłem martwe na ulicy
śmiertelnie ze sobą dzień wcześniej wojowały
że jest lato. siedzimy na drzewie, jemy czereśnie
nic a nic nas nie obchodzą szmalcownicy i politycy
każdy każdemu coś tam od siebie chce kupić
każda dla każdej ma po trochę pieniędzy
w ogóle nic nie znaczy obelga o mojej, twojej nędzy
nie wypowiedział jej nikt, ona musiała nam się śnić
i nie jest prawdą, że wychowawca z ciebie drwił na środku klasy
“twoja mama po wsi chodzi pijana”, nie powiedział tak wcale
nie uciekłaś wtedy ze szkoły zapłakana i nie bałaś się
do niej wrócić, twoja mama jak ręką odjął przestała pić
policzki twoje nie są tak rozgrzane, jak gdy poszedłem za tobą
i już nie jest tak, że mówisz, że masz dość za twojego ojca grobem
nie nauczyłem się wtedy czuć, jakbym ja to wszystko czuł
nie nauczyłem się płakać i rozumieć, zostałem kimś innym
śniłem, że w tym śnie świat przestał się jak furtka domykać
sniłem, że wyszedł z formy, potem wyszedł z orbit
śniłem napis nad twojego ojca grobem, śniłem ave maria
elu droga, koleżanko z podstawówki, imię zmienione
twój smutek już nie jest dla mnie tożsamy ze smutkiem świata
twoje życie jest wesołą historią, ono jest cudowną przygodą
teraz widzę cię uśmiechniętą na gałęzi czereśni, garść masz pełną owoców
teraz jest lato, nie ma nauczyciela, podstawówki, grobu, ty żyjesz elu, a ja
dalej nie śnię, że się nie budzę, choć ten sen, tak mi miły, przychylnie
jak ta pękata kiść czereśni w twojej dłoni, się ku mnie skłania