Droga,
u nas życie senne, na sitcomie. Drzemki, doznania kinofili, segmentowanie
i przeżywanie każdego nastroju. Zasłanianie i odsłanianie okien. Było śpiewane do słońca i jakaś aria pod prysznicem. Podciąganie kołdry, zachwyt nad upierzeniem ptaka w technikolorze. Obchodzimy każdą z naszych roślinek z osobna, puszczamy szalone albo muliście melancholijne longpleje. Przez jakiś tydzień mieliśmy katar, niegroźny, ale zdefraudowaliśmy na smarki cały pakiet papieru toaletowego. I wciąż nie oduczyliśmy się papierosów.
A wczoraj było pierdolnięcie jakiejś kurwa kosmicznej neoczakry, posłuchaj. Już nad ranem diabolicznie bulgotało nam w rurach. Ale to było nic, tylko niepokój, upewnianie się i znowu hop w sen z otwartymi ustami. Obudził nas dopiero wybuch ekspresu do kawy. I nie myśl sobie, to nie była niczyja wina, nikt nie zostawił go włączonego na całą noc. Po prostu eksplodował i całe szczęście, że nikogo nie było w kuchni, bo zastaliśmy bajzel odłamków szkła, spalonego plastiku i cieczy na ścianach. Skaleczyłam sobie nogę. Sprzątaliśmy dobrą godzinę, a potem jeszcze okna, bo ptaki się rozesrały i było ciemno. W truskawkowym dżemie był robal. Baliśmy się uruchamiać toster, więc czerstwe pieczywo zjedliśmy ot tak, z masłem, szybko popijając kranówą. Na samym końcu był zatkany zlew. Z odpływu wybijał obrzydliwy bełt. Wlaliśmy kreta. Nic, tylko strach o kocięta, że się nawąchają. Smród bełta. Poszliśmy po żmijkę. Najtańsza trzymetrowa nie zadziałała i wróciliśmy do skapciałego sprzedawcy po pięć metrów. Dostałem ataku kichania. Kiedy wracaliśmy, pięciometrowa żmijka wiła się jak bobo w siatce, ale postanowiliśmy tego nie komentować. W końcu kazaliśmy jej grzebać w naszych rurach. Długo, dokładnie. Kręciliśmy najpierw we wszystkie strony, potem bardzo długo w jedną. Rury trzeszczały. Wylazła cała oblepiona fusami, mazią, czymś spektakularnie nie z tej ziemi. Rozwarła paszczę. Spoglądała złowrogo. Rozszalała się po całej kuchni, wszędzie rozpierdol. Zamknęliśmy ją na chwilę w kuchni, a potem udało się zajebać ją młotkiem.
Mamy nadzieję, że u ciebie wszystko w porządku i wysyłamy ci dużo naszego Hahaha.