Pedro don Peschi nie mógł znieść już życia w Świecie Jasności
dlatego Świat Ciemności znów mógł go przeciągnąć w szarą strefę,
oferując mu przemyt żeberek do kraju Kapiszonów.
Substancja wymiaru zła opatuliła przestępcę,
przywracając mu jego dawny atrybut, „lepkie ręce”.
Wtedy w głowie Pedra uformowała się treść:
„Idź między prawą a lewą stroną ulicy
i ufaj sobie, zaufaj,
aż znajdziesz tę część,
która pozwoli ci iść
do wafelka. On przekaże ci towar”.
Tak też Pedro don Peschi, na powrót mając kartotekę brudną,
wyruszył załatwić kolejne zlecenie.
Już prawie opuścił swoje terytorium, ale zauważył, że
ma dłonie pokryte paprochami z kieszeni,
dlatego wrócił do centrali samego siebie,
by poświęcić ponad godzinę na ich
umycie i znalezienie cielistych
rękawiczek, których kiedyś używał i przechodząc
do świata łask, zostawił sobie tylko jedną parę na pamiątkę
Kiedyś, jako poważny przestępca,
miał ich wiele, wiele więcej. Dziś ma tylko jedną,
ma tylko jedną. Lecz tyle wystarczy na pierwsze zlecenie
po okresie bezczynności (kiedy zaczynał
swoją historię, chował dłonie w tanich rękawiczkach zimowych,
a że do kradzieży trzeba je zdejmować, to…
nie było za łatwo, bo się przyklejały i przy zdejmowaniu
rozrywały się, a pozostałe skrawki Pedro musiał zmywać
rozpuszczalnikiem, przez co za każdym razem
na ponad tydzień był wyłączony przez rany
do dzisiaj ma tzw. „blizny biednego złodzieja”).
I w takim stanie Pedro don Peschi wyrusza na roboty
i kupiłby sobie jakieś głupoty, ale nie ma na to Czasu.
Czas jest walutą w świecie Nowych Przygód,
a wygoda to surowiec o wysokiej wartości,
o który rywalizują mocarstwa, takie jak:
– Gczombki
– Średniowieczne Imperium
– Bsertrapia
– Zjednoczone Siurkosteroidy
– Królestwo z Kosmosu
– Państwo, w Którym Ludzie Zachowują Się Tak, Jakby Byli Związani z Teatrem
Pedro don Peschi, będąc czarnym charakterem,
żył w mięsistej szarej strefie. Z powodu lęków
imperia nigdy nie zakłóciły ciepłego spokoju
strefy z żywego ciała.
Ciało szarej strefy prowadzi Pedra w kierunku lepkiej roboty.
*
Ucho Anioła obudziło się ze snu
– niecne pulsacje Czarnego Ciała
je rozbudziły.
Anioł musi spać, jego ciało nie może wstać,
anioł w ruchu to zagłada wszystkich gatunków,
ten ruch… on się nigdy nie skończy, ten
ruch… byłby nieludzki.
Ucho użyło zatyczek, by
zatkać pozostałe uszy i to, co działało
jak nos (oraz organ oznaczany
takim symbolem: ).
„Ja, Ucho, poradzę sobie sam, chyba
że nie, to wtedy reszta mnie soju-
sznicy będziemy wspólnie to robić”.
I tak ucho ruszyło w mięso
*
Pedro na robocie niszczy zęby
w systemowym obrocie.
On płynie przez procederu maszynę
i możliwe, że nigdy nie zginie.
Pedro don Peschi nie rozdrabnia się,
a mknie przez ciało, jak drobne strzały
w kierunku celów, których pragnie.
Przemyt kulinariów do najambitniejszych celów nie należy,
ale za coś musi kupić rękawice,
za coś wrosnąć,
za coś poczuć się znów dobrze.
Za coś musi mieć spokojny sen,
za coś musi nawet jeść.
Wszystko, czego nie mógł, rosło w postać pewnej wieży– to w niej zamieszkał. Zanim się obejrzał, powstały kolejne i zaczęli wprowadzać się do nich ludzie. Z czasem pojawiła się twierdza, a inni mieszkańcy kompleksu stawali się niemili.
Gdy niespełnione pragnienia Peschiego złożyły się na mur, pozostali lokatorzy stali się mu wrodzy. Krzyknąłby: „Czuję się tak, jakby to był rejs przez mrok do świata pasożytów, gdzie kazaliby mi zamieszkać. Co gorsza kapitanem jest samo słońce!”.
Byłem jednym z lokatorów. Ciche skargi Pedra przyprawiały mnie o choroby morskie. Gdy doszło do wewnętrznych, zainterweniowałem – wyciągnąłem go siłą z jego mieszkania i kazałem mu się tłumaczyć.
Wtedy rzucił się na mnie i rozerwał mi brzuch, a otwór we mnie doprowadził go do mroku.
Moja dusza napęczniała, jej gęba
na moment ze mnie wylazła
i wypluła Matwiejczuka.
Moja świadomość pogrążała się w mroku,
czemu akompaniował raban upadku.
Ocknąłem się. Nade mną stał Matwiejczuk.
Matwiejczuk: Potrzebujesz czegoś? (Cisza) Dobra, dojdź do siebie.
Ja: Gdzie ja jestem?
Matwiejczuk: U mnie.
Ja: Co się stało?
Matwiejczuk: Pedro don Peschi powrócił do Ciemności.
Znów się ocknąłem. Matwiejczuk przy biurku
grzebał w telefonie. Chciało mi się pić.
Powiedziałem głośne „aaa”.
Matwiejczuk: O, pospałeś.
Ja: … do picia.
Matwiejczuk: Chcesz coś do picia? Dam ci wody.
Ile ja spałem? Moja dusza jest powykręcana.
Matwiejczuk podał mi kubek wody. Lekko
wstałem i się napiłem.
Chwila ciszy, piję powoli.
Ja: Moja dusza…
Matwiejczuk: Nigdzie się nie wybiera. Nie znam się na psychomachii, ale jak tak patrzę, to ona chce ciała. Wiesz, staram się coś w tym nadrabiać, ale jak na razie idę w tych sprawach za intuicją i nawet nieźle mi to wychodzi.
Moja dusza zabulgotała i wypuściła
światło. Nieco się naprostowała.
Matwiejczuk: Na chuj bawiliście się w pomieszkiwanie u Peschiego? Ja rozumiem, że można mieć w życiu kryzys, nie mieć kasy, ale Peschi to… No, napisałem kiedyś o nim wiersz. Było wiadomo, że nie będzie chciał tłumić pragnień, a że dążą w stronę, w którą dążą, to już w ogóle.
Ja: …
Matwiejczuk: Dobra, po prostu daj mu spokój.
Po tych kategorycznych słowach się speszył,
przez moment nic nie mówił. Chyba nad
czymś rozmyślał.
Matwiejczuk: Kurde, sorry za tak kategoryczny tekst. Po prostu drażni mnie kwestia Pedra. No, trochę za dużo o nim myślę i wkurza mnie, że i tak ludzie muszą brnąć w takie głupoty. Kurde no, kuuuuurde, ale wiesz, no sorry, nooo.
Powiedziałem, że spoko, że nie ma problemu,
bo – tak po prawdzie – wtedy przejmowałem
się tylko moją duszą.
Matwiejczuk: A, no dobra. Ale i tak sorry. (Cisza) Może zamówimy pizzę?
*
Pedro brnął. Doszedł do dostawcy Wielkiego Systemu
Dłoni, który stał na drodze do magazynu.
Pedro zdjął rękawiczkę i chwycił
jedną z dłoni.
Tak kontrolował wszystkie dłonie i sięgnął
po to, czego potrzebuje (inaczej dostawca
by go sponiewierał).
Nielegalny ładunek żeberek. Właśnie to
wskazała mu Ciemność.
*
Ucho Anioła ogarnęło obstawę,
członków zespołu Toto. Obiecano im,
że z ich czyśćcowej kary za jebane gówno
jakim jest Africa zostanie odjętych
kilka lat. Ucho nasłuchiwało
samochodu niecnych uczynków
i usłyszało to – – – paserskie interesy.
Ucho zamieniło się w słuch i popędziło dalej[1]
*
Matwiejczuk opowiadał mi o swoich znajomych,
aż doszedł do postaci posiadających jakieś
szczególnie drażniące go cechy charakteru.
Wtedy zaczynał mówić szybciej i się zapętlać.
Kiedy zacząłem mu potakiwać, to on mówił
„co nie?”, rzucał czymś jeszcze i kończył exposé.
Nie chciało mi się z nim wykłócać, ale to chyba
dobrze, bo inaczej pewnie by się
rozsierdził i mówiłby jeszcze więcej.
Przy jednym z tych monologów szczególnie się zaognił,
w pewnym momencie przerwał, zarumienił się
i zaczął przepraszać.
Powiedział, że nie może spędzać za dużo czasu
z obcymi ludźmi, bo wtedy się frustruje,
a potem tak się uruchamia.
Niestety okazało się, że dopiero po
pięciu dniach anioły mogą mnie
przenieść, a do tego czasu Matwiejczuk
zaoferował się z lokum i opieką nade mną.
*
Czuję, że Pedro
nie próżnuje.
*
To, co czuję, leżąc w łóżku Matwiejczuka
pochodzi z wibracji dwóch ciał:
szarego i anielskiego.
Materializuje się we mnie zaburzenie
rytmu przestrzeni pod postacią
wstrząsów.
To pobudza moje organy
prowadząc do nadprodukcji,
a za tym do wzburzonych pragnień.
Przez to, że mieszkałem w Zamku Pragnień don Peschiego,
umiem stwierdzić, jaki emanacja jego ciała ma kształt,
a że dobrze znam swoje pragnienia,
to umiem orzec, w którym miejscu są inne,
niż być by mogły. Znając siebie,
znam też anioła i szare ciało.
Jeśli pozostaną tylko moje pragnienia,
to znaczy, że Pedro don Peschi
powrócił do światła, lub odnalazł się w mroku.
*
Matwiejczuk siedzi przy biurku
i próbuje czytać, ale co jakiś czas
się odzywa. Podaje jakieś
reminiscencje albo (to już z rzadka)
komentuje to, co czyta. Częściej stara się
mówić rzeczy, które uważa
za zabawne. Skończył czytać i spytał:
Matwiejczuk: Dlaczego anioł go ściga?
Ja: Tylko Ucho Anioła.
Matwiejczuk: Ale dlaczego? I dlaczego tylko Ucho?
Ja: To Anioła wyprosił o przyjęcie do światła. Teraz Anioł chce sprowadzić zagubionego baranka z powrotem do stada.
Matwiejczuk: Może się wybudzić cały? Ten Anioł?
Ja: Dopóki don Peschi wciąż będzie absurdalnym rzezimieszkiem z lepkimi rączkami, to raczej nie. Tak, to będą go ścigać uszy, nosy, penisy i jakieś fikuśne, anielskie orga…
Matwiejczuk: Penisy?
Ja: Tak, ale nie Anioła, tylko jego co bardziej skomplikowanych organów.
Matwiejczuk: A… Ale to mów dalej o tym „dopóki”.
Ja: No to będą go ścigać – dopóki jego forma będzie tak durnowata – właśnie takie organy. Ewentualnie się odczepi jeden z bardziej skomplikowanych narządów – ale ten, który wygląda jak kowboj. Jego wibracje będą skutkować przyjaźniejszą biurokracją i większą zachorowalnością na rozwolnienie.
Matwiejczuk: Tiaaa… No sraka… Ale to tyle?
Ja: Może przejść do Strefy Mroku, Świata Ciemności i przerażony Anioł może być coraz bardziej niespokojny, będzie się wybudzał w co bardziej znaczących częściach, aż obudzi się cały, by ocalić zagubioną owieczkę. Jego ruch… To byłoby pandemonium.
Matwiejczuk: Czy to możliwe? Może tak być?
Ja: Działanie Pedra inspiruje Mrok, jest rozdarty między nim, sobą, a resztą świata. Jest taką piłeczką w pinballu, nigdy nie osiąga stałości. Jest w ciągłym ruchu. Kiedy piłeczka stoi, to oznacza, że gra się skończyła albo maszyna jest zepsuta.
Matwiejczuk: Tiaaa… Ale pewnie nie wiesz, jak miałoby to wyglądać?
Ja: Nie. Może Anioł by go powstrzymał, a on w desperacji…
Matwiejczuk: Wierzysz w to?
Ja: Nie.
Matwiejczuk: No właśnie. Powiedzmy, że nie wiadomo.
*
„Kto ma ucho, niechaj słucha”, zażartował
urzędnik. Ucho Anioła przebywało
w biurze odnajdywania zaburzeń
Szarego Ciała. „Jest Uchem Anioła,
jest Uchem płonącym, Uchem
Świetlistym, Uchem Brzęczącym,
Uchem Wibrującym, Uchem
Porządnym, Uchem Stróżującym,
Słyszącym”, zaczął urzędnik.
„Twoje prośby zostaną rozpatrzone
i spełnione bez składania wniosków”.
„Anioły nie wnioskują, anioły
funkcjonują!”, kontynuował urzędnik.
„Szare ciało czuje przerażające ssanie
światła przez czerń w okolicach trzustki.
Tam złapiesz Pedra don Peschiego,
ponieważ, by wyjść stamtąd,
trzeba poczekać na pozwolenie, nawet
jeśli służysz ciemności. Problem
będzie, jeśli go tam nie złapiesz,
Ucho Anioła, ponieważ okolice
trzustki nie służą też Jasności”.
I Ucho Anioła wyszło nagle z urzędu,
wiedząc, że Pedro może uciec.
*
Pomyśleć, że wciąż mija czas, a Pedro działa –
to nieuniknione. Pedro nie potrzebuje sieci,
bo sam spełnia jej wszystkie funkcje – to
nieuniknione. Spacer, marzenie. Najpierw
spacer, a potem marzenie. Ile jeszcze
może sen, ile może trwać sen w tym
tonie. Tonacje są ograniczone, a
działanie snu już nie. Sen sięga daleko
przez odpoczynek, regenerację. Pedro
ma właściwości odpoczynku, regene-
racji. Jego działania podążają podobną
(choć bardziej gorącą) dynamiką,
co odpoczynek i regeneracją; on ma
tego najwięcej (czego?). Przedostaje się
przez siebie (on nawet nie myśli, on
nawet nie myśli). Nie można tak ile
tak można (.,;:!?). Nie powtórzę.
Ale wiesz. Czy ciebie to ubodło?
Wybierz sobie i pomyśl gdzie. A jak
już zdecydujesz gdzie, to uciekaj i bądź sobą.
*
Matwieo wstawaj pora na śniadanie.
Matwieo zaś skonfundowany, gdyż
Od kilku miesięcy mieszka sam
I nikt mu nie robi śniadań
To nie był on ani ja, to poezja
Obudziła go i zrobiła
Lekko ściętą jajecznicę.
Matwiejczuk: Uspokój się.
Ja: Żartuję tylko.
Matwiejczuk: Tiaaa…
Ja: Ale to fajne jest, że piszesz.
Matwiejczuk: Dzięki, dzięki, ale nooo… (tu mamrocze).
Ja: Ale na serio.
Matwiejczuk: No dobra, ale to nie jest istotne.
Poezja: [Matwieo przerywa]
Matwiejczuk: Kurwa, no.
Ja: No dobraaa…
Po czym zjadłem jajecznicę od Matwiea
Zastanawiając się czy to rzeczywiście
Było konieczne tak jak zmiana interpunkcji.
*
Kto powróci do Anioła,
gdy ta wiedza go przekona?
*
[ciąg dalszy nastąpi]
[1] Zespół Toto w tej sytuacji nie był już potrzebny, można
było ich odesłać do Czyśćca. Ale spokojnie, ugadałem dla
nich dłuższą karę.