Tobiasz
Biegnąc wzdłuż żył wodnych
jak po swoich –
czujesz ten puls?
Kiedy trzeba się mierzyć
z puszką Pandory,
niczym sam ze sobą
kwestia czasu i już spuszczam z tonu
w przydrożnym krzaku.
Pandora zdobyła się na odwagę
i podbijała Persję, Persepolis; z niedowierzania
poliż łokieć, zanim skują cię w kajdany
i krzykną „to nielegalne”.
Biegnę ulicami miasta jak po żyłach,
rozdaję pozdrowienia od Trumpa –
wiatr z wrażenia przekrzywia
mur meksykański niczym grzywkę.
To jest pożywka dla mas,
Tobiasz, chcesz?
To masz.
Kromka
Dać światu pajdę chleba,
jak znajdę w kontenerze;
gołębie wyciągają ręce
w kierunku kromki
czerstwej od nadmiaru dotyku.
To kontra śmietnikowa,
z parnasu menele wyciągają parawan
odgradzając się od Nowego Wspaniałego Świata
jednym ruchem stelażu.
Balans na kontenerze, ktoś musi zrzucić
z ramion ten balast – ugasić pragnienie w popiele,
umyć dzieci, ubrać niedołężnych w karton.
Puścić w kanał banał o nadludziach,
chcących niepełnosprawnych przerobić na cement,
fundament muru stawianego w mediach społecznych.
Margines w zeszycie każe wierzyć w oddawany dług
publiczny, liczyć zera po przecinku,
zbierać kromką chleba resztki piór.
Z deszczu pod rynnę
Z prądem płyną śmieci –
rzucone mimochodem.
Kto pierwszy pstryknie z kapsla
i powie „eureka!”; włoży palec pod budkę,
wykręcając numer stulecia.
A gdyby wyłączyć głowę jak latarkę – pstryk!
myśli się rozpłyną w Googlach.
Wszystkie drogi zapędzają w kozi róg,
próg zwalniający z podatku bykowego,
byk na wallu przystanku HWDP,
selfie szminki z tysiąca i jednej mocy,
palec boży, moc truchleje pod naporem brzóz
scrollowanych na ekranie.