Patrzę na zdjęcia zmarłych, widzę teraźniejszość.
To już jest obsesja, ciemny, zimny trans.
Wszystko wręcz zależy od padlinożerców.
(Neurolog odesłał na chwilę do domu,
i patrzyłam w lustro, jak w zdjęcie Roentgena;
jasny blond jest suchy i może to zająć
trochę więcej czasu, trochę więcej rdzenia,
zostanie w sukience). Kiedy sprawdzam serce,
jest większe niż wcześniej. Ta słodka piosenka,
ten uroczy chorał trwać będzie codziennie,
trwać będzie pośmiertnie, trwać będzie namiętnie
od pierwszego stężenia (po strupieszowanie,
uzdatnianie gleby, zeszkieletowanie).
J.
Wsuwasz na dłoń obrączkę za rozległą nawą;
wsuwam ciało matki pod kamienną płytę.
[Chciałaś mnie nakarmić ale ja nie wzięłam.
Teraz karmisz szczenię, bo nie zna języka]
Masz białą sukienkę, ciągnie się po ziemi.
Mam czarną sukienkę, sięga mi do uda.
Nie mogłam mieć siostry, więc czemu cię nie ma
i mnie w bazylice – ale będzie język.
A pusta forma mięśni nie opisze ciała,
(i nie będę czytać, gdy nie ufam dłoni)
A skalpel w rękawiczce nie tłumaczy płynu
(i nie będę czytać o stanach skupienia)
A pusta forma kości, czy opisze pamięć?
– już „Anielski orszak”, wejdźmy do kościoła.
Kiedy już zakopałam moich bliskich zmarłych
w górnych partiach gleby
(tak jak chce społeczeństwo, które definiuje)
i poświęciłam myśl na dobór roślin, jako
żywo sztucznych,
można było skupić się na wizualizacjach,
swobodnych transferach obrazów,
poświęconych metabolizmowi tkanek.
(Mówiąc ściślej, wyobrażałam sobie
w kolejnych dniach jak rozkładają się
ciała
moich drogich zmarłych. Płynna
cuchnąca miazga
czy rachityczna kukiełka? Lepka
różnorodność
czy wiotkie okruszki? Nie liczę na cud
balsamizacji: suchość – a te bystre potoki
wylane na marach za moich
nieodżałowanych zmarłych! Ludzie w
naturalny sposób
akceptują myśli, naturalnie
nie akceptują patologicznej werbalizacji myśli.
(kiedy mieszkam na cmentarzu)
wśród moich niezapomnianych zmarłych,
myślę jedynie o lokalnych roślinach;
bezwstydnej, żywej wizualizacji.