Mniej   1/2019

Słowem wstępu

Rozłożyste języki odeszły. Albo pochowały się w jakichś pieczarach i czekają na swój czas. Ostatnio pisze się „mniej”, bo „mniej” jest w stanie przecisnąć się ku odbiorcy nawet bez kanałów udrożnionych przez jakiś masywny styl obowiązujący

Niektórzy pisali tak od zawsze. Jaworski, Wilczyk i Wróblewski definiowali polskie „mniej” okresu transformacji; ich śladami idą Matysiak i Melanowski, a Szeremeta i Bielicki rzucają wstecz długie spojrzenia – pierwszy ku czarnej wiośnie lat 90., drugi nawet dalej, ku Białoszewskiemu. Eleganckie wnioski z poetyk okołobrulionowych prezentują Feszak i Tomanek. Sam „brulion” jest w tym odcinku trochę gdzie indziej: Biedrzycki na nostalgicznym, muzycznym neutrinie, Domarus po apokalipsie, kiedy jest „mniej” absolutnie wszystkiego.

Jakieś nowe, postnajntisowe nuty słychać i u Lebdy, i u Wierzchuckiej. Podobnie jak u Janickiego, który odmierza swoją operę po łyżeczce już od jakiegoś czasu… Jabłońska apeluje, by „wziąć tylko to, co potrzebne”, ale i on, i ona w tym tobołku raczej na pewno się znajdą. Jak wszyscy, którym przyświecała Šalamunowska maksyma „Czaszka – krypta / Fallus – rzodkiew” i witalistyczne, intuicyjne sprzężenia stawiali wyżej niż cerebralne oprzędy.

A są jeszcze opowiadania Butowskiego, Rączki i Skrzyńskiego. Są dwie okazałe melancholie, włoska i rosyjska: Buzzati i świetny Gawriłow. Jest wreszcie część otwarta, a tam kolejne interesujące sprawy. Na kwartał będzie tego wszystkiego mniej więcej w sam raz.

Rafał Wawrzyńczyk


Część tematyczna

Część otwarta