Zanim wzrosło, czasem kochaliśmy,
niektórzy chodzili do kościoła,
inni bili z miłości, powietrze bywało przejrzyste,
aż w końcu studzienki są odbiciem wątpliwości,
a matki nie dają mleka. Może i wyginęły kundle,
ale wracają mentolowe, bo ludzie chcą wdychać
stare czasy i płakać w rytm ich spalania.
Tłumaczymy sobie, że dymy pachną,
więc ognisty Charizard staje się maskotką
czasów spędzanych nad pomnikiem polskich rzek,
a gdy Biebrza wymiera, terapeutyzuję się
na polu jej bitwy. Przytulamy się do siebie
w autobusach, a on drukuje nową dziewczynę.
Likwiduje się cmentarze tanich dusz, groby-rafy,
ale tam jest zimniej, więc chcesz się zanurzyć.
Wojna toczy się w naszych kranach
i poza nimi. Alerty na ostatnie godziny życia
są głośne. Drukowane są lasy beztlenowe.
Dachy i ludzie rozpadają się na kawałki,
a niektórzy je całują. Słyszę już tylko dźwięki
karetek i straży, ale co z tego. Na moim oknie
osiadł pył, oślepłam, w wygłuszonym pokoju
tulę się do syntetycznego futra.
Tęsknię za tobą jak za drzewami.
Najładniejsze miejsca ocean hoduje tuż przy brzegu.
Pochwalone wszystkie przejrzyste wody, ziarenka,
ryby ukwiałowe i aloesy, one puszczają soki.
Dalej w oceanie są Sahary, kolejna dojrzeje
po dzisiejszym trałowaniu.
Oblizał usta: pochwalony łosoś,
zupełnie jakby był tam jedyny.
Tusza ośmiornicy mu nie pachniała,
wyrzucił więc, a ona leciała na dno,
jej skrzela osiadły na algach.
Przecież one rozkładają się tam
szybciej niż nasze sieci.
Nie będzie już w życiu takiej pracy jak twoja
– mówi automatyczny głos zza taśmy.
To była moja taśma ze snów.
Fascynował mnie cykl życia bułki,
byłam panią od mleka, a na uszach słuchawki,
pięknie mi tam brzęczało pszczołami,
tymi z prawdziwej starej wsi,
ale świat dziś nie jest o tym.
Teraz tylko zdechłe jabłka
odsiewane przez u-booty.
Owocowy czwartek zaczął się
po mechanicznej stronie,
nie dodam już mleka do tych brzoskwiń.
To była moja taśma ze snów. Piątek.
Kuchnia z widokiem na remont promenady,
nie słyszę już tych pszczół.
Niedopałki na parapecie
– moja nowa taśma produkcyjna.