Stajesz z dala od tłumu, przyległy do władzy.
Zważasz zarówno na brzeg, jak i kadr.
Zważasz na piękno, głębokość pola, światło,
żeby zrozumieć pole, tłum.
Pod koniec dnia klimat wybucha,
a rewolucja, cóż, rewolucja jest wszystkim.
Po raz pierwszy zaczynasz widzieć,
że wszystko wygląda jak rzecz ostatnia,
tyle że odwrotnie i tylko przez chwilę.
Kiedy jakaś rewolucja domyka swój obrót,
przedmioty wracają, chociaż są już inne
przez to, że cały czas były takie same.
Trwać to coś innego niż sobie wyobrażałeś.
Ale wyobrażałeś sobie zmianę
i zmiana cię dotknęła, ciebie i tłum.
(z tomu The Outernationale, 2007)
.
Tylko odwiedzam ten głos
Tylko odwiedzam układy molekuł które mówią
co mówię
Tylko odwiedzam świat w tej chwili
i świat jest w ogniu
Zawsze był w ogniu
Mówię to i to mnie mówi
Tak to działa huśtawka taka
Archiwum w ustach i archiwum jest w ogniu
Taka historia
Słońce i ciało i ciało na słońcu
Tak to było dokładnie tak
Świat który przychodzi do mnie
I świat wokół mnie
Wokół mnie są słowa które to mówią
mówią ogniem
Mówią coś albo wszystko
(z tomu Archeophonics, 2016).
Dzisiaj świat
brzmi w slowcore,
sekcja rytmiczna
się wlecze.
W tej chwili
wlokę się solo
w pogryzionym pejzażu,
poszarpane samogłoski,
sam głos i pusto,
albo smutek jak brokat
posypany po umyśle.
Parking pociachany światłem,
myślę wiersz
się dławi
w trzaskającym
dolby.
Oślepiło grubaska,
rowerek w rozsypce,
kolejny wrak,
Rossman na horyzoncie.
Pozdrówcie ode mnie
małe sieciówki.
To też widziałem,
w każdym życiu mojego dnia,
ale żywiłem się, miałem pieniądz
i samochód.
(z tomu Archeophonics, 2016).
.
W tej chwili nastoletnie mikrofale
przenikają twoje ciało krzykiem,
kiedy robisz to ze mną w esemesach.
Teraz muszę cię prosić, byś ze mną
śpiewała.
Przechodzę przez jakiś ciemny pokój
w poszukiwaniu innych struktur do kochania.
Z lewej coś mówi, ale nie wiem co.
Podłoga traci oparcie, rusza z miejsca
i to nie dzieje się tylko w nocy,
ale za dnia, kiedy nie chcę
się nad tym głowić.
Że w oknie widziałem
krwisto-pomarańczową kulę.
Że słucham światła, a ono powiedziało czas.
Słucham czasu, mówi, ha.
Trzeba wyć w krwiście poszarpaną przestrzeń.
Trzeba cię wystraszyć z twojej skrytki
jej zagraconej poświaty.
Ale kocham tę kulę, na której jadę.
To dziwne ciacho z metalu i kamienia, które rzęzi
mi w miłości i w kochaniu.
Fakt, że wiruję i to wiruje, i wszystko
jest wirującym zbliżeniem.
Z daleka to takie fajne.
Pewnie, mówi się fizyka, mówi się prawa.
Skoro takie zmyślne, to czemu cierpimy?
Myślałem, że dzień się przedziera,
ale teraz widzę, że już się skończył.
Na zewnątrz okrutny gołąb ma wybite okno.
Dzień nie jest przyjazny.
Kim jesteś dla mnie?
Sposobem rozumienia podłogi?
Podłogi, która mnie nosi i zostawia
w pozycji stojącej.
Nie wiem dokąd iść.
Ja, we wtorek o piątej.
Co to znaczy, być w jakimś pokoju,
jakimkolwiek.
Wiatr łomocze gontem.
Tyle wiem – pęknięta szyba
nieprędko będzie naprawiona
Kto ma czas na takie rzeczy w pieśni.
Pękanie. Kwitnienie.
Taniec światła w słojach drzewnych
pod wieczór.
W samotności oranżów.
W śliczności oranżów.
(z tomu Archeophonics, 2016)