Okoliczności i zbliżenia
Tuż przed świtem. Autobus pełen Ukraińców.
Znów puścili krótki. To nas do siebie zbliża.
Dotykamy się. My czujemy ich, oni czują nas.
Jeszcze wiadomo, kto jest kto, ale to powoli
już się zmienia. I niedługo całkiem się zmieni.
Dobrze o tym wiedzą ukraińscy mężczyźni,
którzy zamykają w objęciach swoje kobiety
– kraj, który tu ze sobą przywieźli.
Za plecami słyszę starego mężczyznę,
który opowiada o swoich chorobach.
Nagle mówi: „Wiecie dziewczyny, że
serce węża krąży po całym ciele”
Odpowiada młody głosik : „Nie wiemy,
ale sprawdzimy to w Internecie”
Musiałem się odwrócić, by to zobaczyć.
Umalowane oczy, usta – pąki drzew.
On w sztruksowej marynarce
w kolorze gnijących liści.
Dym i kaszel
Pierwsze papierosy są kradzione i nazywają się Mewy.
(Biały ptak z rozpostartymi skrzydłami na niebieskim tle.)
Z nasypu kolejowego, zza krzaków, plujemy i rzucamy
kamieniami we wciąż nowe cele lub w zupełnie nic.
Jesteśmy wyjątkowi. Tak nam się zdaje. W dole, przez łąkę,
do miejscówki nad rzeczką, przedzierają się pijaczkowie.
Rzeczka jest kolorowa i wszystko w niej umiera. Mieszkam
tu całe życie, a nie wiem jak się nazywa. Może wcale
nie ma nazwy. Ktoś wtedy powiedział „Jeszcze trochę
i tak jak oni, będziemy mogli robić to, co chcemy”.
I zaczęliśmy marzyć, kim możemy być.
Zdjęcie dla Pana Boga
Szczeliny w drzwiach zapchane szmatami.
Niemalże absolutna ciemność. Ocalamy świat
od zapomnienia. W płucach wilgoć i grzyb.
Nasze palce dotykają się, kiedy przekładamy
kliszę z aparatu fotograficznego do koreksu.
Taka radość, jakby nam się udało niemożliwe.
Wchodzimy w czerwone światło. Wywoływacz,
utrwalacz, obmycie w wodzie. Zdjęcia wiszą
na drewnianych klamerkach. Na jednym z nich
pusty grób rozświetlony blaskiem flesza.