dokument

Tak, dzwonię żeby sprawdzić bo nie miałem cię w rejestrze. Jestem teraz strażakiem, głównie przez wzgląd na fakt : kręcą mnie syreny. 

Pamiętasz? W liceum zakochiwałem się bezobjawowo i potajemnie. Jakieś wiersze, wzdychania, och ach, wzrok nienaturalnie długo utrzymywany na obiekcie-lokacji uczucia (możesz przestać?). Plus ew. minus, raczej minus. 

Ostatnio kupiłem samochód i przypomniała mi się nasza przygoda. Jechaliśmy na narty a Ty posikałaś się ze śmiechu. Całe siedzenie było mokre, ale my nadal się śmialiśmy i nie byliśmy w stanie przestać. Spoważnieliśmy dopiero w momencie, w którym zaczęło być Ci zimno. Zawiozłem Cię do domu. Auto było starego.

Kupiłem ostatnio samochód, tak, jak patrzy się na piękną kobietę, co poskutkowało następującymi patologiami:

1. pocą mi się dłonie i mam ochotę uciekać gdy tylko znajduję się w pobliżu tej cudnej maszyny

2. jak już wsiądę mam ochotę nigdy go nie opuszczać, masować się przy pomocy mikrodrgnień powodowanych jazdą, wsłuchiwać się w cichutki warkot silnika brzmiący w moich uszach zupełnie jak mruczenie kociaka

3. nie zwróciłem uwagi na rozliczne usterki ukryte pod lśniącym płaszczykiem

Dziwny resentyment, wybacz, że telefonuję teraz, o tak chorej porze. Jak chodzi o podróżowanie, to ostatnio planowałem wakacje. Islandia. Na „stałe”, od jakiegoś czasu, stacjonuję w K, piękne miejsce. Miałem lecieć z miejskiego lotniska, tego dnia była straszna mgła. Tak gęsta, brak mi słów, nie widziałem tak gęstej mgły jeszcze nigdy. Wystartowaliśmy w K, pokręciliśmy się, wylądowaliśmy w K. Wakacje życia. Niespędzony czas. Wracając z lotniska do domu, natknąłem się na bitkę. Mieszkam w spokojnej dzielnicy, myślałem że to nic poważnego. 

Słuchasz mnie? Mhm, mhm, om, ok. Na chodniku leżała dziewczyna. Drobna, o ciemnej oprawie buzi. Czarne brewki, włosy co najmniej brązowe, była noc, nie widziałem dokładnie. Nad nią stała grupa chłopców? Nie wiem, jak określić ich wiek. Jeden krzyczał że tylko dotknął ją podeszwą, drugi krzyczał że go zabije. Ona zupełnie się nie ruszała, przestraszyłem się że nie żyje. Zadzwoniłem na numer alarmowy, przyjechali szybko, wzięli mnie jako opiekuna, nie wiem jak do tego doszło. W każdym razie widziałem wyniki jej badań, oglądałem rentgenowskie zdjęcia jej pogruchotanego kruchego ciała, jej połamanych żeber.

I czułem się jak naruszona tkanka dziewczęcej skóry. Piekący czerwony ślad po zbyt szybkim ślizgu z dmuchanej zjeżdżalni. Poczułem (?) się (?). Szłam z chłopakiem do którego mam słabość, ponadto dogadujemy się. Nie uważam, że jesteśmy dla siebie stworzeni czy coś. Po prostu lubię z nim spędzać czas. Lubię jego stylówy, zapach i poczucie humoru. Problemem od początku byli jego znajomi, szczególnie jeden typo. Na dzień dobry zaczął mnie podrywać, następnie, gdy nie okazałam zainteresowania mianował mnie głupią, po czym się ulotnił. Uf, pomyślałam. Poszedł sobie. Ale to nie był koniec, koniec byłby zbyt prosty. Wrócił i skierował się prosto do mnie. Powiedział (wskazując na fotografie) że te dwie panie są osobami do których mógłby wracać kiedykolwiek. Zaczęłam się zastanawiać czy mogłabym gdzieś wracać “kiedykolwiek” i czy dałoby się do mnie wrócić po czasie, bo widzicie, raczej nie tęsknię. 

Powrót

Chęć znalezienia się w miejscu znanym, nazwanym i kształtnym, zaznaczonym konkrecie na mapie pamięci. Miejsce zapamiętane jako bezpieczne nierzadko bywa zawoalowane w delikat infantylizmu. Własna niedojrzałość, nieznajomość, nieświadomość przyozdabia (stare dobre czasy) i upłaszcza, ubezpiecznia, normatyzuje. Stanowi bazę wypadową wspomnień. Miejsce, do którego należy się odwołać, miejsce obecne na końcu języka i w tyle głowy. Miejsce nieosiągalne z powodu ciągłych zmian świata i jego ruchów. Przede wszystkim jednak, coraz odleglejsze, przez zmiany własne wewnętrzne, zewnętrzne, procesy myślowe, wpływy środowiska oraz każdą (?) decyzję.

zagadka: powrót to niezgrabny podskok rubaszności, czy zaznajomienie z normą i wykorzystanie jej uniwersalności, oraz chwilowej aktualności myśli

Oglądaliśmy zdjęcia, w końcu każdy z nas był kiedyś bobasem. Ludzie się zmieniają. Powtarzanie i rozpoznawanie to chyba własnie pamięć, ale ja czuję jednak, że równolegle znacznie więcej. 

Ona jest jakimś rodzajem warg. Dolna i górna. Co nas jej określa?

Na pewno nie nasze choroby. Znamy się trochę, nic złego nie zrobię, bata na niej kręcić nie będę. Ona postrzega w kategoriach zupełnie nieosiągalnych. Serio. Nie wiem co jest dla niej ważne. Myślę, że ktoś inny mógłby powiedzieć w temacie więcej. Nawet w moim temacie z nałożonym filtrem jej osoby. Ona niewiele mówi  w zespawanych czasach (nie często da się z nią spotkac myślą). I jest jej sporo, krąży po orbicie. Pokusiłabym się o stwierdzenie, że jest rodzajem orbity.  Czasami myślę, że ta nasza całość byłaby w stanie gładko się zniwelować. Po prostu któregoś dnia by jej nie było dla mnie ani mnie dla niej. Wiem, że odbyłoby się to w błonce wzajemnej wyrozumiałości i zrozumieniu które o czym (?) świadczy. 

(1 dowód na jej istnienie)

Ktoś mi powiedział ostatnio, że jesteśmy podobne.

ostatnio 

Ostatnio mój pies zachowuje się agresywnie, na wieczornym spacerze, który właśnie przytaczam, chciał pogryźć spaniela  w świecącej obroży, czego początkowo zupełnie nie zauważyłam. W związku z czym dałam się zaskoczyć. Utrzymałam go w miarę, natomiast zmiażdżył mi palec. Powiedziałam pani spaniela grzeczne „przepraszam”. Poszliśmy dalej zwyczajnie, i tak myślałam o czymś innym. Jakiś czas po powrocie postanowiłam sprawdzić palca, okazał się być siny, a jeden spośród krwiaków był ulokowany zupełnie zewnętrznie, jak zadziorek. Sytuacja wyglądała tak, że brałam kąpiel w gorącej wodzie. Patrzyłam trochę na swoje nogi. Odbijałam się w tym małym okrężnym zamykaczu / otwieraczu odpływu. Postanowiłam pozbyć się głupich krwiaków, choćby tylko tego najbliższego powierzchni skóry. No i wbiłam w niego zęby jak zwierze. Jakoś poszło.

W ten sposób przypomniałam sobie dziewczynkę z podstawówki, z którą kiedyś rozmawiałam (nie miałam z nią problemu, pomimo tego że nie była lubiana). Uściślając, przypomniała mi się, w momencie w którym stałyśmy we dwie na korytarzu wyłożonym kolorowymi płytkami służącymi do gry w ucieczkę przed lawą na czas, mówiła, że nie może znieść, gdy coś jest nie w porządku. Np. drzazga, natychmiast się pozbywa. Albo bąbelek. Wypustka. Włos. Wbija igłę i to pęka, przykłada żyletkę i znika. Ona miała bardzo złe życie i małego pieska. Od trzeciej klasy ruchał ją wujek. Wyszło na jaw w trakcie lekcji plastyki, kiedy mieliśmy cośtam rysować związanego z rodziną. Ona narysowała siebie pod wujkiem. Przecież w trzeciej klasie jeszcze się nie ma ciała. O psach głównie gadałyśmy, też miałam, mam. 

Stawiałam i nadal chwilami stawiam się w jej miejscu, próbując sobie wyobrazić, jak to jest, kiedy w twoją osobistą niematerialność wchodzi ktoś, wchodzi w ciebie lepko. Czy w ten sposób możliwym jest dotarcie do jakiegokolwiek rozgraniczenia? 

Czy można zauważyć, że ma się dłonie na przykład pucułowate, albo o długich palcach, drobne z tendencją do przesuszania, twarde jak skorupki, niezgrabnie próbujące coś uchwycić, niezależnie od wieku słodkie przedszkolne zachłanne czułe palce zupełnie zaskakująco delikatne, takie którym się ufa siłą rzeczy, niezależnie od kolejnych przytrafień, palce małego niezgrabnego chłopca grającego na małym dziecięcym instrumencie swój pierwszy koncert w szkole muzycznej, albo palce jak wygibas, przeskakujące turbinki cechujące się niesamowitą gracją przy skręcaniu papierosa, paluszki paluszki, albo kosmate paluchy, ew jeszcze dłonie rodem z prerefaelickiego obrazu przedstawiającego Najpiękniejszą Kobietę Świata. 

Czy można zauważyć że ma się sine stopy, że ma się siniaki i ranki, że jest się poharatanym nie zawsze niezamierzenie (upsi___)

Czy można myśleć o czymś innym, niż że chciałoby się żeby coś w ciebie srogo uderzyło, o, na przykład ten tramwaj. 

Czy można zauważyć, że ma się obsmarkany nos (chyba że to niedomyta maseczka z białej glinki) albo czerwony, na wzór adama małysza. 

Nw no, świat się skurwił ty nie musisz ?.

Dziwne, co? Ostatnio, w Skopije, zauważyłam że jestem wysoka. Szłam żwawym spacerowym krokiem w poszukiwaniu pożywienia. Nagle zrównała się ze mną kobieta, o której myślałam w kategorii : „wysoka”. Gdy szłyśmy obok, byłyśmy takie same. Identyczne.

Kiedyś indziej mimochodem siedzieliśmy, słodkie worki kości.

Na podłodze w kuchni i rozmawialiśmy o kotach, albo nie, na sofie i krześle, ew na kanapie i fotelu po skosie do siebie wzajemnie i wymienialiśmy się książkami, mówiliśmy, mówiliśmy, mówiliśmy myśli. Albo nie, siedzieliśmy w kuchni i ja się trochę stresowałam, że pranie w korytarzu przesiąknie zapachem papierosów, ale ty miałeś czillllllllll i piliśmy herbatę z miodem i cytryną którą przyniosłam i było super. Albo siedziałyśmy na materacu i było mi zimno a ty trzymałaś mnie za stopę () i ja zasnęłam w ubraniu.

….{“”””””””””””}….

 /,(_..’0_)(_0′.?._),\

 \==============/

           |        |

\\\\\\\\     ////////

      O               O

    [       _–_       ]

                ,

W każdym razie, kopnął mnie. Skopał tak, jak sobie wymarzyłam. Czułam rdzawy smak krwi w ustach.  Byłam bańką szczęścia. Miałam wielką prędkość i ładunek. Zupełnie się temu oddawałam. Mój ból był w kimś innym, w szarym typku po drugiej stronie ulicy, który wyjmował telefon z kieszeni.

po drugiej stronie ulicy stałem się (>>>naraz rosną dźwięki wszum<<<)

Jej bólem, przeczystym promieniem. Jej ojcem, zmartwionym starym szarym zgarbionym panem, wpatrzonym, niedowierzającym wynikom badań. Jej chłopakiem. Jej ubraniem przyklejonym do ciała, do spoconej skóry. Jej zaciśniętą powieką. Jej złamanym żebrem. Jej rozerwaną powierzchnią. Kremem do rąk, perfumami użytymi w zapomnieniu dwa razy, złamanym łóżkiem, teraz trzeba będzie spać do ściany, ścianą – strasznie sztywnym ziomalem. Pojedyńczą rękawiczką, bo druga się zgubiła. 

porządek sielanka

patrzę i wspominane symptomy stają się prawdą

wymyślone choroby zyskują obraz w podatnych ciałach (wystarczy tylko chcieć)

patrzę i pętlę się w pętlę esy floresy fauna i flora prawda nie prawda się rozkle ja, kolejno 

bieżące plany : 

1. zlepiam 

noce z dniami przy pomocy śliny, tworzę wielkogabarytowy arkusz z tzw. papierosowych bibułek, zlepiam je na „zakładkę” idzie mozolnie, projekt jest wielki, musi być szczelny.

sklejam noce z dniami i z szelmowskim uśmiechem na ustach hackuje system (jest bezradny).

2. chodzę sobie to tu to tam, nie wszędzie byłam niedawno

3. sklejam noce z dniami obalając tym samym sens pojąć porządkujących

nie ma wczoraj/jutra cośtam jest codzienne osuwiste przejeżdżanie jak zawiesina przez tą samą tłuściutką scenografię (zmieniają się maleńkie szczegóły : układ zmarszczeń na koszuli, kolor guzika, jakieś przypadkowe rzeczy). przejazd jak na szpitalnym łóżku i wszystko zielone żeby nie było czerwieni w powidoku. 

albo (współbieżnie) : 

szeroka ludna ulica wyłożona kostką brukową (poniemiecka, elegancka, nie do ruszenia) na krawężniku siedzi  pan z harmonijką zbiera pieniądz w kubek papierowy (nie mam nic), mijam

szeroka ludna ulica wyłożona kostką brukową (poniemiecka, elegancka, nie do ruszenia) na krawężniku pan ale nie gra na harmonijce, bo mu zabrali i napluli do czapki, mijam

szeroka ludna ulica wyłożona kostką brukową (poniemiecka, elegancka, nie do ruszenia) nie ma go? mijam

szeroka ludna ulica wyłożona kostką brukową (poniemiecka, elegancka, nie do ruszenia) jednak jest, to było chwilowe zawahanie,  mijam

szeroka ludna ulica wyłożona kostką brukową (poniemiecka, elegancka, nie do ruszenia) służby porządkowe wczesnym rankiem (różowym świtem) przy pomocy zgrzebełka zdrapują jego resztki i resztki jego wymiotów z kostki brukowej bo w nocy spuchnął z zimna i się rozlał poza granice “siebie”, rozbryzgnął (dehumanizacja = odczłowieczenie), mijam

stadiony pełne stadiów 

stadia pełna stadiów

stadiony pełne stadionów

stadion =  stadium i dioda

4. ponownie przespać sylwestra i zostać 2 lata temu

5. to są przypadkowe liczby akurat wyszły po „kolei”

6. konsystencja: 

moździerz do rozgniatania ziół (wnętrze) (rozgniecione)

budyń z sokiem (chodzi o kolory czerwień, żółć) keczup + banan = mózg

7. (rozwój kultury wymaga stymulacji)

8. mam na myśli zlewanie  się ludzi w siebie, zlewam znanych w nieznanych, i, nie obraźcie się, patrzę wam nowe wcielenia, z całą charakterystyką chodu, westchnień i kolorystyką

chodzi o to że jesteście jedną substancją na którą nie mam jednoznacznej odpowiedzi

i wyciągam z niej mały klocek w zielonkawo – przezroczysto – niebieskim kolorze

klocek typu lego lód

z dźwięku wysuwania wyjmuję sobie wolę mocy (ramka w ramce w ramce, kolejne coraz mniejsze)

z dźwięku echa nie wysuwam

konwertuję sie i mknę przez ten kanał piękna

999. „ja” dziś w kolorze afterparty

dziś jest konstrukcją w dodatku niezmienną (nuda), rządzącą się tymi samymi co “linearność” prawami i jest umowne, bo gdyby liczyć czas odchyleniami (postuluję) należałoby powołać do tego Specjalną Komisję, o co wnoszę, bo jeszcze nigdy go nie zauważyłam

chodzi mi o to, że wystarczyło by zmienić założenie i spoglądać globalnie, gdyby tak zrobić widzialną stała by się jednostajność, idąca za nią nierozszczepialna całość, której nie trzeba nazywać

myślę, że żadne z moich cierpień nigdy nie było szczere

nigdy nie byłam przyjemna w dotyku i nigdy nie byłam miękka

nigdy nie użyłam bycia przyjemną w dotyku i nigdy nie użyłam miękkości

i przede wszystkim, nigdy nie padłam ofiarą

nigdy nic mi się nie przytrafiło

za wszystko odpowiadam i wszystko wybrałam

i przedstawiłam to w punktach, tak, by było jak najczytelniej (10)



Zofia Skrzypulec – 20, Kraków.

Konrad Rószkowski (ur. 1993) – Gdańszczanin, który zdecydował się zostać projektantem graficznym. Na co dzień zajmuje się grafiką użytkową. W wolnych chwilach robi również plakaty i ilustracje, w których zdecydował się na mroczną (czasami dosyć matematyczną) abstrakcję.