Małpa, papuga

Dla Norwida i Ferrarisa, autora „Manifestu Nowego Realizmu”

Mamy takie wspomnienie, co wraca jak bumerang.
Złe wspomnienie, loop myśli, hula hoop tejże.
Zostawione z tyłu, nadlatuje z przodu, udając nie siebie.
Odgiąć by je, rozplątać. Przestąpiwszy, zgubić.

Idziemy, idziemy przez las
i nagle śmiech.
I cisza.

Idziemy, idziemy przez las:
Ha, ha, ha!
I cisza, aż ciarki idą po plecach, a my jak wryci.

Podejrzenie pada na małpę –
zwierzę odwija się na haczyku ogona, a podejrzenie górą.
Zarzut kieruje się pod adresem papugi –
ptak przestępuje z nogi na nogę. Zarzut bokiem.

Idziemy. Idziemy przez las.

Lustrzana kora drzew? A co to za wynalazek?
I chyba nie mózgowa, skoro gładka?
Chyba że tak mózgowa, że aż się wypłaszczyła dla niepoznaki.

Właśnie się w niej przejrzały ryby śpiewające na całe gardło.
I korzenie szumiące ponad konarami.
I węże prostolinijne, węże prostoduszne.

A także strumienie cieknące pod górę,
żeby na niej wytrysnąć fontanną i fatamorganą.

Idziemy, idziemy przez las,
a nazywają go
Już Tu Kiedyś Chyba Byliśmy.

To miała być wycieczka?
Wyprawa? Wyzwanie?

Idziemy, idziemy przez las,
a mówią o nim
Nic Nowego Nam Się Nie Przyśni.

To miało być Wyzwolenie?

Nikt nie wie, nikt nie pamięta.
Przez niedzielę pomnożoną przez siedem
idziemy, idziemy przez las
i nagle śmiech.

I cisza.

Po jakim śmiechu cichość taka?
Po jakim taka próżnia głucha
jak po zabiciu kogoś, czegoś?

Kogo, co
zabito w tym lesie?

Bóbr

Nie poleguje nad strumieniem, nie lubi jego szemrania.

Nigdy go nie widziano z trawą w zębach: ani beztroska, ani samobójczy wysiłek pracoholika eskapisty nie leżą w jego naturze.

Wstaje wcześnie wieczorem i pracuje do późna rana, ale tylko tyle.

Skrzętnie gromadzi w żeremiach plany przestrzenne. Grubawą kreską nadrysowuje swoje na szkicach poprzedników. Mniejsza o niuanse, dośpiewa je materia.

Zdarzają mu się porywy, owszem. Po plaśnięciu szerokim, funkcjonalnym ogonem w spiętrzone uprzednio wody wyobraźni.

Bywa lekki, a jakże. W tych wodach właśnie.

Do których prowadzi jasno wytyczona droga: wgryzanie się, gromadzenie, grodzenie i spiętrzanie. O, szeregu czynności!

Czasem ciernista, czasem wyboista. Zwykle długotrwała. Nigdy – nieskończona. Droga jak droga.

Po nadejściu prawdziwego bobra poezji krajobraz rodzimej liryki się zmienia.

Po jego odejściu długo pozostaje niezmieniony.



Dariusz Sośnicki (ur. 1969 w Kaliszu) – poeta, redaktor, autor tekstów o literaturze, okazjonalnie tłumacz. Absolwent filozofii UAM w Poznaniu. Ogłosił jedenaście własnych książek poetyckich i dwie przekładowe. Redagował artzine „Już jest jutro” (1990–1994) i dwutygodnik literacki „Nowy Nurt” (1994–1996), prowadził dział polskiej prozy w Wydawnictwie W.A.B. (2005–2013), był redaktorem naczelnym Wydawnictwa Ossolineum (2015–2020). Pracuje w Wydawnictwie Filtry i prowadzi zajęcia ze sztuki pisania na poznańskiej polonistyce. Jego najnowszy tom poetycki, Po domu (2021), nominowano do Nagrody Poetyckiej im. Wisławy Szymborskiej i Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej „Silesius”. Jest laureatem Stypendium im. Albrechta Lemppa za rok 2023. Mieszka w Poznaniu.

Kamila Okrutny (ur. 1994) – projektantka graficzna, absolwentka gdańskiej ASP. Rysuje, animuje, robi plakaty, w przerwach chodzi na długie spacery z psem. W sieci łatwo znaleźć ją jako kamnotes.