gorąca pomarańczowa lawa spływa po hawajach
z sykiem do morza
wzbijając jego wody w górę
tak wygląda piekło, ewentualnie niebo
jest to niesamowicie przepiękne
a kiedy w domu zagrają do tego smyczki
i słowo uwaga po hawajsku
wiemy, że jesteśmy niczym
kilauea, kilauea
jak sofa salonu
jestem sercem swojego serca
patrzę na własne nogi w wannie
jak na obcego
na to zbyt symetryczne pogórze
wynurzonych kolan
na które klęknę
kiedy wanna po raz ostatni wessie
całą pianę
jak ta pani z talerzem ostryg
mogliśmy ewakuować się do kuchni
do krateru PuuOo albo się utopić
choć i tam tkwiło sitko
symfonicznie leżące na otworze
znam pana, który tak długo malował drzewa
na ścianach swojego mieszkania, że w końcu się do niego nie zmieścił
ptactwo niebieskie obsiadało ich akwarelowe gałęzie
krzesła i półki
przy korzeniach leżały sarenki z nakrapianymi jelonkami
głuszce dziobały jagody namalowane na perskim dywanie
i obgryzały parte świerków przy szafce na buty
gajowy inż. Lesiczek przychodził ze zmrokiem
z koniem Ferdkiem zbierać wiatrołomy
w przedpokoju zdejmował wysokie buty z cholewami
na fotelu bujanym drobniutko kwitł mech
a pod nim grzebał borsuk europejski
nad okapem kurhannik jak on wrzeszczał
za drzwiami do komórki kurczyła się elita narodu
z rodem myszarki zielnej
gronostaj zwinnie wybiega z wnętrzy lodówki
na klawiaturze między Ctrl i Alt Gr zamieszkała parka przepiórek
samica rysia, bystrooka, z odsłoniętą szczęką
na toalecie konsternowała pana
pyszczyk płukał gardziołko w głębinach ekpresu
na nim czyhała łasica z pojemnika na segregowane śmieci
znam pana, który nie zmieścił się do własnego mieszkania
ze swojego okna obserwuję wymieranie gatunków
globalne ocieplenie i topnienie lodowców
widzę, jak przechodzisz przez furtkę
z posmarowanym chlebem w dłoni
z rozczochranymi włosami
kocham cię, jakbyś był po śmierci
a ty jesteś